Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Raport z likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych

Treść

Kilka minut przed północą z poniedziałku na wtorek prezydent, premier oraz marszałek Sejmu otrzymali końcowy raport: "Sprawozdanie z działalności Komisji Likwidacyjnej WSI". Dokument liczy 800 stron i oprócz informacji czysto organizacyjnych i logistycznych związanych z likwidacją WSI zawiera dane dotyczące przestępstw i nieprawidłowości w funkcjonowaniu dawnego wywiadu. Są w nim też nazwiska funkcjonariuszy działających z naruszeniem prawa oraz ich współpracowników, w tym dziennikarzy. Odtajnienia raportu chce prezydent, sprzeciwiają się temu SLD i PO, ujawnienie nazwisk konfidentów WSI próbuje zablokować Samoobrona. Jeszcze we wtorek rano Kancelaria Sejmu odmawiała udzielenia informacji dotyczącej przekazania jej dokumentów przez Komisję Likwidacyjną WSI, po południu takich informacji nie miała jeszcze Sejmowa Komisja do spraw Służb Specjalnych. Zdaniem naszych informatorów, dokument ten jednak wpłynął do kancelarii tajnej Sejmu oraz trafił do rąk prezydenta Lecha Kaczyńskiego i szefa rządu zaledwie na kilka minut przed upływem ustawowego terminu. Jak się dowiedzieliśmy, dosłownie do ostatniej chwili szlifowano treść raportu, sprawdzano dane i wykazy dokumentów. - Sprawozdanie komisji likwidacyjnej Wojskowych Służb Informacyjnych jest już w kancelarii tajnej Sejmu - potwierdza Krzysztof Łapiński, rzecznik prasowy ministra Zbigniewa Wassermanna, koordynatora służb specjalnych. O tym, co zawiera dokument - na razie tajny - z oczywistych przyczyn nikt nie chce rozmawiać. Niektórzy, jak Piotr Bączek, rzecznik prasowy Antoniego Macierewicza, obecnego szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego i szefa Komisji Likwidacyjnej WSI, nie potrafią lub nie chcą potwierdzić nawet samego faktu przekazania raportu. A jak twierdzą nasi informatorzy, dokument, który trafił do rąk najważniejszych osób w państwie, zawiera informacje, które jednoznacznie potwierdzają liczne przypadki łamania prawa przez kierujących WSI i podległych im funkcjonariuszy, nieprawidłowości gospodarcze czy wreszcie tworzenie sieci agentury w mediach, wykorzystywanej później do kształtowania informacji politycznych pod dyktando służb. - To jest bomba, dosłownie i w przenośni. Mogę ujawnić tylko tyle, że raport zawiera osiemset stron, część dotyczy spraw organizacyjnych związanych z likwidacją WSI, jednak zasadniczo raport w olbrzymiej części odnosi się do nieprawidłowości, jakie miały miejsce w funkcjonowaniu Wojskowych Służb Informacyjnych, oraz osób, które są za to odpowiedzialne - twierdzi nasz rozmówca. Raport zawiera informacje o osobach, które współdziałały z żołnierzami i pracownikami WSI, mając świadomość bezprawnych działań, lub nakłaniały, ułatwiały popełnienie lub polecały wykonanie zadań niezgodnych z prawem. Znalazły się w nim też nazwiska i informacje o osobach zajmujących kierownicze stanowiska państwowe, które wiedziały o niezgodnych z prawem procedurach, ale nie podjęły żadnych działań, by ten stan rzeczy zmienić. Premier Jarosław Kaczyński, jak twierdzi, nie miał jeszcze możliwości zapoznania się z całością raportu, jednak nawet pobieżne jego przejrzenie robi "wstrząsające" wrażenie, natomiast przedstawione dane udowadniają ponad wszelką wątpliwość, że Wojskowe Służby Informacyjne nie wpisywały się w model państwa praworządnego, a decyzja o ich likwidacji była słuszna. - Wrażenia są takie, że można powiedzieć, iż potwierdzają przeświadczenia, że tutaj funkcjonowała służba, która w żadnym razie nie wpisywała się w model państwa praworządnego - powiedział szef rządu. WSI zostały zlikwidowane 30 września. Od października zamiast nich działają: Służba Kontrwywiadu Wojskowego (SKW) i Służba Wywiadu Wojskowego (SWW). Zakończyła już prace komisja likwidacyjna, ale nadal działa komisja weryfikacyjna, sprawdzająca prawdziwość oświadczeń żołnierzy WSI o tym, czy wiedzieli o przestępczych działaniach WSI lub sami w nich uczestniczyli. Powołanym w 1991 r. WSI zarzucano wiele nieprawidłowości, m.in. brak weryfikacji funkcjonariuszy z czasów PRL, szpiegostwo na rzecz Rosji, udział w aferze FOZZ, nielegalny handel bronią, "dziką lustrację". Niedawno ujawniono też, że w pierwszej połowie lat 90. WSI inwigilowały obecnego szefa MON Radosława Sikorskiego. Jeśli go poznamy, to w grudniu Sam Sikorski jak ognia unika odpowiedzi na pytanie, czy podobnie jak premier i prezydent uważa, że ujawnienie agentów wywiadu wojskowego PRL i WSI jest konieczne. - Z chwilą podjęcia inicjatywy legislacyjnej przez prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego odnośnie do nowelizacji ustaw o wywiadzie i kontrwywiadzie kwestia ta została poddana pod osąd publiczny, jest i będzie przedmiotem szerokiej debaty w mediach, komisjach sejmowych i innych gremiach - twierdzi Piotr Paszkowski, rzecznik prasowy MON. - Minister sądzi, że nasze indywidualne w tej mierze osądy stały się niejako irrelewantne, biorąc pod uwagę to, że ostateczną decyzję podejmie parlament, najwyższa władza wyrażająca wolę społeczeństwa, przyjmując lub odrzucając stosowne zapisy - dodaje. Upublicznienie raportu, a przede wszystkim nazwisk funkcjonariuszy WSI i ich współpracowników działających z naruszeniem prawa czy wbrew interesom Rzeczypospolitej, zapowiadał prezydent Lech Kaczyński. Projekt ustawy jego autorstwa pozwalający na ujawnienie danych agentów tych służb, jeżeli ich działania miały charakter przestępczy lub nie dotyczyły obronności państwa i bezpieczeństwa wojska, trafił już do dalszych prac w sejmowej Komisji Obrony Narodowej. Czy dojdzie jednak do odtajnienia raportu? Nie wiadomo. Choć jeszcze niedawno wszystkie ugrupowania, poza SLD, opowiadały się za jak najszybszym ujawnieniem dokumentu, teraz zarówno Platforma Obywatelska, jak i Samoobrona wykonały wolty. Samoobrona chce odtajnienia raportu, ale z wykreślonymi nazwiskami agentów i współpracowników WSI. Proponuje też poprawkę pozwalającą ujawnić nazwiska łamiących prawo żołnierzy WSI i ich współpracowników dopiero po prawomocnym orzeczeniu sądu, co de facto daje gwarancje anonimowości odpowiedzialnym za przestępstwa WSI, zaś PO twierdzi, że weryfikacją raportu powinien zająć się sąd. Wszystko wskazuje więc na to, że prace nad projektem ustawy pozwalającej prezydentowi na odtajnienie raportu przeciągną się w czasie tak, że opinia publiczna zawartość raportu pozna - jeśli w ogóle do tego dojdzie - najwcześniej pod koniec grudnia. Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2006-11-02

Autor: wa