Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Scena alternatywna za Polską, przeciwko UE i w obronie Telewizji Trwam

Treść

Patriotyczne odruchy nie są uwarunkowane ani "moherowością" ani "pisowskością". Wystarczy umiłowanie wolności i zdrowy rozsądek. Świadczą o tym ostatnie wypowiedzi i wolty nestorów polskiej awangardy rockowej - pisze Filip Memches.

    Rock u swojego zarania traktowano jako element przemian obyczajowych. W Polsce i innych krajach bloku wschodniego sprawa była jednak bardziej skomplikowana. To nie kapitalistyczne społeczeństwo oparte na mieszczańskich wartościach stanowiło kontrapunkt. Był nim szary, posępny realny socjalizm.

    Kiedy upadła komuna wydawało się, że polski rock szybko nabierze kontrkulturowego charakteru na modłę zachodnią. Oczywiście nigdy nie brakowało wykonawców żerujących chociażby na antyklerykalnych czy „antyfaszystowskich” tematach, ale generalnie przyglądając się całości zjawiska trudno mówić o „ideologicznym” monolicie.

    Tym natomiast, co zasługuje na uwagę jest pewien znak czasu, który daje się zauważyć w przypadku artystów kojarzonych dotąd właśnie z anarchizującą alternatywą. Tak więc nie chodzi tu bynajmniej o Tomasza Budzyńskiego, Pawła Kukiza czy Andrzeja Dziubka – wokalistów jednoznacznie sytuujących się w opozycji do lewicowych ideologii.

    Robert Brylewski, legendarny lider Brygady Kryzys, a także muzyk takich formacji jak Izrael czy Armia, był od 20 lat hołubiony przez „Gazetę Wyborczą”. Przy różnych okazjach, wygłaszał on opinie, chcąc nie chcąc zgodne z linią tego medium. Zabawa się skończyła, gdy Brygada Kryzys wzięła udział w koncercie z okazji 30. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego, zorganizowanym przez środowisko Marszu Niepodległości. „GW” oburzała się, że Brylewski śmiał zagrać dla „narodowców”.

    Dalej jest Milo Kurtis. Ten niegdyś związany z zespołem Osjan multiinstrumentalista pochodzenia greckiego otwarcie popiera Ruch Palikota. Tymczasem, kiedy co do czego przyszło, zaczął ostro krytykować Unię Europejską za politykę, jaką ta prowadzi wobec kraju jego przodków. W jednej z audycji w Radiu Wnet Kurtis nie wahał się przyznać racji... europosłowi PiS Ryszardowi Czarneckiemu, odsłaniającemu kulisy gry prowadzonej przez możnych tego świata w stosunku do Grecji (chociażby narzucenie antydemokratycznymi metodami premiera reprezentującego interesy globalnej finansjery). Jednocześnie nie oszczędził cierpkich słów Zbigniewowi Hołdysowi w sprawie jego poparcia dla ACTA.

    W innej audycji w tej samej rozgłośni Milo Kurtis bronił też premiera Węgier Viktora Orbana. Ataki na niego widzi w kategoriach nacisków światowego establishmentu na kraj, który w polityce gospodarczej odważył się pójść swoją drogą.

    I mamy wreszcie Jędrzeja Kodyma Kodymowskiego, wokalistę i gitarzystę zespołu Apteka. W rozmowie, jaka się ukazała w serwisie internetowym „Machiny” następuje wręcz erupcja politycznej niepoprawności, okraszona niecenzuralnym słownictwem. Przy tym materiale warto się dłużej zatrzymać, chociaż oczywiście nie mamy tu do czynienia z tytanem intelektu.

