Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Sejm wciela Polskę do państwa unijnego

Treść

Po zwołaniu nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu również w trybie nagłym zwołane zostało na dziś posiedzenie Senatu. Parlamentarzystom tak się spieszyło z ratyfikacją traktatu lizbońskiego, że postanowili uporać się z tym w ciągu dwóch dni. Sejm głosami posłów Platformy Obywatelskiej, Lewicy i Demokratów, Polskiego Stronnictwa Ludowego i większości Prawa i Sprawiedliwości uchwalił wczoraj ustawę pozwalającą prezydentowi RP ratyfikować ten traktat. Przyspieszenie procesu ratyfikacji przez Polskę traktatu lizbońskiego, które nastąpiło po sobotnim spotkaniu prezydenta Lecha Kaczyńskiego z premierem Donaldem Tuskiem, przejawiające się natychmiastową decyzją o zwołaniu nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu, było tylko wstępem do ekspresowej ratyfikacji. Na dzisiaj bowiem marszałek Senatu Bogdan Borusewicz zwołał w celu odbycia głosowania nad ustawą ratyfikacyjną posiedzenie wyższej izby parlamentu. Aby ustawa przeszła przez Senat, analogicznie jak w Sejmie musi uzyskać poparcie przynajmniej dwóch trzecich głosujących przy obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów. - Dyskusja nad traktatem trwa już ponad miesiąc, więc najwyższy czas, żeby ją zakończyć i przegłosować ten traktat. Mam nadzieję, że prezydent pojedzie do Bukaresztu już z przegłosowanym przez parlament traktatem - powiedział marszałek Borusewicz. Choć zapewniał, że nagłe zwołanie posiedzenia Senatu jest jego inicjatywą, to jednak trudno byłoby się dziwić, jeśli okazałoby się, że plan przegłosowania ustawy przez parlament w ciągu dwóch dni był wspólnym pomysłem prezydenta i premiera, na których wniosek zwołano nadzwyczajne posiedzenie Sejmu. 384 - za, 56 - przeciw, 12 - wstrzymało się W Sejmie znalazła się wczoraj niezbędna większość, aby ustawę ratyfikacyjną uchwalić. Ratyfikację poparli wszyscy głosujący posłowie z Platformy Obywatelskiej, PSL i LiD. Podzielone było PiS. Za ustawą zagłosowało 89 posłów Prawa i Sprawiedliwości, przeciw było 56, a 12 wstrzymało się od głosu. Głosy wstrzymujących się były praktycznie liczone jak te przeciw ustawie. Ogółem głosowało 452 posłów. Do przyjęcia ustawy potrzeba było dwóch trzecich głosów "za" spośród głosujących, czyli 302. Ostatecznie za ustawą opowiedziało się 384 posłów. Niemal do ostatniej chwili przed głosowaniem prezes PiS Jarosław Kaczyński próbował trzymać w niepewności swoich politycznych konkurentów z Platformy. Tuż przed samym głosowaniem PiS poprosiło nawet o godzinną przerwę dla swojego klubu na naradę. Po porannym posiedzeniu klubu PiS szef Prawa i Sprawiedliwości zapowiedział natomiast, że "traktat przejdzie", jeśli premier jednoznacznie zapowie ustawę wprowadzającą postulowane przez PiS zabezpieczenia zapisów traktatu. Chodziło o ustawę o współpracy parlamentu z rządem w sprawach związanych z naszym członkostwem w UE, która po ratyfikacji traktatu tak czy inaczej musiałaby zostać znowelizowana. Te słowa Jarosława Kaczyńskiego chyba nie były już jednak w stanie nikogo z Platformy wczoraj przestraszyć. Tym bardziej że działania podejmowane w ostatnich dniach przez kierownictwo PiS szły w kierunku mobilizacji posłów klubu do głosowania "za". Posłowie, wobec których kierownictwo miało wątpliwości, czy będą głosować za ratyfikacją, byli wzywani na rozmowy "wychowawcze", które odbywali z nimi czy to prezes partii Jarosław Kaczyński, czy szef klubu Przemysław Gosiewski. Na spokój liczyć mogli jedynie ci z posłów Prawa i Sprawiedliwości, którzy zostali uznani przez kierownictwo partii za tych, których żadnymi sposobami i hakami przekonać się nie da. - Trafiliśmy co do jednego oczka. Według naszych przewidywań miało być tak jak było - 68 łącznie "przeciw" i "wstrzymujących", reszta "za" - mówił po głosowaniu Jarosław Kaczyński. Przed ostatecznym głosowaniem nad ustawą ratyfikacyjną słowo w Sejmie zdecydowali się wygłosić premier Donald Tusk i prezydent Lech Kaczyński. - Polska po raz kolejny może zdobyć pozycję, która zagwarantuje nam realne