Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Reforma i pieniądze

Treść

Z Krzysztofem Bukielem, przewodniczącym Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, rozmawia Krzysztof Losz Podczas zjazdu lekarze zadeklarowali wsparcie reformy ochrony zdrowia. Ale domagają się Państwo zagwarantowania przez rząd zwiększenia wynagrodzeń lekarzy. Czy to oznacza, że ponawiają Państwo pomysł podpisania układu zbiorowego obejmującego wszystkich lekarzy? - Na pewno byłoby to bardzo dobre rozwiązanie, bo samo mówienie przez rząd o podwyżkach nic nie daje. My już nieraz takie deklaracje słyszeliśmy i nic z nich nie wynikało. Gdyby natomiast rząd podpisał z nami ogólnopolski układ zbiorowy, to byłby on gwarancją, że takie podwyżki dostaniemy. Byłaby to nawet lepsza gwarancja niż ustawa sejmowa. Dlaczego? - Wynika to z naszego prawa. Ustawa, którą przyjmuje Sejm, także parlament może zmienić lub odwołać. Z układem zbiorowym jest już inaczej: ponieważ podpisują go dwie strony, to aby dokonać w tym dokumencie jakichkolwiek zmian, potrzebna byłaby zgoda także obu stron, czyli w tym przypadku nie można by znieść zapisów układu zbiorowego bez zgody lekarzy, tylko z inicjatywy samego rządu. Minister Ewa Kopacz powiedziała podczas zjazdu lekarzy, że nie ma już czasu na dyskusje o reformie ochrony zdrowia i potrzebne są konkretne działania. OZZL poprze te ustawy, które zaproponował? - Na pewno weźmiemy udział w konsultacjach społecznych na temat pakietu rządowego. Szkoda tylko, że ta dyskusja społeczna nie wygląda, tak jak powinna. Najlepiej byłoby, gdybyśmy rozpoczynali rozmowy od ogółu do szczegółu. Najpierw powinniśmy określić, jaki model ochrony zdrowia będziemy wprowadzać, a dopiero potem należałoby przedstawić projekty odpowiednich ustaw. Teraz stało się inaczej. Najgorsze jest to, że rząd wciąż upiera się przy robieniu reformy bez pieniędzy. Oczywiście, z założeń do tych ustaw wynika, że w przyszłości pieniędzy będzie więcej, ale same zapisy takich gwarancji nie dają. Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy domaga się, aby zanim rząd zacznie wprowadzać reformę ochrony zdrowia, zwiększył nakłady na szpitale i przychodnie. Minister zdrowia jest temu przeciwna. Nie ma więc pola do kompromisu? - Najdalej idący kompromis do przyjęcia przez naszą stronę polegałby na jednoczesnym reformowaniu ochrony zdrowia i zwiększaniu na nią nakładów. Wszystko po to, aby wreszcie system ochrony zdrowia się bilansował, bo w tej chwili koszty znacznie przewyższają wpływy. Jeden z projektów przedstawionych przez panią minister Kopacz mówi o przekształcaniu szpitali w spółki prawa handlowego. Ale kto przejmie długi szpitali? A co się stanie, gdy szpital-spółka dostanie zbyt niski kontrakt? Teraz placówki po prostu się zadłużają, ale spółki tego robić nie będą mogły, bo ich bilans finansowy powinien wynosić przynajmniej zero, a najlepiej gdy spółka ma zyski. Może to doprowadzić do tego, że szpitale ograniczą działalność i zmniejszy się dostęp ludzi do opieki zdrowotnej. Ewa Kopacz zapowiedziała też, że nie będzie współpłacenia ze strony pacjentów. OZZL jest wręcz przeciwnego zdania... - Dziwi mnie postawa pani minister, bo z jednej strony gorąco zaprzecza temu, aby rząd chciał wprowadzić współpłacenie, a z drugiej mówi o tym, że ministerstwo pracuje nad opracowaniem negatywnego koszyka świadczeń medycznych, gdzie znajdą się te procedury, za które Narodowy Fundusz Zdrowia nie będzie płacił albo zapłaci za nie tylko częściowo. W takim razie, kto będzie musiał te koszty pokryć? Przecież tylko pacjent z własnej kieszeni. Mają być dodatkowe dobrowolne ubezpieczenia zdrowotne. - Na razie to tylko hasła, poza tym wiele osób na to ubezpieczenie nie będzie stać. Przy współpłaceniu za najbiedniejszych płaciłby Skarb Państwa. Czy lekarze już porozumieli się z dyrektorami szpitali w sprawie grafików pracy? - Różnie to wygląda w różnych miastach. W niektórych szpitalach dyrektorzy dali podwyżki, licząc na to, że w kwietniu, gdy szpitale będą podpisywać z NFZ nowe umowy, dostaną wyższe kontrakty i będą mieli pieniądze na zapłacenie większych wynagrodzeń. W innych szpitalach grafiki są ustalone tylko na kilka tygodni i po 20 stycznia mogą się w nich pojawić problemy z obsadą dyżurów. W jeszcze innych placówkach dyrektorzy bezprawnie próbują wprowadzać np. równoważny czas pracy, aby załatać dziury w grafikach. Sytuacja jest więc daleka od normalności. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-01-14

Autor: wa