Rząd gra katechezą
Treść
Furtka do usunięcia religii ze szkół pozostaje otwarta. Klub  Parlamentarny PiS zgłosił dezyderat wzywający rząd do zmiany  rozporządzenia ministra edukacji z 7 lutego 2012 r. w sprawie ramowych  planów nauczania w szkołach publicznych. Postulowano w nim powrót do  dotychczasowych zasad organizacji i finansowania lekcji religii w  szkołach, które gwarantowało poprzednie rozporządzenie. Wniosek został  jednak odrzucony przez koalicję: PO, Ruchu Palikota i SLD. A przebieg  wczorajszej dyskusji podczas posiedzenia sejmowej komisji edukacji  udowodnił, że Platforma Obywatelska przy pomocy "opozycyjnych" klubów  Ruchu Palikota i SLD celowo podsyca konflikt wokół nauczania religii.  Zamiast merytorycznej dyskusji posłowie PO i lewicy urządzili prymitywną  pyskówkę.
Pod publikę
- Najlepiej  sprowokować opinię publiczną takim tematem, który wywołuje dużo emocji. Z  pewnością chodzi o przykrycie kluczowej sprawy wprowadzenia w życie  ustawy o podwyższeniu wieku emerytalnego - mówił poseł Sławomir  Kłosowski (PiS), komentując to, co działo się na sali. - To wy  wyrugowaliście z ramowych planów nauczania religię i nie cieszy się ona  już tymi gwarancjami ze strony państwa i systemu oświaty jak poprzednio.  Trudno uniknąć wrażenia, że jest to celowa akcja - mówił pod adresem  posłów Platformy Kłosowski.
W ocenie wnioskodawców, zmiana  rozporządzenia jest jawnym dystansowaniem się władzy wobec ważnych  treści wychowawczych, łamaniem konkordatu i furtką do całkowitego  usunięcia religii ze szkół. Skutkuje też obciążeniem samorządów  dodatkowymi kosztami. - Pan minister powinien przygotować nowelizację  tego rozporządzenia i przywrócić stan prawny sprzed nowelizacji -  podkreślała w imieniu wnioskodawców Marzena Machałek (PiS).
Również  inni posłowie opozycji zastanawiali się, czy wyjęcie religii z ramowego  planu nauczania to błąd czy celowe działanie wpisujące się w wydarzenia  ostatnich lat. Ich zarzuty spotkały się z ostrym atakiem posłów  Platformy i klubów lewicowych, którzy zarzucali im chęć "przymuszania"  do nauki religii, "brak kultury osobistej" i "ataki personalne" na  oponentów. Sprowadzona do absurdu dyskusja, brak sensownych wyjaśnień ze  strony resortu dowodzą, że przerzucenie nauczania religii na samorządy  to działanie wpisujące się w ciąg wydarzeń takich jak profanacja krzyża  na Krakowskim Przedmieściu pod okiem policji i kamer telewizyjnych,  ograniczenie liczby kapelanów wojskowych czy uniemożliwienie nadawania  Telewizji Trwam na pierwszym multipleksie cyfrowym.
Dezyderat  zgłoszony komisji w sprawie przywrócenia stanu prawnego sprzed 7 lutego,  a więc umieszczenie religii w ramowym planie nauczania w szkołach  publicznych, nie został uczciwie przedyskutowany. Jak podkreśla  Machałek, rząd postawił w zupełnie nowej sytuacji Kościół, który również  domaga się zmiany tego rozporządzenia. Przypomniała, że religia wróciła  do szkół wspólną decyzją rządu i Episkopatu w 1990 roku.
Paragraf na religię
- Tymczasem nagle wykreślono religię z paragrafu 2 rozporządzenia,  który wymienia przedmioty uwzględnione w ramowym programie nauczania -  mówiła Machałek.
W lutym Ministerstwo Edukacji Narodowej wprowadziło  zmiany w przepisach określających ramowy plan przedmiotów w szkole. Nie  uwzględniono w nim lekcji religii. Przedmiot ten został wpisany w  szkolny plan nauczania, finansowany przez samorządy. Tak więc o tym, czy  religia pozostanie w szkole, czy też nie, zadecydują władze  samorządowe. W ocenie wnioskodawców, wykreślenie religii z ramowego  nauczania stawia w nawias jej bezpłatne nauczanie. - Wiem doskonale, że  strona rządowa wyjaśnia to w tej chwili, tłumacząc organom samorządowym,  jak należy rozumieć to rozporządzenie - podkreśla Machałek.  Najdziwniejsze jest to, że występujący w imieniu MEN wiceminister  Mirosław Sielatycki zaprezentował bardzo lakoniczne stanowisko w tej  kwestii. Tłumaczył, że się nie zmieniło, a w szczególności zmianie nie  uległa państwowa gwarancja finansowania zajęć religii. - W  rozporządzeniu wskazujemy na obowiązkowe zajęcia edukacyjne i te, które  są obowiązkowe po decyzji rodziców i uczniów. Oczywiście zasady  nauczania religii regulowane są konkordatem i nic w tej sprawie nie  zostało zmienione - mówił wiceminister.
Machałek oponowała, że  rozporządzenie wprowadziło chaos i powinno jako przykład złego prawa  zostać wycofane. - Przywróćmy poprzedni zapis, po co wywoływać chaos -  mówiła. Poseł Lech Sprawka podkreślał, że rozporządzenie, które określa  godziny "zajęć edukacyjnych", uwzględnia jednak WF, ale pomija religię. -  Czy religia nie jest zajęciem edukacyjnym? Dlaczego tak selektywnie do  tego podchodzicie? - pytał poseł. Marzena Wróbel (Solidarna Polska)  argumentowała, że MEN nie powinno pozwalać sobie na eksperymenty. -  Będziecie jeździć po gminach, które nie realizują postanowień  konkordatu, i potem wyciągać wnioski? Dla mnie nie jest przypadkiem, że  uderzyliście generalnie w ramowe programy nauczania i podstawę  programową, w te przedmioty, które kształtują tożsamość narodową i  podstawy etyczne i wychowawcze - tłumaczyła. - Gdyby nie było próby  wyeliminowania krzyża z sali sejmowej, zmniejszenia liczby księży w  wojsku, manifestacji na Krakowskim Przedmieściu, dyskryminacji Telewizji  Trwam, to może byśmy uwierzyli w wasze zapewnienia. To jednak wpisuje  się w szerszy kontekst. To nie jest incydentalna sprawa - podkreślała  Izabela Kloc (PiS).
Rozporządzenie ma wejść w życie od nowego roku  szkolnego. Od 1 września to od samorządów będzie zależało, czy religia  pozostanie w szkołach. Żeby katechezy nie było, wystarczy decyzja władz  samorządowych, które jednym cięciem będą mogły zredukować wymiar  nauczania religii lub jej zupełnego zniesienia w placówkach, które im  podlegają.
Maciej Walaszczyk
Nasz Dziennik Środa, 23 maja 2012, Nr 119 (4354)
Autor: au