Same interwencje nic nie dadzą
Treść
Resort finansów nie ujawnił, jak dużą ilość euro wymienił na złotówki, jednak kwota nie była mała, gdyż złotówka nagle zmieniła trend i zaczęła się umacniać. Jednak finansiści nie wierzą w długofalową skuteczność interwencji na rynku walutowym w celu umocnienia złotego bez względu na to, czy będzie je podejmował rząd przy pomocy środków z UE, czy też Narodowy Bank Polski, używając rezerw walutowych. Złoty przestanie tracić, gdy rząd pokaże rynkom, iż wie, jak walczyć z kryzysem - twierdzą. Zachęcają do wywierania presji na banki, aby zaprzestały spekulacji i drenażu polskiego rynku z walut obcych.
Zapowiedź premiera Donalda Tuska, iż rząd zamierza rzucić na rynek część euro pochodzących z zaliczki Komisji Europejskiej na realizację unijnych programów, jeśli za euro będziemy płacić pięć złotych, wywołała falę krytyki ze strony środowisk ekonomicznych i finansowych, które uznały tą deklarację za zachętę do wzmożonej spekulacji. - Spekulacja jest możliwa tylko wtedy, gdy władze informują, że będą broniły wartości waluty - uważa Andrzej Sadowski, szef Centrum im. Adama Smitha, określając wypowiedź Tuska jako "najbardziej szkodliwą w okresie jego urzędowania w zakresie konsekwencji gospodarczych".
- To ryzykowana zapowiedź, która może wpłynąć na dalszy spadek kursu i sprawić, że będziemy płacili za euro nawet ponad 5 zł - ocenił Przemysław Kwiecień z domu maklerskiego X-Trade Brokers. Jego zdaniem, premier nie powinien był wyznaczać konkretnego kursu, od którego planuje interweniować.
Zdaniem prof. Leszka Klanka z Akademii Finansów w Warszawie, interwencja na rynku walutowym może zaledwie na krótko ustabilizować kurs, który potem poszybuje nawet do 6 zł za euro.
Pomimo obaw ekonomistów Ministerstwo Finansów wymieniło część euro pochodzących z unijnych funduszy na złotówki za pośrednictwem Banku Gospodarstwa Krajowego. Mało tego. Interwencja resortu finansów nastąpiła, zanim za euro trzeba było zapłacić 5 złotych. Przedstawiciele resortu podkreślają, że nie ma mowy o interwencji, i utrzymują, że była to zwykła wymiana z uwagi na korzystny kurs euro.
- Jeśli rząd wymienia euro z funduszy europejskich na złotówki na rynku, to tym samym ściąga z rynku złotówki, zwiększając popyt na naszą walutę, co w efekcie może się przełożyć na lekkie jej wzmocnienie - tłumaczy dr Paweł Pelc, wiceprezes Stowarzyszenia Rynku Kapitałowego UNFE. Zaznacza jednak, że tego rodzaju operacja może przynieść także skutek negatywny w postaci zmniejszenia płynności banków i ograniczenia akcji kredytowej. - Odmienne skutki niesie wymiana euro na złote w Narodowym Banku Polskim: kreuje ona więcej złotych i zwiększa poziom rezerw walutowych oraz zwiększa płynność banków, ale nie wpływa na kurs - wyjaśnia Pelc. Zwraca też uwagę, że na kurs walutowy oddziałuje także sposób rolowania krótkoterminowego zadłużenia zagranicznego przez rząd. Potrzeby pożyczkowe państwa można bowiem zaspokoić przez emisję obligacji w złotych lub w walucie. Obligacje złotówkowe zwiększają zapotrzebowanie na złotego i mogłyby wzmocnić jego kurs, ale coraz trudniej znajdują nabywców wśród inwestorów zagranicznych, a poziom ich rentowności nieustannie rośnie. Z kolei emisja obligacji w walutach obcych może osłabiać złotego, ponieważ zmniejsza zapotrzebowanie inwestorów zagranicznych na naszą walutę, zaś uzyskane środki walutowe rząd wymienia w NBP, co nie wpływa na kurs złotego.