    Kodym oświadcza: „Nasz świat ma dwa kolory – PiS i Platforma Obywatelska. Ja nie łapię się na filozofię ani jednej ani drugiej partii. Nie jestem konserwatystą, który chodzi co niedziela do kościoła, nie słucham Radia Maryja i nie oglądam Telewizji Trwam. Z drugiej strony uważam, że to chujowa sprawa, kiedy Telewizja Trwam nie dostaje koncesji na multipleks cyfrowy. Wtedy wiadomo, że Donald Tusk znów zachowuje się jak pachołek decydentów w Brukseli, którzy dają mu rozkaz, że zamiast tego ma popierać ruchy typu Partia Miłości”.

     Określenie „Partia Miłości” oznacza w tym przypadku Ruch Palikota. Kodym kpi z patrona ugrupowania: „Wiem, mówią o nim Stańczyk naszych czasów. Moim zdaniem, to zwykły palant. Był odskocznią dla Platformy, kiedy miała problemy z uzyskaniem większości w parlamencie. Dzisiaj mówi tak, a jutro będzie mówił inaczej – w zależności, jaki dostanie rozkaz. (…) Jeżeli chodzi o narkotyki, to mam to w dupie – narkotyki nie mają nic wspólnego z polityką. Poza tym na chuja walczy o legalizację, skoro nie ma pojęcia o paleniu jointów. Robi dookoła siebie zamieszanie, żeby zainteresować sobą środowiska lewicowe. Gdybym miał go popierać, musiałbym wyciąć sobie połowę mózgu”.

    Kodym wyraża także swoje zdanie w kwestii przywilejów dla mniejszości seksualnych oraz kąśliwie interpretuje teorie genderowe: „To już kompletny odjazd. Niedługo zrobią ustawę, że człowiek w wieku osiemnastu lat będzie decydował, jakiej chce być płci – czy ma sobie odciąć chuja czy nie. Nie jestem homofobem, jak ktoś chce piłować się w srakę, to niech to robi. Tylko we wszystkich sprawach trzeba zachować zdrowy rozsądek. W końcu Polska zawsze była tolerancyjnym miejscem – wszyscy, którzy byli gdziekolwiek prześladowani, przyjeżdżali do nas. Jednak musieli się dostosować do rządzącego króla, uszanować nasze prawo i tradycję. Należał się też szacunek do klasy szlacheckiej i chłopstwa, bo rolnik polski zawsze miał dużo siły fizycznej”.

     Muzyk Apteki wątpi w przyszłość UE: „zjednoczeniem Europy zajmowało się parę osób m.in. Napoleon Bonaparte, Adolf Hitler, Józef Stalin i żadnemu z nich nie wyszło. Teraz też próbuje się przeprowadzić eksperyment socjotechniczny i propagandowy, ale z tego nic nie wyniknie. Widać po Grecji, że Unia Europejską to był głupi pomysł. Przecież każdy, kto ma możliwość wzięcia czegoś dla siebie ze wspólnego koryta, będzie brał tyle, ile uniesie i nie będzie myślał o innych, którzy przyjdą później”.

    Wreszcie Kodym podkreśla swój patriotyzm. „Jestem Polakiem, moi przodkowie przelali krew za tę ziemię. Jeden mój dziadek zginął w Katyniu, został zajebany przez bolszewików, drugi zginął w Powstaniu Warszawskim pod szpitalem zakaźnym na Woli. Dlatego nie zgadzam się, żeby najważniejsze decyzje dotyczące naszego kraju były podejmowane gdzieś daleko stąd przez ludzi, którzy nie mówią po polsku”.

    Wymienione wyżej przykłady świadczą o tym, że podział „prawica – lewica” przestał określać pole sporów politycznych w dzisiejszej Polsce. Ale nie tylko. Również bieżący podział partyjny nie odzwierciedla tożsamości politycznych Polaków. Jedno jest natomiast pocieszające. Patriotyczne odruchy nie są uwarunkowane ani „moherowością” ani „pisowskością”. Jakby to nie brzmiało naiwnie, wystarczy umiłowanie wolności i zdrowy rozsądek.

Filip Memches

rebelya.pl

Autor: au