Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Smoleński biznes

Treść

Stacja telewizyjna TVN zawiera kontrakty ze swoimi lotniczymi "ekspertami" - ustalił "Nasz Dziennik". Innymi słowy, wypowiadający się na temat katastrofy smoleńskiej są za to gratyfikowani. Podpisują też zobowiązanie do nieudzielania wypowiedzi w innych mediach. TVN od początku konsekwentnie forsuje tezę o winie polskich pilotów, lądujących pod presją "głównego pasażera". Miedioznawcy zwracają uwagę, że taki system sponsoringu może sprzyjać nieobiektywnemu przekazowi. "Eksperci", znając profil stacji, artykułują wyłącznie takie tezy, których ich zleceniodawca oczekuje.
- Zadzwoniła do mnie niedawno dziennikarka jednej z telewizyjnych stacji komercyjnych, zdesperowana niemożnością zdobycia komentarza tzw. eksperta do materiału o katastrofie smoleńskiej - mówi "Naszemu Dziennikowi" jeden z pilotów. - Odmówiłem - dodaje mężczyzna. Na czym polegał problem dziennikarki? Jak się okazuje, większość osób prezentowanych jako "eksperci" lotniczy ma po prostu pozawierane biznesowe kontrakty ze stacjami, w których się wypowiadają. Tak jest choćby w przypadku TVN. "Nasz Dziennik" zwrócił się z pytaniem o zasady i stawki kontraktu do rzecznika stacji, Karola Smoląga. Jednak kiedy usłyszał on pytanie o finansowanie ekspertów, to nie był zbyt wylewny i odmówił komentarza.
Charakterystyczne jest to, że specjaliści od lotnictwa często widywani w TVN na nasze pytania o ewentualne przypadki podpisywania umów w sprawie udziału w danej audycji telewizyjnej, a co za tym idzie - pobieranie gratyfikacji, nerwowo zaprzeczają. - Nie - ucina krótko Tomasz Białoszewski, współautor książki o katastrofie smoleńskiej "Ostatni lot". Kolejny z ekspertów często goszczący w tej stacji - płk Robert Latkowski, pilot, dowódca 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego w latach 1986-1999, nie chciał się w ogóle wypowiadać. - Nie udzielam żadnych informacji - mówi.
Jednak, jak ustalił nieoficjalnie "Nasz Dziennik", przypadki podpisywania umów przez ekspertów lotnictwa z TVN miały miejsce. Chodziło w nich o wyłączność udzielania wypowiedzi przez danego specjalistę tylko w tym medium.
- Jeżeli ekspert jest finansowany, to oznacza w pewnym sensie, iż jest dyspozycyjny wobec danej stacji i do niej się dostosowuje. Usługi takich specjalistów ds. lotnictwa są przecież oceniane finansowo. Nie jest zatem prawidłowa sytuacja, kiedy medium powołuje się tylko na swoich ekspertów, a nie na innych, niezależnych - uważa prof. dr hab. Krystyna Czuba, medioznawca, wykładowca na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. - Należy szukać takich, którzy mają rozmaite specjalności i różne na dany temat zdania, czyli szukać obiektywizmu. A z góry założona teza nie najlepiej świadczy o tym, co się chce przedstawić - zauważa prof. Czuba.
W opinii znawców problematyki medialnej, odbiorcy TVN są wprowadzani w błąd, gdyż nie mają świadomości, że udzielane przez znawców lotnictwa komentarze w formule niezależnych opinii powstają w rzeczywistości na zamówienie tej stacji telewizyjnej.
Doktor Joanna Taczkowska, znawca prawa prasowego z Wyższej Szkoły Komunikacji Społecznej i Medialnej, przyznaje, że sytuacja opłacania ekspertów może mieć wpływ na obiektywność przekazu. Jednak, według niej, prawo nie wymaga od dziennikarzy zachowania obiektywizmu. - Każda redakcja może zaproponować swoim gościom np. zwrot kosztów podróży albo zapłatę kwoty, która miałaby zrekompensować utratę innych możliwości zarobkowania w tym czasie. Od strony prawnej nie ma także przeszkód, by zaproponować wynagrodzenia za udział w programie. W takich okolicznościach jednak modyfikacji ulega zarówno status osoby występującej w programie, jak i kwalifikacja udzielonej przez nią wypowiedzi. Wypowiedź przestaje być tzw. niezamówionym materiałem, a staje się formą felietonu lub komentarza. O ile redakcja wypłaca za komentarz wynagrodzenie, może on być traktowany jako komentarz pochodzący od redakcji, a nie komentarz niezależnego ośrodka czy też niezależnego eksperta - twierdzi dr Taczkowska. Zwraca uwagę, że niestety w przestrzeni medialnej, zwłaszcza mediów elektronicznych, panuje w tej materii duża dowolność. - Materiały są tak ze sobą przemieszane, że odbiorca nie jest w stanie rozróżnić głosu niezależnego eksperta od osoby, która udziela komentarza na zamówienie. Moim zdaniem, nie powinno dochodzić do sytuacji finansowania ekspertów przez media, choć z prawnego punktu widzenia wszystko jest lege artis. Pożądana byłaby na pewno klarowność relacji pomiędzy redakcją a osobami występującymi w programach. Odbiorcy mają prawo wiedzieć, jaki status ma komentator. Domniemywać można bowiem, że nie wszystkie osoby biorące udział w programach są traktowane w ten sam sposób - mówi dr Taczkowska.
Jacek Dytkowski
Nasz Dziennik 2011-02-01

Autor: jc