Nasilająca się w ostatnim czasie deprecjacja naszej waluty, zdaniem ekonomistów, jest ogromnym wyzwaniem dla rządu, ale podkreślają, że nie należy wpadać w panikę. - Deprecjacja waluty ma naturalne granice. Jeśli waluta staje się podwartościowa, to automatycznie rusza mechanizm aprecjacji - wyjaśnia prof. Andrzej Kaźmierczak z SGH. Przejawem tego jest wzrost liczby chętnych na zakup towarów w takim kraju i towarzyszący temu wzrost zapotrzebowania na daną walutę, co powoduje jej umocnienie. Rząd powinien przede wszystkim pokazać, że rozumie sytuację i wie, jak sobie z nią poradzić, a nie - jak do niedawna - zamiatać problem pod dywan - uważa większość finansistów. Ewentualne przewalutowanie środków z UE na rynku lub interwencje NBP same w sobie nic nie dadzą na dłuższą metę. Musi im towarzyszyć strategia działań w całej gospodarce. Profesor Kaźmierczak radzi zachować ostrożność, jeśli chodzi o interwencje na rynku walutowym. - Skala zaangażowanych środków może być niewielka, bo rynek jest płytki i obroty deprecjonujące złotego są nieduże - zaznacza. W razie gdyby interwencje na rynku walutowym nie pomogły, proponuje wystąpienie do Międzynarodowego Funduszu Walutowego o udzielenie pożyczki stabilizacyjnej. - Sama gotowość MFW udzielenia kredytu wystarczy, aby ustabilizować daną walutę, bo od tej chwili Fundusz gwarantuje, że będzie ona broniona - uważa Kaźmierczak.
- Punktowe interwencje NBP byłyby wskazane podczas fixingu NBP, ponieważ to wtedy następuje spekulacyjne podbicie kursu - uważa Jerzy Bielewicz z JB Consulting, szef Stowarzyszenia "Przejrzysty Rynek". Fixing NBP wyznacza kurs w rozliczeniach kontraktów terminowych, w tym opcji. Wzmocnienie złotego w tym momencie zmniejszyłoby straty polskich przedsiębiorstw, które dały się nabrać na zakup opcji walutowych. Środki zaangażowane w takie interwencje mogłyby być stosunkowo niewielkie, ponieważ fundusze hedgingowe grające na obniżkę złotego również nie dysponują dużymi środkami (mają problemy z uzyskaniem kapitału do lewarowania, ponieważ banki z racji awersji do ryzyka nie chcą pożyczać).
Naciskać spekulantów
Powszechna w środowisku finansowym jest opinia, że rząd, chcąc powstrzymać spadek złotego, powinien przede wszystkim usunąć wszelkie administracyjne i finansowe bariery, które szkodzą absorpcji unijnych funduszy, aby miliardy euro mogły jak najszybciej zasilić rynek. Rząd powinien też zalecić wszystkim instytucjom publicznym i samorządom, aby środki walutowe z funduszy europejskich trzymały na rachunkach w bankach o przewadze kapitału polskiego. - Groźba wycofania środków publicznych z zagranicznych banków komercyjnych powinna skutecznie zniechęcić je do spekulowania polską walutą - uważa prof. Kaźmierczak. Należy też jak najszybciej rozwiązać problem opcji walutowych, najlepiej w drodze negocjacji z bankami. Kaźmierczak zachęca rząd do podjęcia negocjacji z centralami zagranicznych banków, które posiadają w Polsce swoje oddziały, na temat transgranicznych transferów kapitału. - Saldo bilansu płatniczego pokazuje, że z Polski transferowany jest kapitał. Moim zdaniem, w znacznej mierze odpowiadają za to oddziały zagranicznych banków, które transferują zebrane w Polsce oszczędności do centrali za granicę - twierdzi Kaźmierczak. Oczywiście wymieniając je wcześniej na inne waluty. W rękach tego rodzaju instytucji znajduje się obecnie ok. 4 proc. aktywów systemu bankowego w Polsce, ale udział ten - od czasu wstąpienia Polski do UE - wykazuje tendencje wzrostowe. Coraz więcej zagranicznych banków otwiera w Polsce oddziały, by zbierać oszczędności z naszego rynku i wzmacniać nimi zagraniczne centrale. Co więcej - można zaobserwować zjawisko, że część banków zagranicznych, skuszonych ułatwieniami w transferach transgranicznych, przekształca działające w Polsce spółki-córki w oddziały. - Bez pertraktacji z bankierami zagranicznymi chyba sobie nie poradzimy - uważa Kaźmierczak.
Małgorzata Goss
"Nasz Dziennik" 2009-02-19
Autor: wa