Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Sąd: Nie każdego można krytykować

Treść

Krytyka tekstu Ewy Czaczkowskiej na temat rzekomej współpracy ks. abp. Stanisława Wielgusa z SB narusza jej dobra osobiste - uznał wczoraj warszawski sąd i nakazał przeproszenie dziennikarki "Rzeczpospolitej" na łamach "Naszego Dziennika". W ustnym uzasadnieniu wyroku sąd w ogóle nie odniósł się do dowodów przedstawionych przez wydawcę "Naszego Dziennika", w których wykazywano, że artykuł Ewy Czaczkowskiej był nierzetelny i zawierał nieprawdziwe stwierdzenia odnoszące się do ks. abp. Stanisława Wielgusa, dlatego autorce można było wytknąć kłamstwo i nierzetelność. Mecenas Krystyna Kosińska zapowiada złożenie apelacji od wyroku. Sąd odrzucił jednak wniosek Czaczkowskiej o zamieszczenie przeprosin także w innych mediach i wypłacenie zadośćuczynienia. Ewa Czaczkowska poczuła się urażona trzema artykułami Sebastiana Karczewskiego, w których autor udowadniał, że dziennikarka, pisząc tekst o rzekomej współpracy ks. abp. Stanisława Wielgusa z SB, podała szereg nieprawdziwych stwierdzeń. W trakcie procesu mecenas Krystyna Kosińska, reprezentująca wydawcę "Naszego Dziennika", przedstawiła szereg dowodów wskazujących na to, że dziennikarka "Rzeczpospolitej" nie dochowała staranności w badaniu i ocenie materiałów archiwalnych IPN ani nie wspominała o wątpliwościach, jakie pojawiły się w związku z ujawnieniem dokumentów mających świadczyć o współpracy księdza arcybiskupa z SB. Dlatego też były podstawy do postawienia Czaczkowskiej w artykułach w "Naszym Dzienniku" zarzutu, że "kłamała" i "manipulowała", pisząc o tej sprawie, a skrytykowanie jej z tego powodu było uzasadnione także ze względów społecznych. Sąd uznał jednak, że te stwierdzenia godziły w dobre imię dziennikarki "Rzeczpospolitej" i naruszały jej wiarygodność zawodową. Mecenas Krystyna Kosińska powiedziała nam po wydaniu wyroku, że jest zdziwiona bardzo ogólnym uzasadnieniem orzeczenia. Jej zdaniem, zabrakło w nim odniesienia się sądu do dowodów przedstawionych przez stronę pozwaną. Nie wiemy więc, czy sąd te dowody odrzucił, czy uznał za niewiarygodne. Sąd więc uchylił się od odniesienia "do prawdy materialnej". Mecenas Kosińska już zapowiedziała złożenie apelacji, co nastąpi po przedstawieniu przez sąd pełnego pisemnego uzasadnienia wyroku. Zdaniem mecenas Kosińskiej, ten proces i wyrok jest niebezpiecznym przejawem zastępowania dyskusji i polemiki medialnej procesami sądowymi. Ewa Czaczkowska mogła przecież wykorzystać łamy swojej gazety, aby bronić swoich tez i wykazać, że miała rację, stawiając zarzuty ks. abp. Stanisławowi Wielgusowi. W ten sposób mogła odpowiedzieć na zarzuty postawione w "Naszym Dzienniku" przez Sebastiana Karczewskiego. Wybrała jednak proces sądowy, uciekając od podjęcia polemiki. Przypomnijmy, że w podobny sposób postępuje od dawna redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" Adam Michnik, który wszystkich swoich krytyków pozywa do sądu, zamiast "walczyć z nimi piórem". Taką postawę Michnika wielokrotnie krytykowała na swoich łamach także "Rzeczpospolita", co nie przeszkodziło jednak jednej z bardziej znanych dziennikarek tej gazety uciec się do takich samych metod w odniesieniu do tekstów zamieszczonych na łamach "Naszego Dziennika". Krzysztof Losz "Nasz Dziennik" 2008-10-03

Autor: wa