Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Sąd nad Tankownią w Bochni

Treść

Osiem osób, w tym były starosta i były burmistrz, jest oskarżonych w związku z nieprawidłowościami przy budowie stacji paliw w Bochni Potwierdziła się nasza zeszłotygodniowa zapowiedź: wczoraj do Sądu Rejonowego w Bochni trafił akt oskarżenia przeciwko osobom odpowiedzialnym za najbardziej kontrowersyjną w ostatnich latach inwestycję w tym mieście - stację paliw, tzw. Tankownię, wybudowaną w miejscu, w którym obowiązywał zakaz zabudowy. Jak potwierdził wczoraj Janusz Ohar, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krośnie, która prowadziła śledztwo w tej sprawie, wśród ósemki oskarżonych jest sześcioro urzędników, w tym Ludwik W., pełniący jeszcze kilka dni temu funkcję starosty bocheńskiego oraz Wojciech Ch., do niedawna burmistrz miasta. Według prokuratury Ludwik L., pełniąc funkcję starosty, miał namawiać Elżbietę L., szefową referatu architektury w Urzędzie Miasta, do wydania decyzji umożliwiającej budowę stacji benzynowej w miejscu, w którym plan zagospodarowania przestrzennego zakazywał wszelkiej zabudowy. W namawianiu do przestępstwa miała wspierać starostę jego zaufana pracownica Małgorzata D.-Z., naczelnik Wydziału Architektury i Budownictwa w Starostwie Powiatowym. Prokuratura oskarża też Ludwika W. o niedopełnienie obowiązków służbowych przez to, że dopuścił do wydania pozwolenia na budowę stacji, zaś Małgorzatę D.-Z. o podrobienie podpisów na dokumentach architektonicznych. Tej ostatniej grozi za to nawet pięć lat pozbawienia wolności. O sfałszowanie dokumentów oskarżona jest również wspomniana Elżbieta L. Kolejne zarzuty pod jej adresem dotyczą przygotowania z pełną świadomością decyzji o warunkach zagospodarowania całkowicie sprzecznej z planem miejscowym. Z tego samego powodu przed sądem odpowie eksburmistrz Ch., który tę decyzję podpisał. Prokuratura oskarżyła go o przekroczenie uprawnień, za co grozi do trzech lat pozbawienia wolności. Grono oskarżonych urzędników uzupełniają: powiatowy inspektor nadzoru budowlanego Adam K. (pełniący cały czas swe obowiązki), który dokonał odbioru stacji, oraz Emilia M., wiceszefowa tarnowskiego Oddziału Zamiejscowego Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego, która weryfikowała decyzje administracyjne wydawane w Bochni i notorycznie odmawiała prawa strony sąsiadom inwestycji. Pozostałych dwoje oskarżonych to projektant stacji (a zarazem autor miejscowego planu zagospodarowania), który miał się m.in. dopuścić potwierdzenia nieprawdy w dokumentach (za co grozi do pięciu lat więzienia) oraz inwestor Henryk K., który stację wybudował. Prokuratorskie zarzuty pod jego adresem dotyczą gróźb karalnych wobec protestujących właścicieli sąsiednich działek, budowy drogi dojazdowej bez pozwolenia oraz wykonywania prac budowlanych z zagrożeniem dla życia i zdrowia ludzi. - Gdy stacja działała, prowadzone były na niej prace remontowe - cięto konstrukcje stalowe szlifierką. To urządzenie iskrzy przy pracy, a w sąsiedztwie znajdowało się paliwo. Mmogło dojść do potężnego wybuchu - wyjaśniał wczoraj prok. Ohar. Sporządzona przez doświadczonego biegłego lista poważnych uchybień i pogwałceń prawa, jakich mieli się dopuścić urzędnicy, by - mimo zakazu - stacja mogła powstać i działać, liczy kilkanaście pozycji. Śledztwo prowadziła prokuratura w Krośnie, gdyż po licznych perypetiach, w wyniku (niepotwierdzonych oficjalnie) podejrzeń o stronniczość i manipulację, prokurator krajowy wyłączył ze sprawy wszystkie jednostki podległe krakowskiej Prokuraturze Apelacyjnej, w tym Prokuraturę Rejonową w Bochni, której szefowała przez wiele lat, odwołana niedawno, Waldemara Węgrzyn, żona starosty bocheńskiego Ludwika Węgrzyna. Zabiegający od lat o wyjaśnienie sprawy lokalni dziennikarze z pisma "Moja Bochnia" (i portalu o tej nazwie) oraz związani z nimi działacze samorządowi twierdzą, że niemrawe dotąd działania prokuratury nabrały wyraźnego przyspieszenia po tegorocznych publikacjach "Dziennika Polskiego", w których szczegółowo opisaliśmy nieprawidłowości oraz co najmniej zagadkowe działania urzędników. - Ta sprawa to jest taka "Polska w pigułce", ujawnione zostają nieprzejrzyste układy towarzysko-polityczno-biznesowe decydujące o tym, co komu na danym terenie wolno, i kto na tym zarobi wielkie pieniądze. Mam nadzieję, że w toku procesu dowiemy się jeszcze wielu ciekawych rzeczy - komentuje szef "Mojej Bochni" Aleksander Rzepecki. W jego opinii ogromne znaczenie dla sprawy miało wspomniane przeniesienie śledztwa poza apelację krakowską. Wielu bochnian dziwi się, że prowadzący wcześniej postępowanie prokuratorzy na podstawie tego samego materiału dowodowego wyciągali diametralnie inne wnioski niż prokuratura w Krośnie. Sąsiedzi stacji mówią wręcz otwarcie o "kryciu lokalnego układu biznesowo-politycznego przez prokuraturę krakowską". Prokuratura Krajowa, na podstawie ustaleń krakowskiej Prokuratury Apelacyjnej, która badała przebieg śledztwa, zapewnia, że żadnych tego typu nieprawidłowości nie było. Podejrzani urzędnicy nie poczuwają się do winy i dowodzą, że działali w granicach prawa. Część z nich poniosła już jednak pewne konsekwencje swego uwikłania w sprawę "Tankowni". Jak pisaliśmy, burmistrz Ch. wyraźnie przegrał drugą turę wyborów z Bogdanem Kosturkiewiczem, kandydatem PiS kojarzonym jednoznacznie z przeciwnikami tzw. układu bocheńskiego. Dwa dni temu Ludwik W., dobrze wszystkim znany działacz ludowy i samorządowiec, stracił stanowisko starosty. ZBIGNIEW BARTUŚ, "Dziennik Polski" 2006-12-08

Autor: ea