Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Śledczy przemielą raport

Treść

Jaki wpływ na prokuratorów prowadzących śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej będzie miał raport i inne dokumenty komisji Jerzego Millera?

Raport jest dowodem w sprawie. Ale czy będzie miał wpływ na wyniki postępowania? Wiele zależy od opinii samych śledczych i powołanych przez nich biegłych.

Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego zakończyła prace w lipcu 2011 roku. Ich efektem jest zaprezentowany publicznie 29 lipca raport liczący 328 stron oraz 107 stron załączników. Jednocześnie komisja sporządziła protokół odpowiadający wymogom badania wypadków państwowych statków powietrznych. Ten liczy 71 stron, ale uzupełnia go około tysiąca stron załączników, w tym sporządzona przez współpracowników ministra Millera transkrypcja rozmów zarejestrowanych w kabinie Tu-154M i na wieży kontroli lotów. Dodatkowo ten sam zespół przygotował „Uwagi strony polskiej do raportu MAK”.

– Raport z prac tzw. komisji Millera został włączony w poczet materiału dowodowego śledztwa dotyczącego katastrofy smoleńskiej jako jeden z dowodów, który będzie poddany ocenie przez prokuratorów prowadzących to śledztwo tak jak każdy inny dowód. Publiczne prezentowanie oceny jakiegokolwiek dowodu przed zakończeniem śledztwa jest z punktu widzenia interesu tego śledztwa niecelowe – mówi kpt. Marcin Maksjan z NPW.

Okręgowa Prokuratura Wojskowa w Warszawie dysponuje jeszcze większą ilością materiałów komisji Millera, bo przejęła część wewnętrznej dokumentacji pracy KBWLLP. Zespół biegłych to także głównie specjaliści lotniczy, niektórzy pracują nawet w tych samych instytucjach co byli członkowie komisji Millera. Ich praca merytorycznie wydaje się podobna.

Ale śledztwo prokuratury kieruje się zupełnie innymi zasadami niż badanie prowadzone przez zespół Millera, a wcześniej MAK. Inny jest cel i inna forma. „Badacze” opierają się na prawie lotniczym, ich zadaniem jest wykrycie przyczyn katastrofy i sporządzenie rekomendacji profilaktycznych zapobiegających tragicznym zdarzeniom. Prokuratura może i powinna wskazać konkretnych winnych i postawić im zarzuty. Ocena faktycznych przyczyn katastrofy służy ostatecznie sprawiedliwej ocenie ludzi przed sądem. Śledczy muszą przestrzegać ścisłych procedur kodeksu postępowania karnego. Jakiekolwiek odstępstwo od prawa może spowodować podważenie postanowienia prokuratorów. Tym bardziej że czuwają pełnomocnicy stron, w tym poszkodowanych.

Brak hierarchii dowodów

– Śledztwo, które prowadzi prokuratura, toczy się niezależnie od działań Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. Jej raport jest dowodem w sprawie tak jak wszystkie inne. Podlega swobodnej ocenie. Prokurator i ewentualnie sąd ocenia jego wartość – wyjaśnia prof. Piotr Kruszyński, specjalista od prawa karnego.

Okazuje się, że raport nie ma żadnego szczególnego autorytetu tylko dlatego, że sporządziła go komisja powołana przez jednego ministra i kierowana przez drugiego.

– W Polsce nie ma żadnej hierarchii dowodów. Nie jest tak, że na przykład raport urzędowy ma pierwszeństwo przed zeznaniem osoby prywatnej. Wszystko zależy od organu oceniającego, które dowody uzna on za wiarygodne, a które nie – dodaje.

Prokuratura, jeśli nawet by podeszła z dużym zaufaniem do wyników prac komisji Millera, nie może ich po prostu skopiować do akt śledztwa i przedstawić jako swoich ustaleń.

– Istnienie raportu czy innych dokumentów komisji nie zwalnia prokuratury od przeprowadzenia wszystkich potrzebnych dowodów. Nie ma takiej możliwości – prokurator musi sam powołać biegłych i oprzeć się na ich opinii. A nawet w przypadku biegłych, gdy uzna, że sporządzili opinię nierzetelnie, może ją odrzucić i powołać innych – tłumaczy Kruszyński. Mecenas Rafał Rogalski, pełnomocnik grupy rodzin ofiar, wskazuje na uwarunkowania ustawowe.

