Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Przesłanki do wydania

Treść

Spróbujmy zatem ustalić aktualny stan faktyczny i prawny. Przyczyny upadku samolotu Tu-154M o numerze burtowym 101, przy pełnej aprobacie polskiego rządu (nie potwierdzonej stosowną umową) badał Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) w oparciu o konwencję o międzynarodowym lotnictwie cywilnym, podpisaną w Chicago dnia 7 grudnia 1944 r. - konwencję chicagowską, załącznik nr 13 "Badanie wypadków i incydentów lotniczych". Dziś wiemy już z całą pewnością, że było to poważne nadużycie (samolot wojskowy, lotnisko wojskowe) i istniały inne, realne czy wręcz ekstraordynaryjne ścieżki procedowania. Problem w tym, że sparaliżowane niewytłumaczalnym marazmem polskie organy procesowe i czynniki rządowe ich nie podjęły. Ani premier, ani żaden z jego ministrów nie był zainteresowany stworzeniem np. casusu Kwiatkowskiego (Krzysztof Kwiatkowski sprawował funkcję ministra sprawiedliwości w chwili katastrofy) czy casusu Sikorskiego, a więc wypracowaniem takich widełek działania, w oparciu o przepisy prawa krajowego, rosyjskiego i międzynarodowego, które gwarantowałyby Rzeczypospolitej Polskiej - ze względu na absolutną wyjątkowość zdarzenia - nieskrępowane i swobodne badanie przyczyn zdarzenia. Zarówno w warstwie specjalistycznego dochodzenia komisyjnego, jak i postępowania prokuratorskiego. Niestety, nic takiego się nie stało. I dlatego o pewnych etapach śledztwa smoleńskiego śmiało można już mówić w czasie plusquamperfectum - czyli zaprzeszłym straconym.
Nielegalne memorandum

Polski rząd w memorandum z 31 maja 2010 r. w sprawie przekazania czarnych skrzynek, ale zapewne także i wraku, sygnowanym przez Jerzego Millera, ministra spraw wewnętrznych i przewodniczącego Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego zarazem, ministra transportu Federacji Rosyjskiej Igora Lewitina i szefową MAK gen. Tatianę Anodinę, przekazał Rosjanom dowody rzeczowe na potrzeby ich śledztwa do czasu jego zakończenia, która to data nie jest znana. Treści memorandum nie podano do publicznej wiadomości. Nie dysponujemy więc pełną wiedzą, po pierwsze, na jakiej podstawie prawnej, po drugie, z jakich powodów tak fatalną decyzję podjęto. Co więcej, nie wiadomo, czy została ona uzgodniona z Prokuraturą Generalną. Można domniemywać na podstawie wypowiedzi Andrzeja Seremeta, że ten stan rzeczy go zaskoczył.

Co z wrakiem po raporcie MAK?
Zgodnie z konwencją chicagowską samolot ma przynależność państwa, w którym był zarejestrowany (art. 17 konwencji). A więc jest własnością Polski, jego operatorem były Siły Powietrzne RP (konkretnie 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego) i był w dyspozycji Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Z załącznika nr 13 do konwencji chicagowskiej wynika, że dowodami rzeczowymi dysponuje komisja badająca przyczyny katastrofy lotniczej, a więc w tym przypadku MAK, na którą to komisję jako badającą przyczyny katastrofy wyraził zgodę polski rząd. Komisja ma gwarantowany przepisami konwencji nieskrępowany dostęp do tego materiału dowodowego. Przepisy konwencji nie regulują kwestii przekazania dowodów rzeczowych po zakończeniu przez nią prac i wydaniu raportu końcowego.
W memorandum Polska uznała, że istotne dowody rzeczowe powinny pozostać w gestii prokuratury rosyjskiej, bez żadnych ograniczeń czasowych. Prawdopodobnie nie uzgodniono możliwości czasowego korzystania z nich przez stronę polską dla potrzeb polskiego śledztwa, co jest istotnym brakiem.
W tych warunkach polska prokuratura występuje na podstawie Europejskiej Konwencji o pomocy prawnej w sprawach karnych wraz z drugim protokołem dodatkowym oraz na podstawie umowy między Rzecząpospolitą Polską a Federacją Rosyjską o pomocy prawnej i stosunkach prawnych w sprawach karnych i cywilnych z 16 września 1996 r. z wnioskami o wydanie dowodów rzeczowych. Bezskutecznie.

Zatrzymane na wsiegda
Podstawową ekspertyzą w śledztwie rosyjskim jest raport MAK. Wrak jest nadal składowany, w zasadzie na otwartej przestrzeni, prowizoryczną wiatę trudno wszak uznać za solidny element zabezpieczenia. Strona rosyjska nie prowadzi na nim aktualnie żadnych badań, co więcej - nigdy nawet nie został złożony i przygotowany do ewentualnych ekspertyz w stosownym hangarze. A to świadczy o tym, że tych badań Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej zwyczajnie nie planuje. Strona rosyjska do tej pory nie ujawniała, być może jest to znane Prokuraturze Generalnej, ale opinii publicznej nie - czy i jakie ekspertyzy zamierza przeprowadzić w związku z dowodami: wrakiem, rekorderami i rejestratorami samolotu, oraz czy i w jakim zakresie widzi konieczność uzupełniania ekspertyz MAK. Do ustalenia odpowiedzialności kontrolerów "Korsarza" z pewnością szczątki maszyny nie są potrzebne.
Jeszcze klarowniej wygląda sprawa czarnych skrzynek. Organy procesowe Federacji Rosyjskiej nigdy nie zakwestionowały odczytów MAK ani nie artykułowały potrzeby ich weryfikacji w konfrontacji z ekspertyzami innych instytutów. A to przemawia za wariantem jeśli nie całkowitego zwrotu, to przynajmniej czasowego przekazania prokuraturze polskiej. Nawet w przypadku prowadzonego śledztwa w kierunku ustalenia winy kontrolerów.

