Przejdź do treści
Przejdź do stopki

"Solidarność" słusznie się oburza

Treść

Z prof. Mieczysławem Rybą, kierownikiem Katedry Historii Systemów Politycznych XIX i XX wieku KUL, członkiem Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej, rozmawia Paweł Tunia
W rozporządzeniu prezesa Rady Ministrów z 2 czerwca 2010 r. w sprawie zgromadzenia elektorów oraz zgłaszania kandydatów do Rady Instytutu Pamięci Narodowej - Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu wprowadza się zakaz przynależności do związków zawodowych dla kandydatów do Rady Instytutu. Przeciwko temu protestuje "Solidarność". Rząd boi się związkowców?
- IPN zawsze starał się dystansować od partii politycznych i bieżącej polityki. I to jest słuszny kierunek ze względu na to, że Instytut powinien być niezależny, ponieważ prowadzi badania naukowe, a nauka nie może być podporządkowana partii politycznej. Natomiast nowelizacja ustawy, którą podpisał jeszcze marszałek Bronisław Komorowski, praktycznie upartyjnia Instytut, gdyż podporządkowuje prezesa bieżącej większości parlamentarnej. Z kolei pamiętajmy, że związki zawodowe nie są partiami politycznymi, tylko organizacjami zrzeszającymi ludzi pracujących w różnych zakładach pracy w celu obrony ich praw. Wydaje się, że w żaden sposób nie kłóci się to z niezależnością IPN. Oburzenie działaczy "Solidarności" jest związane ze zrównaniem ich jako ludzi działających w opozycji w czasach komunistycznych z innymi organizacjami, w tym wypadku komunistycznymi, które stawały po stronie aparatu represji. I wydaje się, że to oburzenie ma podstawy, bo zrozumiałe jest, że różne organizacje w czasach komunistycznych podporządkowane PZPR można blokować, jeśli chodzi o zajmowanie tego typu stanowisk. U opozycjonistów natomiast, którzy do dzisiaj są działaczami związku zawodowego, z którym łączy ich nie tylko kwestia obrony praw, ale też pewien sentyment, takie oburzenie ma uzasadnienie. Z jednej strony rząd upolitycznia Instytut poprzez zmianę ustawy podporządkowującą IPN bieżącej większości parlamentarnej, a z drugiej strony - eliminuje organizacje, które partyjnymi nie są, w tym "Solidarność", organizacją tak zasłużoną w walce o niepodległość jak żadna inna.
Zaistniała obawa, że w IPN pojawią się ludzie zbyt niezależni?
- Nie wiadomo dokładnie, jakie przyświecają temu intencje. Na poziomie parlamentu większość parlamentarna jest w stanie i tak wybrać sobie Radę, jaką chce. Kolegium elektorów proponuje podwójną liczbę kandydatów, a i tak ostateczną decyzję podejmują Sejm i Senat, w związku z czym ekipa rządząca i PO mają bezwzględną większość i dobiorą sobie najprawdopodobniej takie osoby, które będą mile przez nich widziane. Natomiast tu chodzi o danie pewnego sygnału takiej instytucji, jaką jest IPN, że istnieje jakiś quasi-obiektywizm, dziwny, widziany w taki sposób, że trzeba wyjść poza konflikt polityczny, z jakim mamy do czynienia, a więc opozycja - władza, i spojrzeć na wszystko z lotu ptaka, a działacze związkowi mieliby być uwikłani w jakieś partyjne rozgrywki, w domyśle "Solidarność" bliższa PiS, a OPZZ bliższy SLD, i dlatego ludzie z tych związków byliby niewłaściwie widziani. Ale pamiętajmy, że jest wiele innych stowarzyszeń związanych z partiami czy z nimi współpracujących. W takiej sytuacji musielibyśmy powiedzieć, że nigdzie nie można należeć, np. do stowarzyszenia miłośników zwierząt, i doszlibyśmy do absurdu. Ale tu chodzi o grę partyjną. Jeszcze raz podkreślam, nowa ustawa podporządkowuje IPN grze partyjnej, a co do Rady, i tak wybieranej przez parlament, stosuje się jakieś kryteria, które boleśnie odczuwa "Solidarność", bo w jakimś sensie jej działacze odczuwają, że zrównuje się ich z różnymi organizacjami postkomunistycznymi.
Widać tu chęć zawładnięcia IPN przez stronę rządową?
- Ustawa już idzie w tym kierunku. Jeśli zwykłą większością głosów można odwołać prezesa Instytutu, a więc może to zrobić jakakolwiek doraźna koalicja w Sejmie, to zasadniczo Instytut jest już upartyjniony. Bo zmieni się koalicja rządowa i automatycznie prezes może być zwolniony, a wybrany zostanie nowy. Taki prezes będzie odczuwał tę zależność partyjną i wydaje się, że to jest główna linia zmian. Istotowa zmiana jest taka, że prezes będzie musiał zwracać uwagę na to, co danej koalicji się podoba, a co nie.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik 2010-08-23

Autor: jc