Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rok prezydentury Lecha Kaczyńskiego

Treść

W każdej analizie, także politycznej, konieczne jest znalezienie odpowiedniego punktu odniesienia. W przypadku pisania o roku prezydentury Lecha Kaczyńskiego nie powinny nim być dwie kadencje Aleksandra Kwaśniewskiego. To jakby mierzyć odległość uzyskaną przez trójskoczka w chwili, gdy jest on nad belką. Jeśli już porównywać, to pierwsze 12 miesięcy poprzedniego i obecnego prezydenta. Tylko że wówczas krytycy Kaczyńskiego musieliby z pokorą przyznać, iż jest prezydentem lepszym niż poprzednik. Łatwiej odnosić się do kartofli, małpy w czerwonym czy innych epizodów obecnej prezydentury niż do rzeczywistych osiągnięć, na których skutki być może przyjdzie nam jeszcze poczekać. Mija już jedenaście lat od dnia, gdy Aleksander Kwaśniewski został prezydentem. Gdy ktoś twierdzi, że kampania wyborcza Anno Domini 2005 była ostra, nie pamięta tej z 1995 roku. Podobnie jednak jak przed rokiem, linia podziału w dniu ogłoszenia wyników II tury wyborów wcale nie przebiegała na osi prawica - lewica. Kiedy przegrywał Lech Wałęsa, szampana otwierał m.in. Jarosław Kaczyński. Gdy 10 lat potem wygrywał jego brat bliźniak, cieszył się syn Edwarda Gierka, Adam. W obu przypadkach często był to wybór negatywny, by "ten drugi" prezydentem nie został. Kwaśniewski obejmował urząd w atmosferze skandalu wywołanego oświadczeniem szefa MSW Andrzeja Milczanowskiego, że urzędujący premier Józef Oleksy jest szpiegiem. Kryzys został szybko zażegnany powołaniem nowego rządu z Włodzimierzem Cimoszewiczem na czele. Kaczyński składał przysięgę, gdy fiaskiem kończyły się negocjacje PiS z PO. Kryzys trwał permanentnie, bo stworzenie przez PiS koalicji z LPR i Samoobroną napotykało wielki opór i w opinii publicznej, i w potencjalnych koalicjantach, i w samym PiS, w tym i osobie prezydenta. Trudna polityka wewnętrzna To, co łączy i Kwaśniewskiego, i Kaczyńskiego, to niemożność oderwania się od swoich środowisk politycznych. Tym dziwniejsze więc, gdy dziś właśnie krytykuje za to obecnego prezydenta np. Wojciech Olejniczak. Obaj prezydenci co prawda świeżo po wyborze deklarowali, że będą prezydentami "wszystkich Polaków", ale w pierwszym roku nic z tych zapowiedzi nie wyszło. Pierwszy afront Kwaśniewskiego wobec obozu postkomunistycznego można datować na 2000 r. i zjazd SLD, na którym, zamiast witać głowę państwa jego "towarzysze" musieli przełknąć gorzką pigułkę, czytając mocno krytyczny wobec formacji list. Wówczas trwał już zwrot Kwaśniewskiego w stronę wizerunku bardziej europejskiego, koncyliacyjnego i otwartego. SLD szykował się do kampanii wyborczej, w której zamierzał grać raczej na mocno lewicowych skrzypcach. Lechowi Kaczyńskiemu będzie o wiele trudniej zrobić taki krok nawet po pięciu latach prezydentury. Przywódcą partii, z której się wywodzi, jest przecież jego brat. Słowa: "Panie prezesie, melduję wykonanie zadania", wypowiedziane w dniu rozstrzygnięcia wyborów, zostały wyśmiane. Wielu publicystów było wręcz oburzonych, jak można tak powiedzieć. Warto jednak pamiętać, że u podstaw tworzenia Prawa i Sprawiedliwości leżało marzenie o stworzeniu partii prezydenckiej. Do tego niezbędna była wygrana jej założyciela. Takie zadanie postawił prezes i tak należało odczytać tamtą deklarację. Tym bardziej nie należy więc oczekiwać jakiejkolwiek zmiany w sposobie uprawiania polityki wewnętrznej przez Lecha Kaczyńskiego. Inna sprawa, że co najmniej niezręczne jest doprowadzenie do sytuacji, w której po każdym jego spotkaniu z liderami Platformy Obywatelskiej oczekujemy raczej kolejnej połajanki słownej niż wypracowania zgody choćby na realizację konkretnych pomysłów politycznych. Bez skandali za granicą Adam Bielan z dumą mówi, że Lech Kaczyński odbył w pierwszym roku swojej prezydentury 23 podróże zagraniczne. Nie tylko z tego powodu mówienie o małej aktywności prezydenta na tym polu to nieporozumienie. Oczywiście krytyka spowodowana jest patrzeniem na tę aktywność przez pryzmat reakcji prezydenta i jego obozu na publikację "Die Tageszeitung" i porównanie do kartofla. Tymczasem to Lech Kaczyński był w gronie polityków, o których nawet krytyczne europejskie gazety pisały, że uratował honor Europy, poruszając podczas kolacji z Władimirem Putinem trudne dla niego tematy Gruzji czy Czeczenii. Jego wizyty w USA, Wielkiej Brytanii, Watykanie czy Izraelu robią wrażenie, gdy przypomnimy sobie pierwszy rok rządów Kwaśniewskiego. Ten odwiedził wówczas Białoruś. Z