Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Reforma osłabi armię

Treść

Z posłem Aleksandrem Szczygłą, wiceprzewodniczącym Komisji Obrony Narodowej, byłym szefem MON, rozmawia Wojciech Wybranowski Zgodnie z sierpniową deklaracją premiera Donalda Tuska, Polska ma mieć armię zawodową... - Profesjonalną. Tak, profesjonalną. Premier deklarował, że grudniowy pobór do wojska będzie ostatnim, tymczasem prowadzona jest obecnie rejestracja przedpoborowych, którzy za rok będą musieli stawić się przed WKU. - Są dwie rzeczy, na które trzeba zwrócić uwagę. Po pierwsze, jedynym znanym elementem tego programu profesjonalizacji polskiej armii, o którym wspominał premier Tusk, jest deklaracja zawieszenia poboru. W świetle mojej wiedzy stanie się to dopiero w 2010 roku, tak żeby w trakcie kampanii prezydenckiej Donald Tusk mógł powiedzieć młodym ludziom: "nie musicie iść do wojska!". Druga sprawa to fakt, że do końca tego roku Ministerstwo Obrony Narodowej zamierza nie tylko zarejestrować, ale powołać do wojska tych wszystkich, którzy w zasadzie do wojska już iść by nie musieli, czyli osoby, które ukończyły studia, mają ułożone życie. Chodzi im o wypełnienie luki, którą mają obecnie w wojsku, około 30 tysięcy "braków" przed procesem profesjonalizacji. Mówiąc najprościej - jak największą liczbę młodych ludzi planuje się obecnie z jakichś powodów wcielić do wojska, może po to, by zrobić selekcję, a część zachęcić do pozostania w wojsku. Nie wiem, trudno mi powiedzieć, jakie przesłanki kierują resortem obrony narodowej w tej sprawie. Ale miały być rządowe projekty dotyczące zawodowego wojska, m.in. służby nadterminowej... - Na razie nic takiego nie ma. A jak Pan ocenia projekt premiera Donalda Tuska? Jarosław Kaczyński mówi: "tak, ale za mała liczba zawodowych żołnierzy". - Jaki projekt? Przecież ten, o którym mówił premier Donald Tusk, jest nieprzygotowany, nieprzemyślany i niebezpieczny. Nieprzygotowany - dlatego że brakuje projektów ustaw, które by regulowały proces profesjonalizacji armii, na razie tylko jeden taki projekt jest w Sejmie, po drugie, nieprzemyślany - bowiem nie bierze pod uwagę doświadczenia w tym zakresie innych krajów będących członkami NATO, m.in. Wielkiej Brytanii. W tym kraju proces profesjonalizacji armii trwał trzydzieści lat, w Hiszpanii - dwadzieścia. Jest niebezpieczny, bo de facto prowadzi do redukcji liczebności sił zbrojnych. I to wszystko, Pana zdaniem, zmierza ku temu, by w 2010 roku Donald Tusk mógł powiedzieć młodym - nie ma poboru? - Tak. Gdyby nie było wówczas wyborów prezydenckich, myślałby bardziej racjonalnie, to znaczy kierowałby się względami bezpieczeństwa Polski. Zawiesić pobór możemy już jutro, wystarczy do tego rozporządzenie Rady Ministrów. Będziemy mieć w ten sposób armię zawodową, przynajmniej teoretycznie - no bo przecież będziemy mieć żołnierzy zawodowych, ale nie znaczy to, że będzie to armia profesjonalna. Do tego trzeba czasu, przygotowania regulacji prawnych. Te dzisiejsze deklaracje pana premiera to, jestem przekonany, sztuczki wyborcze na 2010 rok. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-09-19

Autor: wa