Prokuratura prosi o wsparcie
Polska prokuratura wykazuje się dużą nieśmiałością w pozyskaniu dowodów. W świetle prawa międzynarodowego bezsprzecznie samolot jest własnością Polski. Dlatego też MAK - z braku innych uregulowań prawnych - miał obowiązek przekazać wrak razem z innymi dowodami rzeczowymi stronie polskiej. Mając świadomość tego stanu rzeczy, Federacji potrzebna była zgoda Polski na dalsze dysponowanie dowodami, co zresztą uzyskała (memorandum). Czy zgody udzielono w sposób prawidłowy? Nie wiemy, bo pełny tekst i okoliczności zawarcia memorandum i ewentualnych wcześniejszych uzgodnień z prokuraturą polską, bądź ich braku, nie są znane. Legalność tej ścieżki wydaje się mocno wątpliwa. Po pierwsze, memorandum nie jest umową międzynarodową, po wtóre, Jerzy Miller nie miał żadnego prawa do dysponowania dowodami rzeczowymi, których prawnym depozytariuszem powinna być polska prokuratura. Prokuratura Generalna w polskim systemie prawnym może posługiwać się tylko i wyłącznie środkami ściśle przewidzianymi przez prawo. Po rozdzieleniu z urzędem Ministra Sprawiedliwości utraciła wszak możliwość operowania narzędziami pozakodeksowymi. Dlatego tak ważne jest udzielenie jej zewnętrznego wsparcia w odzyskaniu dowodów, a tym samym umożliwienie przeprowadzenia śledztwa zgodnie z jego wymogami. Z tego też względu strona polska nie może ograniczyć się wyłącznie do podejmowania działań w celu pozyskania "uwięzionych" na terenie FR dowodów. Prokuratura winna w tych okolicznościach zabiegać o pełne i jak najskuteczniejsze wsparcie rządu w przyjęciu wniosków do realizacji. Nic jednak nie wskazuje, by o taką pomoc dla wojskowego zespołu liniowych śledczych prok. Andrzej Seremet zabiegał. Co więcej, cały szereg jego wypowiedzi można uznać za dezorientujące dla samych prokuratorów-referentów (wykluczenie udziału osób trzecich i masowych ekshumacji). Prokurator generalny nie podjął też działań prawnych w celu wystąpienia przez Sejm i Senat w formie uchwał do rządu z prośbą o pomoc w tej sprawie. Taką celowość prokuratura powinna jednak dostrzec. Tym bardziej że udzieliliśmy dużego kredytu zaufania stronie rosyjskiej w przekazaniu dowodów do jej dyspozycji, na dłuższy czas, w efekcie czego impet toczącego się równolegle polskiego śledztwa został poważnie wyhamowany.
W tej sytuacji możemy liczyć się z powtórką scenariusza testowanego w przypadku dwóch komisji wypadkowych (Jerzego Millera i MAK) i ogłaszania raportu Tatiany Anodiny. A mianowicie, że śledztwo prokuratury rosyjskiej zakończy się wcześniej niż postępowanie w Warszawie i strona polska zostanie skazana na "odkręcanie" ustaleń rosyjskich prokuratorów, nie dysponując ze swej strony własnymi dowodami i wiążącymi ustaleniami.
Mamy w Polsce wybitnych prawników, praktyków, chociażby prezesów i sędziów Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, którzy posiadają znakomitą znajomość prawa karnego i doświadczenie. Mogliby swoją wiedzą i doświadczeniem oraz własnym autorytetem wesprzeć starania prokuratury (gdyby chciała) i pokrzywdzonych, skutkujące wydaniem dowodów. Skutecznym narzędziem zdyscyplinowania Federacji do wydania Polsce dowodów rzeczowych może być też wystąpienie do Rady Europy (Polska i Rosja są jej członkami). Chodzi o podjęcie konkretnej uchwały na podstawie petycji przedłożonej, np. przez organizację społeczną, która może taką petycję wesprzeć podpisami obywateli, co spowoduje zwrócenie się przez Radę Europy do Rosji z apelem o respektowanie prawa i zwyczajów międzynarodowych, uwzględnienie wniosków polskiej strony i niezwłoczne wydanie wszystkich dowodów. Nieuzasadniona odmowa może bowiem naruszać interesy polskich obywateli, którym wszak przynależy PRAWO do wyjaśnienia, i to przez polskie organy, przyczyn katastrofy. Nieuzasadniona odmowa może też spowodować niebezpieczeństwo, że dalsze pozostawanie dowodów na terenie Federacji Rosyjskiej może prowadzić do ich bezpowrotnej utraty, co wiąże się z ryzykiem zafałszowania wyników śledztwa.

Katarzyna Orłowska-Popławska

Nasz Dziennik Wtorek, 10 kwietnia 2012, Nr 84 (4319)

Autor: au