wizyty do Mińska zapamiętaliśmy głównie to, że zamiast przez drzwi zamierzał wsiąść do samochodu przez bagażnik. Nawiązywanie stosunków dyplomatycznych z Aleksandrem Łukaszenką musiało być bardzo upojne. Podobnie jak kilka miesięcy później sesja Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku. Tam z kolei Kwaśniewski owinął się polską flagą, co szeroko opisywała wzburzona amerykańska prasa, pamiętając Lecha Wałęsę. Nie można też zapominać, że i obecny, i były prezydent startowali z innych pozycji. Kwaśniewski zanim został wybrany, był i ministrem sportu, i szefem dużej partii, typem "młodego wilka" polityki. Lech Kaczyński to profesor, raczej fachowiec niż ulubieniec tłumów i kamer. O tym jednak, że dziś znaczna część polityki toczy się na ekranach telewizorów, zapomina otoczenie obecnego prezydenta. Wyraźnie nie może (nie umie?) przekonać ani siebie, ani jego do bardziej profesjonalnego zadbania o ten aspekt prezydentury. Legislacja na piątkę Prezydent w swoim pierwszym orędziu do Zgromadzenia Narodowego mówił, że będzie wykorzystywał wszystkie uprawnienia, jakie daje mu Konstytucja i ustawy, w tym także te, z których dotąd korzystano rzadko, by nakłaniać rządzących do wprowadzenia koniecznych zmian, by "piętnować tych, którzy szkodzą". Rzeczywiście, znacznie częściej niż poprzednik korzysta z możliwości przekazania do Sejmu własnego projektu ustawy. Nowelizacja tzw. ustawy lustracyjnej była już piętnastą inicjatywą legislacyjną prezydenta. Nieoczekiwanie raz skorzystał także z prawa weta, co w okresach rządów SLD (1995-1997 i 2001-2005) Kwaśniewskiemu się nie zdarzało. Inicjatywa dotycząca likwidacji WSI zakończyła spór między koordynatorem ds. służb specjalnych a ministrem obrony. Projekt nowelizacji Konstytucji wprowadził instytucję Europejskiego Nakazu Aresztowania do polskiego prawa. Zgodnie z zapowiedziami z kampanii wyborczej prezydent Kaczyński skierował też do Sejmu nowy projekt ustawy o Państwowej Inspekcji Pracy, która zwiększy ochronę praw pracownika. Szerokim echem odbiły się konsultacje prezydenta przed decyzją w sprawie podpisu pod nową ustawą lustracyjną. Ostatecznie Lech Kaczyński podpisał ją, jak i blisko 190 innych ustaw. Na polu legislacji należy więc wystawić mu wysoką ocenę, choć zdarzało się, że projektów nie przygotowywała Kancelaria Prezydenta, a np. eksperci PiS czy rządu. Formuła kierowania projektu do Sejmu przez głowę państwa za każdym razem miała być symbolem i wagi proponowanych zmian, i przyjęcia go bez zbyt wielu zmian w parlamencie. Zmiany już zaszły W pierwszym roku prezydentury Kaczyńskiego bez wątpienia kulała kwestia bezpieczeństwa. Choć po kilkumiesięcznym zastoju i w tej kwestii sprawy poszły naprzód. Wreszcie działa, choć jeszcze niezadowalająco, Biuro Bezpieczeństwa Narodowego. Prezydent mocno wspiera też dążenia rządu do zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego. To właśnie w Lahti, gdy po raz pierwszy Polskę na szczycie Unii Europejskiej reprezentował prezydent, rozmawiano o tych kwestiach. Uczestnictwo w tych rozmowach właśnie prezydenta miało podkreślić rangę problemu, jaką polskie władze mu nadają. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom nie zmalała liczba odznaczeń państwowych przyznawanych przez prezydenta. Uzasadnieniem tego jest jednak fakt, że przez 16 lat z różnych powodów, osobistych czy też politycznych, bardzo zasłużeni dla Polski ludzie byli pomijani przy tych wyróżnieniach. Wysokie odznaczenia od Lecha Kaczyńskiego odebrali m.in. Anna Walentynowicz, Andrzej Gwiazda, matka ks. Jerzego Popiełuszki - Marianna, czy pośmiertnie matka Grzegorza Przemyka - Barbara Sadowska. Sondaże opinii publicznej nie oszczędzają prezydenta. Lech Kaczyński kładzie to na karb długiej prezydentury Kwaśniewskiego. - To jest okres, w którym się już pewne nawyki, sposoby myślenia, dobór ludzi utrwala. To jest normalne, ja nie mam tu do nikogo żadnych o to pretensji. Nastąpiło tutaj już, jak myślę, większość zmian, które były konieczne, i będziemy te zmiany pogłębiać - powiedział prezydent przed świętami. Jeśli rzeczywiście zmiany już zaszły, czas wypatrywać ich efektów. Z każdym kolejnym rokiem poziom ocen dla prezydenta będzie już tylko wyższy. A za cztery lata ocenią go sami wyborcy. Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, także dzięki słabości konkurencji, udało się nie tylko obronić, ale i poprawić pozycję z wyborów w 1995 roku. I to pomimo fatalnego pierwszego roku. Mikołaj Wójcik, "Nasz Dziennik" 2006-12-27

Autor: ea