Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rozumiem Kaczyńskiego, ale...

Treść

Z posłem Grzegorzem Dolniakiem (PO), wiceprzewodniczącym Klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej, rozmawia Wojciech Wybranowski Dobrze się stało, że Polska tak aktywnie zaangażowała się na rzecz rozwiązania konfliktu w Gruzji? - To, że się zaangażowaliśmy, to dobrze, nie mogliśmy biernie stać z boku i patrzeć na to, co dzieje się w nieodległym od nas kraju, w dodatku w kraju, z którym łączą nas dość przyjazne stosunki. Zresztą jako jedno z większych państw Europy Środkowej zawsze staraliśmy się dążyć do stworzenia dla Polski takiej pozycji, w której będziemy liderem w wielu kwestiach, w tym, jeśli chodzi o kreowanie stanowiska w sprawach tak ważnych jak konflikty zbrojne. Poza tym my, jako Polacy, jesteśmy wyjątkowo wyczuleni na takie obcesowe traktowanie przez duże mocarstwa, które jeszcze niedawno w obszarze swoich wpływów posiadały również Polskę państw małych, państw, które wyszły lub chcą wyjść z orbity wpływów obcego mocarstwa. Rosja z kolei musi mieć świadomość, że jest nowa sytuacja polityczna i niedopuszczalna jest sytuacja, w której dąży do przywrócenia stanu rzeczy właściwego jeszcze dwadzieścia lat temu. Stąd głos Polski był ważny i w dalszym ciągu jest ważny w tej sprawie, potrzebne jest, by Polska zajęła jednoznaczne stanowisko do dania odporu wszelkim próbom agresji lub wywoływania konfliktów z udziałem wszystkich państw, a przede wszystkim Rosji. Głos prezydenta w tej sprawie był dość jednoznaczny... - Co do zachowania i wypowiedzi różnych polityków, w tym pana prezydenta Kaczyńskiego, mam pewien kłopot ze skomentowaniem tej sprawy. Z jednej strony rozumiem emocje pana prezydenta, który swoje słowa kierował do obecnego późnym wieczorem 150-tysięcznego tłumu na placu w Tbilisi, rozumiem, że ten tłum oczekiwał słów wyraźnego poparcia Gruzji i Gruzinów, nie mniej jednak te słowa powinny być wolne od wojennej retoryki. A więc wolne od akcentów, które raczej powodują konflikty, mogą wzniecić kolejne emocje, żądzę jakiegoś odwetu, na rzecz słów, które wzmocnią poczucie Gruzinów, że są państwa, są osoby, które dostrzegają problem Gruzji, które są w stanie przyjść z pomocą, ale w zakresie negocjacji, mediacji i uporządkowania spraw i uspokojenia sytuacji, a nie eskalowania konfliktów. W tym sensie mam - tak jak powiedziałem - pewien problem z jednoznacznym komentowaniem słów pana prezydenta w Tbilisi. Pewnie pan zapyta, dlaczego? Mam wrażenie, że mógł w działania państw europejskich wkraść się pewien dualizm. Z jednej strony pan prezydent apeluje, by UE mówiła jednym głosem, a drugiej strony, mając świadomość, że jest już w Moskwie przedstawiciel UE - bo przecież pan prezydent Sarkozy ma mandat do tego, by mówić w imieniu całej UE, w tym również Polski, kiedy mamy świadomość, że jest już pewien postęp w negocjacjach z Rosją, zdecydował się na wylot do Tbilisi. Negocjacje toczą się w Brukseli, być może potrzeba było bardziej wyraźnego wsparcia dla Gruzinów? - Tak, w Brukseli był pan minister Sikorski, który negocjuje w gronie szefów resortów spraw zagranicznych pozostałych państw UE właśnie obecność sił pokojowych w Gruzji, może w Osetii, może w Abchazji. Założono, że wojska rosyjskie nie mogą stanowić sił pokojowych w Gruzji, bo są stroną w tym sporze. I tu możemy po deklaracji pana prezydenta natrafić na pewien problem, choćby ze strony Rosjan - jak Polska ma uczestniczyć w misji pokojowej, skoro już została włożona w katalog państw, które są stroną w tym konflikcie, skoro tak mocno zaangażowały się w tym konflikcie po stronie Gruzji. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-08-14

Autor: wa