Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rozpoczyna się Wielki Post

Treść

Dla jednych Wielki Post to zło konieczne: kończą się karnawałowe zabawy, milkną dyskoteki, nawet w naszej poganiejącej kulturze pojawiają się pewne znaki ascezy. Dla innych to czas błogosławiony, pozwalający zatrzymać się, posklejać potrzaskaną duszę, przemyśleć życie. "Wielki Post każdego roku stwarza nam opatrznościową okazję do refleksji nad sensem i wartością naszego życia chrześcijańskiego - pisze w tegorocznym orędziu Benedykt XVI. "Kościół przypomina pewne szczególne zobowiązania, które w konkretny sposób mają pomagać wiernym w procesie wewnętrznej odnowy; są nimi modlitwa, post i jałmużna". Aby tak się stało, najpierw trzeba przebić się przez zasłonę rutyny i chęci sprowadzania nawrócenia do czysto zewnętrznych zachowań. Nie jest istotne, że w tym roku, z racji marcowej Wielkanocy, przychodzi nam "tak wcześnie", jak utyskują niektórzy, pochylać głowę w Środę Popielcową i przyjmować nań szczyptę popiołu. Czas tu nie gra roli. Ważniejsze jest dostrzeżenie innej prawdy: wiara nie jest czymś danym raz na zawsze; wymaga pielęgnacji i nieustannej troski. Wielki Post stwarza ku temu doskonałą okazję. Jedną z możliwych interpretacji słowa "religia" jest wyprowadzenie jego znaczenia ze słowa łac. re-legere - czytać od nowa, czytać na nowo, rozumując. Polega więc na reinterpretowaniu swojego życia, spoglądaniu nań w kontekście nowych sytuacji i wydarzeń; na dawaniu odpowiedzi Bogu, który chce być Obecnym w jego centrum. Nie zmieniają się jej zewnętrzne komponenty: Ewangelia jest dalej taka sama, Dekalog pozostaje obowiązującym prawem, krzyż stoi mocno na Golgocie, a Poranek Wielkanocny ma wpisany w sobie świt zmartwychwstania. Zmieniamy się my. W roku 2008 jestem inny niż w 2003, "ja" z dziś i "ja" z okresu młodości, studiów - choć niby ten sam - to jednak niosę w sobie nowe doświadczenia, przeżycia. Mam wpisaną w siebie "inność", która domaga się stanięcia na nowo przed lustrem Prawdy i konfrontacji kierunku mojej aktualnej drogi z Dobrą Nowiną; szukania odpowiedzi na pytania: jak daleko z niej odszedłem, w jakim stopniu zamazaniu uległy kontury mojej pierwotnej miłości? Potrzebny jest czas Kluczowym motywem Wielkiego Postu jest czterdziestoletnia wędrówka Izraelitów po pustyni, której początkiem było wydarzenie paschalne (wyzwolenie z niewoli egipskiej i przejście przez Morze Czerwone). Rodzi się pytanie: dlaczego aż tak długo Naród Wybrany musiał kluczyć po pustyni? Przecież nawet sześćsettysięczna, piesza karawana poradziłaby sobie z tym dziś w kilka miesięcy. Nie o odległość tu jednak chodzi. Musiało się dokonać oczyszczenie. Nie było już faraona, jego okrutnych rozporządzeń, nadzorców i strażników, ale pozostała mentalność niewolnika - stokroć gorsza do zdiagnozowania, wpisana głęboko w przywykłą do bata i beznadziei duszę. Nie dało się jej uleczyć jednym zdecydowanym ruchem, radykalną decyzją - to proces, który musiał potrwać bardzo długo. Dodajmy: proces zawsze aktualny w swojej uniwersalnej wymowie. Niestety, każdy z nas nosi w sobie ów "syndrom zniewolenia". Uzależnienie od materii, grzech, egoizm, zamknięcie się w kręgu własnych spraw - to tylko przykłady. Często brakuje odwagi, aby zmierzyć się z ciemną stroną swojej duszy - pojawia się bunt, analogiczny do buntu Izraelitów na pustyni: - Po co wyruszać w nieznane - wołali pod Massa i Meriba - porzucać względną stabilizację? Nie ma sensu naruszać obłędnego status quo, "świętego" spokoju. Kompromis, nawet wątpliwej jakości, jest "bezpieczniejszy" i zwalnia z trudu decydowania w sposób pełny o sobie... Tymczasem Bóg mówi inaczej: Pozostaw to, co złe, brudne, fałszywe i stań się wolny! Nie bój się trudu, samotności, cierpienia. Nie lękaj się drogi, która jest przed tobą! Potrzebne ci jest oczyszczenie - potrzebny jest czas, aby zrozumieć. Wszak szlak już został przetarty - Chrystus jako pierwszy przeszedł ze śmierci do życia, z grzechu do wolności. W jego Przejście (Paschę) wszyscy zostaliśmy włączeni. Trzeba tylko chcieć. Ale z tym jest najtrudniej... Pewność nowego porządku Pierwszą przeszkodą w procesie nawrócenia jest przeświadczenie wyrażone słowami: "już wiem!", "już doszedłem, osiągnąłem cel wędrówki!". Jest to skazanie siebie na porażkę i wewnętrzne skostnienie. Pozostawione same sobie mury kruszą się, zaniedbane fundamenty z czasem rozsypują się w proch i wystarczy lekki podmuch, by całe życie rozpadło się w gruzy. Dlatego paschalny charakter wiary chrześcijańskiej zakłada istnienie wstrząsów, które są w stanie człowieka wybudzić ze słodkiego letargu "pewności". Pierwszym