"Śliwowica" z jabłek i wiśni
Treść
Wielką nielegalną wytwórnię alkoholu w Czarnym Potoku koło Łącka zlikwidowali funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego przy współpracy sądeckiej policji oraz Straży Granicznej. Na gorącym uczynku zatrzymano trzech ludzi. W Radomiu w ręce policji wpadł jeden z hurtowników. Na wolności pozostaje nadal główny producent, mieszkaniec Nowego Sącza, do którego należały zabudowania. Obecnie CBŚ, policja i Straż Graniczna sprawdzają, gdzie i przez kogo nielegalny alkohol był rozprowadzany. - To była prawdziwa fabryka, przerabiano 30 tys. litrów zacieru - zauważają funkcjonariusze CBŚ. - Teoretycznie miała tu być produkowana słynna łącka śliwowica. W rzeczywistości powstawał dziwny alkohol, niemający nic wspólnego ze słynnym trunkiem. Do jego produkcji używano wiśni, skórek z jabłek, samych jabłek i wiele innych owoców. Oczywiście śliwek było w tym najmniej. Jednak na butelkach znajdowała się nalepka "śliwowica". Kiedy tam wpadliśmy, pod wszystkimi kotłami się paliło. W Łącku i okolicach wytwarzaniem wysokoprocentowego trunku mieszkańcy zajmują się od dziesięcioleci. Śliwowica została uznana jako niematerialne dobro kultury. Jednak trunek musi być wytwarzany zgodnie z recepturą, którą przekazuje się z pokolenia na pokolenie. Tymczasem w Czarnym Potoku powstawał bardzo dziwny napój. - Z naszych informacji wynika, że po pierwszej destylacji, kiedy alkohol był już przeźroczysty, bimbrownicy dodawali do niego benzyny ekstrakcyjnej dla uzyskania właściwej mocy. Jak było naprawdę, dowiemy się po analizie chemicznej - mówi jeden z policjantów CBŚ. - Jeżeli to się potwierdzi, producentom zostanie postawiony zarzut narażenia innych na utratę zdrowia. Jednak wystarczy obejrzeć, w jakich warunkach produkowano ten alkohol, żeby mieć dość. Butelka tak produkowanego specyfiku kosztowała ok. 25 zł. A jak mówią mieszkańcy Łącka, dobra "śliwka" powinna kosztować przynajmniej 40 zł. - Aby miała swoją moc, musi być przepuszczona trzy, cztery razy, dopiero wtedy nadaje się do spożycia. Zacier musi być bez pestek, które wytwarzają kwas pruski - opisuje jeden z mieszkańców Łącka. Z likwidacji nielegalnej gorzelni cieszy się wójt gminy Łącko Franciszek Młynarczyk. - Dochodziły do mnie słuchy, że na rynku pojawił się jakiś dziwny alkohol. Podobne przypadki nie będą się zdarzać, jeżeli wreszcie zezwoli się na produkcję alkoholu w gospodarstwach sadowniczych. Walczymy o to od wielu lat. Przed dziesięciu laty firma Bartipol z Nowego Sącza wytwarzała i sprzedawała w sklepach śliwowicę łącką, ale po kilku miesiącach straciła koncesję. Wójt uważa, że przykłady z Austrii czy Niemiec pokazują, iż zezwolenie na produkcję alkoholi w gospodarstwach rolniczych nikomu nie zagraża. (JEC) "Dziennik Polski" 2007-12-13
Autor: wa