Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Siła argumentu czy argument siły?

Treść

Felieton

Wydaje się, że tak postawione pytanie jest pytaniem czysto retorycznym i odpowiedź na nie jest jednoznaczna. Przekonujemy argumentem w rozmowie z drugim człowiekiem, w podejmowaniu decyzji wspólnych, publicznych. Nigdy nie używamy siły; przekonujemy siłą argumentu, a więc prawdą, nigdy natomiast nie traktujemy przemocy jako jedynego argumentu. Teoretyczne pytanie, powtarzane od dawna w kręgu naszej cywilizacji. Już na Soborze w Konstancji (1414-1418) przedstawiciel Polski Paweł Włodkowic powiedział, że rozum jest ważniejszy niż siła (Plus ratio quam vis). Odnosiło się to do sposobu upowszechniania zasad Ewangelii.

Czasy współczesne, wydarzenia najnowsze każą nam wrócić do tego pytania, i to w sytuacji pozornie całkowicie przegranej. Ile razy nasza władza wrzuciła do kosza argumenty rozumu? Ile razy zlekceważyła to, na co się stale powołuje? Opinia społeczna, tysiące, nawet miliony głosów zlekceważone, sponiewierany rozum przez przemoc władzy. A co powiedzieć o wielkich deportacjach, o głodzie, o wojennych zbrodniach, o czystkach ludnościowych, o zamachach terrorystycznych, o zestrzeleniu samolotów pasażerskich? Wydawać się może, że bezradnie patrzymy na dokumenty, które prezentują pozbawione jakichkolwiek racji decyzje przeciwko życiu, niszczące najbardziej niewinnego prof. Bogdana Chazana.

Gdy przechodzimy na teren rodziny, wraca logika prawdy, czyli postulat, by we wzajemnych relacjach: mąż – żona, ojciec – matka, a zwłaszcza rodziców wobec dzieci, jak najgłębiej sięgać po argumentację, po wyjaśnienie. Stawia się znak zapytania nad każdym użyciem siły, chociażby nawet była ona tylko symboliczna – symboliczny klaps. Kara, a równocześnie dziecko otoczone miłością – ręka kochającej osoby kieruje się dobrem, chroni dziecko przed niechybnym nieszczęściem. Nawet w takiej sytuacji użycie siły zamiast przekonywania jest ciągle kontrolowane przez naszą pedagogikę rodzinną.

A co się dzieje publicznie? Mówił o tym w grudniu 1987 r. w rzymskim centrum Augustianum ks. kard. Józef Ratzinger, gdy podjął temat „Prawo do życia w Europie”. Zastanawiał się nad tym, co ustaliła jeszcze przedchrześcijańska myśl grecka i bardzo pogłębiona o nową motywację, opartą na Ewangelii, moralność chrześcijańska. Ostrzegał przed tym, co pojawiało się jako zjawisko nowe: szybkie zapominanie przemocy czasów drugiej wojny światowej i uruchamianie nowych metod użycia siły. To są metody, które szafują retoryką, terminologią demokratyczną, a w istocie są programem totalitarnego sposobu sprawowania władzy. „Państwo, które przywłaszcza sobie w sposób bezprawny tytuł decydowania o tym, kto jest, a kto nie jest podmiotem praw, które przyznaje jednym moc gwałcenia drugich w zakresie podstawowego ich prawa, jakim jest prawo do życia, samo przeciwstawia się ideałowi demokracji, do którego zarazem wciąż się odwołuje i w ten sposób samo rujnuje fundament, na którym stoi. Zaiste, państwo, które godzi się na systematyczne gwałcenie praw ludzi skrajnie bezsilnych, opowiada się przez to samo po stronie prymatu prawa siły nad siłą prawa” – mówił ks. kard. Ratzinger.

Jaka jest pułapka w tym pędzie współczesnych terrorystów do absolutnego zwycięstwa? Już starożytni zwracali uwagę na to, że bardziej należy współczuć agresorowi niż ofierze agresji. Gdy spojrzymy głębiej na istotę ludzkiego życia i gdy spojrzymy dalej w przyszłość, przewidując rozwój życia społecznego, widzimy zawsze opłakania godny koniec używania przemocy i niezmienną regułę: ofiary przemocy budują trwałe zręby wspólnego domu, agresor zostawia po sobie tylko ruiny i haniebną pamięć.

Kto ostatecznie poniósł klęskę? Ratusz czy prof. Chazan? Myśleniem przysłowiowego karła jest wyliczanie nie tylko fałszywych argumentów, ale jeszcze bardziej przeliczanie na złotówki wartości autorytetu władzy, radnych miasta, autorytetu człowieka. Ta samobójcza logika mówi, że wystarczy tylko siła jako argument, że nie musimy odwoływać się do rozumu, żeby przekonać drugiego człowieka. Taka logika jest przede wszystkim przedmiotem naszej troski; musimy ratować znaczenie takich słów jak: szacunek do człowieka, wolność, nie mówiąc już o politycznym rozumieniu demokracji, jeszcze bardziej samorządu obywatelskiego. Nie chcemy, ażeby Polska została zepchnięta po równi pochyłej, aż rozsypie się na drobne grupki nawzajem zwalczających się interesów, nad którymi zapanuje siła obcych rąk. Chcemy dopuścić do głosu rozum, uczciwość, prawdę jako podstawę budowania wspólnotowego domu. W wydarzeniach ostatniego czasu musimy znaleźć mocny argument, ażeby popatrzeć na życie publiczne, by zapytać się, czy naszą siłą są argumenty, czy naszym argumentem jest siła?

Ks. bp Stanisław Stefanek TChr
Nasz Dziennik, 29 lipca 2014

Autor: mj