Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Skazany za "Solidarność" wciąż winny

Treść

Władysław Walec, inwigilowany przez Służbę Bezpieczeństwa opozycjonista, skazany na karę więzienia w 1984 r., nie może doczekać się rehabilitacji. Kolejne instancje sądownicze oddalały jego sprawę, uzasadniając to brakiem związku między skazaniem a działalnością niepodległościową. Zdaniem opozycjonisty, na tych postanowieniach zaciążył fakt, że skazujący go w latach osiemdziesiątych sędzia Marian Buliński orzeka teraz w składzie Sądu Najwyższego - Izbie Wojskowej. Do niej właśnie Walec kierował wnioski o rewizję wyroku.
- Pan Władysław Walec był od 1981 r. aktywnym działaczem NSZZ "Solidarność". W związku z powyższym poddano go inwigilacji, jak również został skazany na karę roku pozbawienia wolności za odmowę pełnienia służby wojskowej - informuje mec. Lech Obara, który doradzał byłemu skazanemu w ubieganiu się o rehabilitację. Prawnik przyznaje, że sam czyn nie stanowił bezpośrednio działalności na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego. - Ale był pośrednio związany z tego rodzaju działalnością, a skazanie nastąpiło z jej powodu - tłumaczy adwokat.
Władysław Walec od dwóch lat toczy sądową batalię o uznanie za nieważny wyroku skazującego go na karę pozbawienia wolności wyrokiem Sądu Garnizonowego w Olsztynie z 1984 r. i uzyskanie stosownego zadośćuczynienia. Sprawę aż trzy razy skierowano do Sądu Najwyższego, który przekazywał ją do ponownego rozpoznania przez Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie. Ostatecznie wniosek Walca o rehabilitację oddalono. Postanowienie w tej sprawie wydał Sąd Najwyższy - Izba Wojskowa 15 czerwca 2010 roku.
W biurze prasowym Sądu Najwyższego usłyszeliśmy wczoraj, że sędziowie nie udzielają żadnych komentarzy, a jedyną możliwością jest przesłanie uzasadnienia postanowienia.
- Rzeczywiście, ojciec odmówił służby w wojsku. Natomiast władze znalazły pretekst, żeby zlikwidować jego działalność opozycyjną i w tym celu wykorzystano umieszczenie go w zakładzie karnym. Były ku temu istotne poszlaki w toku procesu. Fakt, że był aktywnym działaczem NSZZ "Solidarność", bardzo mocno eksponowała ówczesna władza - zaznacza Bogumił Walec, syn skazanego opozycjonisty.
Pan Władysław powołuje się na ustawę z 23 lutego 1991 r. o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego. Podczas procesu prezentował materiał dowodowy wskazujący, że kara 1 roku pozbawienia wolności była spowodowana jego działalnością opozycyjną. - Z dokumentów przekazanych przez IPN w Białymstoku wynika, że od 1982 do 1984 r. byłem objęty przez Służbę Bezpieczeństwa kontrolą operacyjną w ramach akcji "Klon". Zostałem zarejestrowany 22.01.1982 r. pod nr. 12693 w Wydziale III i otrzymałem kryptonim "Walc" - informuje opozycjonista. Wskazuje również, że skazujący go organ sądowniczy nie uwzględnił jego wniosku o wyrok w zawieszeniu ze względu na stan zdrowia - potwierdzony przez wojskową komisję lekarską - oraz trudną sytuację rodzinną. - Po osadzeniu mnie w areszcie tymczasowym rozpoczęły się wielogodzinne przesłuchania mojej żony Cecylii, która nie była przecież podejrzana ani oskarżona. Po tych przesłuchaniach zastraszono personel szpitala kolejowego do tego stopnia, że żona została wypisana zaraz po przeprowadzeniu zabiegu podtrzymującego ciążę - relacjonuje Władysław Walec.
- Sprawiedliwy sąd wezwał również moją żonę na rozprawę w charakterze świadka, choć mogła poronić z uwagi na traumatyczne przeżycia. Ta moja trudna i obiektywna sytuacja nie wystarczyła sądowi do zasądzenia wyroku w zawieszeniu. Władze wojskowe liczyły, że doprowadzą swoim bezdusznym postępowaniem do poronienia i znikną wtedy obiektywne przesłanki rodzinne do odroczenia służby wojskowej i zasądzenia wyroku w zawieszeniu - opowiada Władysław Walec.
Obecne instancje sądowe, do których kierował wnioski i zażalenia o zrewidowanie wyroku z 1984 roku, nie uwzględniły jednak przedłożonego przez niego materiału dowodowego, świadczącego o politycznym podłożu skazania. W postanowieniu Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie z 22 kwietnia 2010 r. czytamy, że "Nie stanowią również takich dowodów wskazywane przez wnioskodawcę, na posiedzeniach tut. Sądu w dniach 17 lutego oraz w dniu dzisiejszym dokumenty, z których wynika jedynie, że ówczesne władze zdawały sobie sprawę z jego działalności w ramach NZZS "Solidarność", a nawet inwigilowały go w związku z tą działalnością. Tymczasem związek pomiędzy działalnością niepodległościową - o której mowa w art. 1 ust. 1 ustawy z dnia 23 lutego 1991 r. o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego - a wydanym orzeczeniem, które może ewentualnie podlegać unieważnieniu, musi być niewątpliwy". Postanowienie to utrzymał w mocy Sąd Najwyższy - Izba Wojskowa w dniu 15 czerwca 2010 roku.
Walec nie ma złudzeń co do motywów, jakimi kierowali się sędziowie orzekający w jego sprawie. W jego opinii chodzi o koleżeńską przysługę w najwyższym wymiarze sprawiedliwości. - Twierdzę, że fakt obecności wśród sędziów Sądu Najwyższego sędziego, który skazywał mnie w 1984 r., miał wpływ na sposób postępowania obu sądów - konkluduje opozycjonista.
Jak ustalił "Nasz Dziennik", chodzi o Mariana Bulińskiego, jednego z sędziów Sądu Najwyższego - Izby Wojskowej.
Jacek Dytkowski
Nasz Dziennik 2011-05-11

Autor: jc