Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ślepa droga polskich władz

Treść

Władze polskie poddają się presji nacjonalistów ukraińskich, nie stosując terminu "ludobójstwo" na określenie mordów na Polakach na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej - ocenia Ewa Siemaszko, gość programu "Rozmowy niedokończone" w Radiu Maryja. Jak podkreśliła, takie stanowisko prowadzi na manowce. - Państwo polskie nie chce używać terminu "ludobójstwo" wobec zbrodni popełnionych przez ukraińskich nacjonalistów - stwierdziła w Radiu Maryja Ewa Siemaszko, autorka monumentalnych prac na temat ludobójstwa popełnionego przez Ukraińców na Polakach. - Zdarzają się absurdalne uzasadnienia, że to słowo jest zarezerwowane dla ofiar holocaustu - dodała. Siemaszko mocno skrytykowała obserwowane wśród części środowisk naukowych i w mediach tendencje do nieużywania tego terminu wobec zbrodni na Polakach. - Odmawiają ofiarom prawdy, a decydują o tym względy polityczne, bowiem stwierdzono, w kręgach opiniotwórczych i politycznych, że powinno nam zależeć na dobrych stosunkach z Ukrainą, a jak będziemy to podnosić, to nie będziemy mieć tych dobrych stosunków - stwierdziła Siemaszko. Podkreśliła, że jest to koncepcja bardzo uproszczona, ponieważ Ukraina nie jest krajem jednolicie podchodzącym do kwestii ruchów nacjonalistycznych OUN-UPA i ich działań. Inaczej się te sprawy traktuje na wschodzie kraju, a inaczej na zachodzie, gdzie do tej pory żyją sprawcy tych zbrodni i ich rodziny, których członkowie w dalszym ciągu wyznają ducha nacjonalistycznej ideologii. - Takie poddanie się presji nacjonalistów ukraińskich, którzy powinny być marginalizowani, do niczego dobrego nie prowadzi przede wszystkim na samej Ukrainie - zaznaczyła Siemaszko. Jak dodała, istniejące tam siły demokratyczne są tłumione przez szerzący się nacjonalizm. Przez "bierność i milczenie" sprzyja się tym samym "kultowi UPA, który jest na Ukrainie silnie rozpowszechniany". Powstają bowiem pomniki ku czci przywódców OUN-UPA, ich imieniem są nazywane ulice, szkoły, a w nauczaniu historii wprowadza się tradycje UPA. - Wychowuje się już następne pokolenia w kulcie siły, przemocy i bezwzględności, nic dobrego z tego nie będzie dla samej Ukrainy i dla jej sąsiadów - obawia się Siemaszko. Podkreśliła, że międzynarodowe organizacje śledzące nastroje ksenofobiczne zwracają uwagę na to, że "w sposób nowoczesny" narastają one na Ukrainie. - Jeżeli nie wyzwolimy się z polityki niedrażnienia i nieulegania naciskom sąsiada ukraińskiego, to nie wiadomo, jak potoczą się losy Polaków tam mieszkających - ostrzegała historyk. Siemaszko przypomniała, że "państwo polskie nie stanęło na właściwym poziomie" podczas ostatnich uroczystości rocznicowych upamiętniających ludobójstwo na Wołyniu. - Świadkowie zbrodni mocno się zawiedli na władzach państwowych - powiedziała. Dotyczy to zwłaszcza prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który nie pojawił się na uroczystości, przysyłając ogólnikowy list, oraz marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego, autora "haniebnych wypowiedzi" pod adresem ofiar, niedopuszczającego do debaty w parlamencie na temat uchwały upamiętniającej 65. rocznicę ludobójstwa. - Takie wypowiedzi świadczą o tym, że marszałek Sejmu polskiego ma za nic tych ciężko doświadczonych ludzi i te ofiary - zaznaczyła Siemaszko, wskazując, że stanowiły one "podeptanie godności ofiar" i "ciężką obrazę". Zenon Baranowski "Nasz Dziennik" 2008-08-18

Autor: wa