Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Siadać za kierownicą, kapitanie

Treść

Poszło o mobbing. Kapitan rez. Ignacy Goliński, członek Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych w latach 2002-2007, zarzucił Klichowi dyskredytowanie jego kwalifikacji zawodowych oraz przywłaszczenie trzech raportów dotyczących zdarzeń lotniczych w latach 2006-2007. Wersja opracowana przez Golińskiego, w której to właśnie on występuje jako kierujący zespołem badawczym, widnieje jako dokument opatrzony tą samą sygnaturą na stronie internetowej Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Ale kierującym jest już Klich.
W uzasadnieniu pozwu o zadośćuczynienie i odszkodowanie z tytułu stosowania mobbingu skierowanego przez Golińskiego do Sądu Rejonowego dla Warszawy Śródmieścia VIII Wydział Pracy i Ubezpieczeń Społecznych przeciwko Skarbowi Państwa reprezentowanemu przez Ministerstwo Infrastruktury czytamy, iż w komisji Goliński był zatrudniony na podstawie umowy o pracę z 2 stycznia 2006 r. oraz powołania go przez MI. Umowę Goliński rozwiązał 30 czerwca 2007 r. ze względu na mobbing stosowany wobec jego osoby przez Edmunda Klicha, przewodniczącego PKBWL. Jak tłumaczy Goliński, w maju 2003 r. Klich w obecności innych pracowników komisji publicznie skrytykował spisany przez niego protokół dotyczący badania wypadku śmigłowca W-3A Sokół, który rozbił się w Korei Południowej w styczniu 2003 roku. Klich miał nazwać protokół "stekiem bzdur niezrozumiałych dla niego". - Stwierdził też, że nic z tego nie zrozumiałaby jego żona - relacjonuje Goliński w rozmowie z "Naszym Dziennikiem". - Po dwóch dniach przeprosił mnie za to - dodaje. Podobny wybuch ze strony Klicha miał też miejsce podczas badania wypadku śmigłowca R-44. Klich miał powiedzieć, że Goliński nie zna się na aerodynamice, czym zakwestionował jego kwalifikacje jako członka komisji. W marcu 2006 r. przewodniczący PKBWL zabronił Golińskiemu brania udziału w badaniu wypadków lotniczych, ograniczając go tylko do badania incydentów. - W delegację do zdarzeń lotniczych wysyłał mnie tylko w charakterze kierowcy samochodu służbowego, obniżył mi też ilość płatnych dyżurów - mówi Goliński.
W sprawie mobbingu Goliński wysłał dwa pisma do Ministerstwa Infrastruktury, pierwsze 3 kwietnia 2006 r. zostało skierowane do dyrektora generalnego Katarzyny Szarkowskiej, drugie z datą 29 marca 2007 r. - do ministra Jerzego Polaczka, oba z prośbą o stosowną interwencję (PKBWL podlega bezpośrednio resortowi). - Nie chcę się wypowiadać w sprawie powództwa pana Golińskiego, które w sposób sądowy zostało oddalone - tłumaczy Jerzy Polaczek. - Jako szef resortu wymagałem od tej instytucji, jaką była PKBWL, aby nie było w niej zaległości, które powodują istotne napięcia, jeśli chodzi również o kwestie wykorzystania jej materiałów w przypadkach, kiedy są one badane przez organy ścigania - dodaje. Jak zapewnia, wszystkie zaległości, jeśli chodzi o prace komisji, zostały w czasie jego szefowania resortowi zniwelowane.
Trzy raporty, ale czyje?
Goliński twierdzi, że 21 maja 2007 r. Klich, poprzez sekretarza komisji, odebrał mu i przedstawił jako własne przygotowane do zakończenia i opracowane przez Golińskiego trzy raporty dotyczące zdarzeń lotniczych, tj. wypadku samolotu gaśniczego z 29 kwietnia 2007 r. na lotnisku Goleniów. Początkowo badanie tego wypadku Klich zlecił Golińskiemu, potem sprawę przejął inny członek komisji - Janusz Karpowicz. Drugi raport dotyczy poważnego incydentu samolotu pasażerskiego, do którego doszło 20 marca 2007 r. na lotnisku Gdańsk Rębiechowo. W tym przypadku członek PKBWL Ignacy Goliński kierował badaniem incydentu do chwili zakończenia swojej pracy w komisji. Po nim czynności te kontynuował Tomasz Makowski. W trzeciej sprawie zdarzenia lotniczego z grudnia 2006 r. załoga samolotu lecącego z Bydgoszczy do Warszawy utraciła tzw. położenie przestrzenne. Z dokumentów wynika, iż zespołem badającym zdarzenie nr 359/06 dotyczące statku powietrznego ATR 72-202 o znakach rozpoznawczych SP - LFA kierował Goliński. Tymczasem na stronie internetowej PKBWL w raporcie opatrzonym taką samą sygnaturą widnieje nazwisko Edmunda Klicha jako kierującego zespołem. Goliński został tu wymieniony jako członek zespołu.