bezpieczeństwo i szansę rozwoju - powiedział szef rządu. Jak zaznaczył, kompromis z prezydentem pozwala, aby "wszyscy na tej sali wygrali i żeby Polacy wygrali". - Przyjęcie traktatu lizbońskiego będzie dobrą wiadomością dla Polski i dobrą wiadomością dla Europy - mówił z kolei Lech Kaczyński. Podkreślał wszystkie sprawy, które udało się Polsce w Brukseli wynegocjować, sugerując, że w odróżnieniu od poprzedniego, odrzuconego unijnego traktatu konstytucyjnego z nowego zniknęły wszelkie atrybuty, które nadawały Unii status państwa. Zanim posłowie zajęli się ustawą ratyfikującą traktat lizboński, debatowali nad sejmową uchwałą, która ustawie będzie towarzyszyć. Niektórzy posłowie wykorzystali jeszcze tę debatę, aby po raz ostatni zaapelować do swoich koleżanek i kolegów o opamiętanie się i niepopieranie traktatu. - Niedobry dzień jest wybrany na fundamentalną decyzję o przyszłości polskiego społeczeństwa. Czy wiedzą państwo, że w tradycji chrześcijańskiej 1 kwietnia to dzień urodzin Judasza? Czy nie ma w tym jakiejś symboliki? - pytała z sejmowej trybuny Anna Sobecka (PiS). - Mam nadzieję, że w tradycji 1 kwietnia kojarzy się bardziej z prima aprilis - odparł posłance przeciwnej ustawie ratyfikacyjnej marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. O tym, jaką wagę ma przyjęta wczoraj przez Sejm uchwała, mówił szef klubu Platformy Obywatelskiej Zbigniew Chlebowski, który przedstawiał uzasadnienie uchwały. - Dzisiejsza uchwała nie ma znaczenia prawnego. Pokazuje tak naprawdę intencje naszego parlamentu. Pokazuje wahania różnych środowisk. Jest pewnym elementem kompromisu - tłumaczył Chlebowski. Jednakże zdaniem Karola Karskiego (PiS), uchwała jest jednym z elementów kompromisu. - To dobrze, że każdy będzie musiał nacisnąć ten guzik i następnie będziemy widzieć, kto odpowiada na pytanie, czy Rzeczpospolita Polska jest i pozostaje suwerennym państwem, którego decyzje wywodzą się z woli Narodu, i dotyczy to także decyzji o przystąpieniu RP do UE, o kształcie jej członkostwa w tej organizacji międzynarodowej, a także o ewentualnym wystąpieniu z niej - mówił Karski. Guzika "za" nie przycisnął jednak nikt z klubu LiD. Posłom tego klubu nie spodobało się m.in. to, iż w uchwale umieszczono zapisy z poprawki PiS do ustawy ratyfikacyjnej, które Platforma uznawała za niekonstytucyjne. Uchwała nie znalazła również uznania wśród kilkudziesięciu posłów PiS, którzy później zagłosowali przeciw ustawie ratyfikacyjnej. Jeszcze niedawno cały klub Prawa i Sprawiedliwości deklarował, że nie zgodzi się na zapisanie postulatów ze swojej poprawki w niemającej żadnej mocy prawnej uchwale. Jak się okazało, Platforma jednak postawiła na swoim, od początku wskazując uchwałę jako miejsce na takie zapisy. W uchwale zapisano m.in., że "przepisy Konstytucji, która jest najwyższym prawem Rzeczypospolitej Polskiej, mają pierwszeństwo obowiązywania na terytorium naszego kraju przed postanowieniami umów międzynarodowych", że "traktat z Lizbony nie daje podstaw do wykładni, która dopuszczałaby, aby w ramach instytucji Unii Europejskiej były podejmowane jakiekolwiek działania uszczuplające suwerenność państw członkowskich godzące w ich narodową tożsamość lub szkodzące ich słusznym interesom narodowym". Uchwała przewiduje również, że "Karta Praw Podstawowych Unii Europejskiej w żaden sposób nie narusza prawa Rzeczypospolitej Polskiej do stanowienia prawa w zakresie moralności publicznej, prawa rodzimego, a także ochrony godności ludzkiej oraz poszanowania fizycznej i moralnej integralności człowieka", jak również że "wynegocjowane w Brukseli i zapisane w traktacie z Lizbony rozwiązania dotyczące sposobu podejmowania decyzji w Radzie UE, w tym mechanizm z Joaniny, służą polskim interesom, a odstąpienie od nich wymagałoby zachowania trybu, jakiego Konstytucja RP wymaga w przypadku przekazania organizacji międzynarodowej kompetencji organów władzy państwowej w niektórych sprawach - czyli poparcia dwóch trzecich posłów i senatorów oraz zgody prezydenta bądź zgody w ogólnonarodowym referendum". Artur Kowalski "Nasz Dziennik" 2008-04-02

Autor: wa