Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rozmowy między ministerstwem sportu a PZPN przerwane

Treść

Miał być przełom, tymczasem rozmowy między ministerstwem sportu a przedstawicielami zawieszonego zarządu PZPN zostały przerwane. Kurator związku Robert Zawłocki poinformował, że nawet groźby FIFA nie skłonią go do podjęcia decyzji o rezygnacji ze swej funkcji, a futbolowa centrala na każdym niemal kroku kpi sobie z prawa. William Gaillard, dyrektor komunikacji UEFA, przyznał zaś, że światowe i europejskie władze piłkarskie powoli tracą cierpliwość. Zagroził, że jeśli kurator nie zostanie szybko wycofany, Polska może stracić Euro 2012! Piątek był dniem rozmów, przerywania ich, powrotów do stołu, oświadczeń, wyrazów siły, a raczej bezsilności, wreszcie ciągłego udowadniania, kto ma rację. Zacznijmy od początku: rano do wspólnego stołu ponownie zasiedli trzej zawieszeni członkowie zarządu PZPN (dodajmy, że związek złożył do Trybunału Arbitrażowego wniosek o odwołanie kuratora): Jerzy Engel, Zdzisław Kręcina i Zbigniew Koźmiński, oraz minister sportu Mirosław Drzewiecki. Ten ostatni przystąpił do debaty z jasnym stanowiskiem: PZPN musi przestrzegać prawa, jesteśmy gotowi zapłacić każdą cenę, by tak było. Oby jednak okazała się ona jak najniższa - przekonywał. Było gorąco, po godzinie siedzibę ministerstwa sportu opuścił... minister. Niedługo później otrzymał wsparcie od Donalda Tuska. - Nadszedł najwyższy czas, aby umieć zaryzykować, jeśli jest taka potrzeba. Mówię to jako człowiek rozkochany w piłce: "dosyć bałaganu" - zadeklarował premier. Rozwój sytuacji wokół futbolowej centrali, dodajmy dość niespodziewany, był (i jest) rządowi wybitnie nie na rękę. Wydaje się, że spodziewał się szybkiego sukcesu, tymczasem twarde obstawanie przy swoim PZPN i błyskawiczna reakcja FIFA i UEFA zburzyły oczekiwany plan wydarzeń. Realne stawały się (wśród kilku) dwa scenariusze: albo wygra związek, a co za tym idzie - klęskę poniosą minister i rząd, albo minister, kurator itd. się nie ugną, a FIFA Polskę zawiesi. Oba przypadki wydawały się tyleż możliwe, ile fatalne. Rząd starał się jednak robić wszystko, by zachować twarz, wybrać najlepsze rozwiązanie, a może po prostu mniejsze zło. Po premierze Drzewieckiego poparł wicepremier Grzegorz Schetyna. - Nie można tolerować państwa w państwie - obwieścił. Minister do rozmów wrócił, ale około godziny 14.00 zostały one przerwane - do 18.30. W tym czasie swoje stanowisko ogłosił kurator, informując, że został wyznaczony na mocy obowiązujących w Polsce przepisów, zatem nie widzi powodów, dla których sam miałby ze swej funkcji zrezygnować. - Jeśli chcemy, by w naszym kraju szanowano prawo, nie możemy dopuścić do tego, by uznawano decyzje i słowa przedstawicieli zawieszonego zarządu. Ten się spotyka, wydaje decyzje pomimo takiego, a nie innego kroku Trybunału Arbitrażowego. To jest jawne pogwałcenie zasad. Wtorkowe posiedzenie zawieszonego zarządu przekreśliło szansę na jakąkolwiek współpracę - powiedział. Zawłocki przyznał, że sam do dymisji się nie poda. - Nie zrezygnuję z funkcji nawet w kontekście listu FIFA. Nie możemy kierować się obyczajami panującymi w tej federacji, tylko polskim prawem. Nie ugniemy się przed szantażem - dodał. Wczoraj, mimo wcześniejszych zapewnień, kurator nie podał nowego terminu zjazdu wyborczego, nie poinformował także o harmonogramie swych prac. Ten jako pierwszy pozna Trybunał Arbitrażowy. Na razie jednak Zawłocki niewiele może, bo jego decyzje nie są respektowane przez futbolową centralę. - Musiałbym chyba zastosować rozwiązania siłowe, a na to oczywiście nigdy się nie zdecyduję - przyznał. Jego zdaniem, obecnie związkiem zarządzają kurator i zawieszony zarząd, choć ten drugi "czyni to nielegalnie". Wreszcie nadeszła 18.30. Po kilkunastu minutach zapanowała konsternacja, bo przedstawiciele PZPN opuścili siedzibę ministerstwa, odmówili komentarzy, zapraszając na konferencję prasową. Jak poinformował Adam Giersz, szef gabinetu politycznego ministra sportu, rozmowy będą kontynuowane, jeśli FIFA wycofa swoje ultimatum, a o to, by tak się jak najszybciej stało, ma zadbać PZPN. Związek odpowiedział: nie mamy takiej mocy. - Poza tym FIFA uważa, że powody, dla których wprowadzony został kurator, były błahe i nijak nie usprawiedliwiały tak radykalnego kroku - powiedział Koźmiński. Przypomnijmy: FIFA zagroziła, że jeśli do godziny 12.00 w poniedziałek kurator nie zostanie odwołany, Polska będzie zawieszona na międzynarodowej arenie i dwa najbliższe mecze eliminacji mistrzostw świata z Czechami i Słowacja przegra walkowerem. Wczoraj realne stało się wycofanie przez UEFA Lecha Poznań z rozgrywek Pucharu UEFA. Jakby tego było mało, wspomniany na wstępie Gaillard powiedział: - Jedną z gwarancji organizacji Euro 2012 były dobre relacje władz piłkarskich z rządami. Polska teraz nie spełnia tego warunku. Czy to oznacza, że UEFA zaczęła nam grozić odebraniem mistrzostw Europy? Federacja poinformowała, że popiera stanowisko FIFA i także dla niej godzina 12.00 w poniedziałek będzie datą graniczną, za którą mogą być tylko i wyłącznie sankcje. W samo południe zatem wszystko się rozstrzygnie. Czy znajdzie się sprawiedliwy szeryf, który szybko uporządkuje bałagan i zwycięży zło? Na dziś brzmi to jak marzenie. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-10-04

Autor: wa