– Zgodnie z art. 8 par. 1 kodeksu postępowania karnego, prokuratura nie jest związana rozstrzygnięciem innego organu w kwestii, która jest również przedmiotem czynności śledczych. Nie wolno zastępować opinii biegłego innymi źródłami, wszelkimi pismami, oświadczeniami, raportami, własną wiedzą specjalistyczną organu procesowego itp. Biegłego lub biegłych należy powołać zawsze, gdy zachodzi okoliczność, dla której stwierdzenia wymagane są wiadomości specjalne. Przesądza o tym art. 193 par. 1 kpk – wyjaśnia adwokat.

Istnienia raportu prokuratura nie musi jednak zupełnie ignorować. Dokumenty komisji Millera mogą być wykorzystywane „posiłkowo”. Na przykład prokurator może się z raportu dowiedzieć o istnieniu pewnych świadków, ale przesłuchać ich powinien sam. Nie bez znaczenia jest też sam fakt powołania rządowej komisji, jej pracy i wyników. Wśród wielu okoliczności sprawy jest też fakt, że była ona badana przez państwową komisję, która doszła do takich, a nie innych wniosków. Te wnioski prokurator może swobodnie oceniać.

Skutki działania komisji mogą być dobre i złe. Mecenas Bartosz Kownacki widzi głównie te ostatnie.

– Chciałbym, żeby prokuratura działała całkowicie niezależnie i żeby dowód w postaci raportu Millera był rzeczywiście dowodem takim jak inne. Boję się, że może być inaczej. Pewne rzeczy już zostały powiedziane. Sposób interpretowania faktów, tezy powtarzane tysiące razy w mediach utrwalają się w świadomości. Prokuratorzy są tylko ludźmi, też czytają gazety i oglądają telewizję. Niektórzy przecież już 10 kwietnia 2010 r. wiedzieli, co było przyczyną katastrofy. Fałszywa informacja o czterech podejściach tak się rozprzestrzeniła, że znalazła się w dokumentach organizacji międzynarodowych, choć tego nie potwierdzili nawet Rosjanie. To wszystko jakoś rzutuje także na oceny prokuratorskie. Widać, że jednak starają się wykonywać to, co do nich należy, i dlatego to tak długo trwa – ocenia.

Krytyka źródeł

Kownacki podkreśla, że obowiązkiem prokuratury jest krytyczne traktowanie wyników pracy komisji Millera.

– Musi być zweryfikowane, czy metodologia była prawidłowa, czy wszystkie czynności zostały sporządzone w sposób odpowiedni, w oparciu o co wyciągnięto wnioski – uważa. Ale wartość dowodowa tego materiału jest bardzo niska.

– Nie ma dokumentacji oględzin miejsca katastrofy, zdjęcia nie spełniają wymagań stawianych materiałowi dowodowemu. Raport skłania raczej do powątpiewania w oficjalną wersję. Już nawet prokuratura przyznaje, że odtworzony przebieg zdarzeń nie musiał być wcale taki, jak chce komisja Millera. Najmniej wiarygodne są fragmenty związane z czynnościami w Smoleńsku. Przykład fałszywych informacji o gen. Andrzeju Błasiku w kabinie pokazuje, że dokumentacja rosyjska, później powtórzona przez Polaków, jest nierzetelna, gdyż próbuje dostosować fakty do przyjętej z góry tezy – ocenia Kownacki.

Według mecenasa, o raporcie dużo mówi lista pytań do Rosjan oraz dokumentów, których nie otrzymano. Liczy ponad sto punktów.

Można odnieść wrażenie, że praca prokuratorów to twórczy i krytyczny dialog z komisją Millera, a raczej jej dokumentami. Czasem może się okazać, że biegli lub sami śledczy stwierdzą błędy raportu czy nawet ślady świadomych manipulacji. Na przykład swobodne dopisywanie konkretnych osób do głosów w ekspertyzie policyjnego laboratorium bez zaznaczenia tego faktu. Jeżeli prokurator stwierdzi, że komisja w swoim raporcie popełniła błąd, ma obowiązek zwrócić na to uwagę. Obowiązuje tzw. zasada sygnalizacji. Jeżeli prokurator w trakcie postępowania dostrzeże nieprawidłowości w działaniach instytucji państwowej, to powinien o tym zawiadomić, w tym przypadku ministra obrony narodowej, bo on powołał KBWLLP. Gdyby doszło do celowego napisania nieprawdy w raporcie, to jest to poważna sprawa. W grę wchodzi odpowiedzialność karna.

Autor: jc