jest krzyż, który niesie w sobie całkowitą utratę dotychczasowych kryteriów budowania, stabilizacji; drugim - przezwyciężenie pokus, pojawiających się w chwili ciemności, tj. rozpaczy i rezygnacji. Tylko człowiek doświadczający takiej sytuacji i związanej z nią bezradności jest w stanie zbudować w sobie pewność nowego porządku, której podstawą jest spotkanie ze Zmartwychwstałym. Tylko ktoś, kto świadomie przeżywa swoje zranienia, słabość i grzech, jest w stanie wejść w tajemnicę Paschy - zaktualizować w sobie owo przejście, które dokonało się w Chrystusie. Inaczej nie dostrzeże jej sensu. Szczególnym przykładem takiego właśnie wybudzenia się są uczniowie idący do Emaus. Wystraszeni, niosący w sobie przegrane marzenia, uciekają od miejsc i sytuacji, które jednoznacznie kojarzą się im z porażką. Dołącza do nich Nieznajomy. Wysłuchuje ich żalów, bolesnych pytań i zaczyna na nowo streszczać im to, co Pismo mówiło o Mesjaszu. To ważny moment! Mówi im o tym, co przecież tyle razy słyszeli w synagodze, podczas wędrówki z Jezusem, jednak teraz to wszystko zostaje "przefiltrowane" przez doświadczenia sprzed paru zaledwie dni. Umieszczenie w kontekście bolesnych wspomnień zaczyna inaczej się jawić. Zaczynają rozumieć! Otwierają się im oczy. Finał owego drugiego rozumienia dokonuje się podczas "łamania chleba". Rozpoznają Mistrza! Miejsce smutku nagle zajmuje radość. Wszystko nabiera nowego sensu. Opis przemiany uczniów zdążających do Emaus w Wielkim Poście nabiera wymiaru symbolicznego. Praktyki pokutne, post, modlitwa, jałmużna, udział w rekolekcjach - to wszystko ma nam służyć pomocą w procesie naszego wewnętrznego wybudzania, reinterpretacji wiary. Wymaga trudu i otwarcia. Ma się to dokonać właśnie w konfrontacji z życiem - jego zranieniami, cierpieniem, niejednokrotnie buntem i ucieczkami. Do tej wędrówki trzeba zaprosić Nieznajomego - pozornie (wedle naszej ludzkiej miary i logiki), sprawiającego wrażenie niezorientowanego w temacie. Pozwolić Mu przemówić, opowiedzieć jeszcze raz historię zbawienia - może dobrze znaną, tysiąckroć słyszaną, a jednak nową, bo umiejscowioną w nowym kontekście - aby odnaleźć w niej prawdę mojego życia. Wydaje się nam czasem, że Dobra Nowina to coś "naiwnego", co zupełnie nie przystaje do współczesnego zagmatwanego życia, nie jest w stanie rozwiązać jego problemów. To błędne rozumowanie. Jezus nie serwuje uczniom nowej nauki, nie żongluje retorycznymi figurami - On tylko włącza historię ich życia w prawdę o swoim krzyżu i zmartwychwstaniu. Pozwala się im w niej przejrzeć. Ostatecznym etapem wybudzenia - momentem otwarcia oczu - jest "łamanie chleba". Znika, bo nie jest im już potrzebny w takiej postaci. Mają teraz Eucharystię, która jest nie tylko "souvenirem" po Zmartwychwstałym, ale kluczem do "zrozumienia" i odkrycia Obecności. Oko w oko z demonem południa Największą przeszkodą w przyjęciu prawdy o sobie jest przekonanie: ja wiem; niczego nie potrzebuję zmieniać, tak jest mi dobrze. Albo całkowite "odpuszczenie sobie" sprawy swojego zbawienia. Zbagatelizowanie jej. To najgorszy wariant. Ojcowie Kościoła pisali o tzw. demonie południa, który pustoszył dusze mnichów. Biblia wspomina o "zarazie pustoszącej w południe" (Ps 91, 6). Efekt działania owej pokusy pustelnicy nazywali: "accediae". Był to grzech duchowego zniechęcenia, oziębłości, stagnacji, rezygnacji, wypalenia. Wielu z nas jest dziś kuszonych przez "demona południa" bądź już nosi w swoim sercu grzech "accedii". Pozwolenie na to, aby on we mnie zamieszkał, jest skazaniem siebie na powolne, bezsensowne spalanie się, a życie zamienia w niekończącą się ucieczkę... Aby tak się nie stało, w tym roku Papież Benedykt XVI proponuje nam pogłębioną refleksję nad chrześcijańską jałmużną. Nie jest ona zwykłą filantropią - pisze w swoim orędziu. Jest raczej konkretnym wyrazem miłosiernej miłości. Uczy nas składać całe swoje życie w darze drugiej osobie, dawać świadectwo, że to nie bogactwo materialne dyktuje prawa istnienia, lecz miłość, pozwala ćwiczyć ducha. Otwierając nasze serca na potrzeby braci, pomaga w głębszym zastanowieniu się nad wartością swojego życia. Posypanie głowy popiołem, słowa przypominające o ludzkiej marności, podjęcie wielkopostnej ascezy - to wszystko będzie miało sens, jeśli nie stanie się tylko pustym symbolem, emocjonalnym poruszeniem, ale wprowadzi na drogę przemiany; udział w nabożeństwach wielkopostnych nie będzie użalaniem się nad Jezusem (i sobą), a pozwoli w kontekście tych wydarzeń zreinterpretować całe życie, swój krzyż, swoje zranienia i nadać im sens. Marcin Jasiński "Nasz Dziennik" 2008-02-06

Autor: wa