- O to była sprawa w sądzie. Nie chciałbym do tego wracać. Pan Goliński bardzo słabo pisał raporty. Ja poprosiłem tylko, by ten raport, o którym on mówi [chodzi o zdarzenie opatrzone sygnaturą 359/06 - przyp. red.], że został mu odebrany, przesłał na mojego maila, by go poprawić. Z tego raportu, który on przedstawił na 15 stronach, myśmy zrobili 50 stron - tłumaczy w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" płk Edmund Klich. - Nie jest to w tej chwili tematem mojego zainteresowania. Mam poważniejsze sprawy jak konflikt z panem Golińskim, który teraz się na mnie odgrywa - kwituje Klich. - Jak mogę się na nim odgrywać? Klichowi nie chodziło o poprawienie mojego raportu, ale o jego przywłaszczenie. Przez trzy miesiące zabronił mi badania zdarzeń lotniczych, jeździłem w tym czasie jako kierowca samochodów służbowych - ripostuje Goliński.
W listopadzie 2009 r. Sąd Rejonowy dla Warszawy Śródmieścia oddalił powództwo Ignacego Golińskiego. Wyrok był prawomocny. Goliński się od niego nie odwoływał, gdyż - jak twierdzi - nie wierzy w bezstronność i rzetelność polskiego sądownictwa. Sąd ustalił, że relacje między Golińskim a Klichem "miały charakter klasycznego konfliktu na tle zawodowym, które wynikały nie z chęci szykanowania, ośmieszenia bądź upokorzenia pracownika, lecz wyłącznie z nieustępliwości obu mężczyzn, ich świadomości własnej wartości i dokonań". Dalej sąd uzasadnia, że "żaden ze współpracowników [z PKBWL - przyp. red.] nie podejrzewał przewodniczącego o celowe działania, które miałyby w czymkolwiek uchybić powodowi" i że "wszyscy odczuwali i rozumieli odpowiedzialność przewodniczącego za prace PKBWL. Niczym dziwnym nie wydawało się im również kierowanie podobnych uwag do innych pracowników, tym bardziej że dotyczyło to wszystkich zatrudnionych, nawet jeśli niektóre z zachowań Edmunda Klicha postrzegane było jako zbyt rygorystyczne". Sędziowie orzekli, że w oczach kolegów z komisji powód (tj. Goliński) był postrzegany jako ceniony i uczciwy pracownik, zdecydowany i mający własne zdanie, człowiek o niepodważalnej opinii fachowca i autorytetu. W ocenie Golińskiego, Edmund Klich nie jest dobrym fachowcem w dziedzinie badania wypadków lotniczych. Brakuje mu doświadczenia w zakresie badania wypadków samolotów pasażerskich i transportowych, i to nie tylko według zasad cywilnych. Świadczy o tym dorobek Klicha. - W latach 2003-2006 zbadałem przeszło 26 proc. wypadków wpływających do komisji. Dla porównania: w podobnym okresie Edmund Klich zbadał nieco ponad 5 proc. zgłoszonych wypadków. - Statystycznie zawsze można każdego oszukać. W komisji bada się wypadki i incydenty. Pan Goliński robił masę incydentów. Incydent można zbadać przez pięć godzin. Wypadek bada się kilka miesięcy. Pan Goliński robił dużo, tylko mało precyzyjnie. Ale w wypadkach czy incydentach to nie ilość jest ważna, ale jakość - broni się Klich.
Jak ripostuje Goliński, Klich w ogóle nie prowadził badań wypadków nie tylko samolotów pasażerskich, ale w ogóle samolotów transportowych. W dodatku w jego doświadczeniu nie ma właściwie nic z zakresu badań poważnych wypadków statków powietrznych według procedur cywilnych. Klich do Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych trafił bezpośrednio z wojska w 2000 r., kilka miesięcy później niż Goliński. Ten w komisji zajmował się badaniem wypadków śmigłowców, samolotów transportowych i pasażerskich. Zajmował się on wypadkami samolotów wojskowych, i to samolotów odrzutowych myśliwskich oraz śmigłowców - twierdzi Goliński. Jego zdaniem, Klich, bazując na niezbyt bogatych doświadczeniach z tych dwóch dziedzin, zbudował subiektywną teorię badania wypadków lotniczych, a swoje osiągnięcia zawarł w książce "Bezpieczeństwo lotów: wypadki, przyczyny, profilaktyka". Przypomina, że sygnały o niekorzystnej atmosferze, jaka wytworzyła się w PKBWL, dotarły też do Związku Zawodowego Personelu Latającego i Pokładowego RP. Jak poinformował nas Jan Bzdęga, przewodniczący ZZPLiP, przed dwoma laty Związek zwrócił się z prośbą o wyjaśnienie tej kwestii do ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka. Do dziś nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Bzdęga nie chciał komentować sprawy Klich - Goliński. - Nie będę się wypowiadał na ten temat do czasu zakończenia sprawy smoleńskiej - mówi.
Klich jest szefem Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych od stycznia 2006 roku. - Trzeba było dokonać tego wyboru spośród tych ludzi, jakich miało się wtedy do dyspozycji - ocenia Polaczek.
Kadencja Klicha jako przewodniczącego PKBWL kończy się w połowie stycznia. Minister infrastruktury Cezary Grabarczyk zdecyduje, czy Klich pozostanie na dotychczasowym stanowisku.
Anna Ambroziak
Nasz Dziennik 2011-01-12

Autor: jc