Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Przedstawienie musi trwać

Treść

Kwalifikacja prawna czynu, w sprawie którego Prokuratura Krajowa prowadzi śledztwo, nie pozwala na użycie do działań operacyjnych służb specjalnych takich jak ABW - uważa były koordynator służb specjalnych Zbigniew Wassermann. Po kilkunastogodzinnej wtorkowej rewizji w domu Piotra Bączka, członka komisji weryfikacyjnej WSI, wczoraj poddany został on wielogodzinnemu przesłuchaniu. Mimo rewizji, przeszukań i przesłuchań prokuratura nie była w stanie przedstawić żadnego zarzutu członkom komisji weryfikacyjnej: Piotrowi Bączkowi i Leszkowi Pietrzakowi. Nie zadano sobie również trudu, by o śledztwie i ewentualnych podejrzeniach powiadomić szefa komisji weryfikacyjnej Jana Olszewskiego. Śledczy wystąpili natomiast z wnioskami o areszt dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego i byłego funkcjonariusza WSI Aleksandra Lichockiego, podejrzanych o płatną protekcję przy weryfikacji funkcjonariuszy WSI. - Śledztwo wobec czterech osób, w ramach którego przeszukano mieszkania dwóch członków komisji weryfikacyjnej ds. WSI, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego prowadzi na zlecenie prokuratury, funkcjonariusze postępowali zgodnie z przepisami - zapewniał wczoraj minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski. We wtorek ABW przeszukała domy dwóch członków komisji weryfikacyjnej - Piotra Bączka i Leszka Pietrzaka. Rewizje, połączone z aroganckim zachowaniem wobec obecnych na miejscu zdarzenia dziennikarzy TVP, trwały wiele godzin. Występujący wczoraj w Radiu Zet minister Ćwiąkalski zapewnił, że wszelkie czynności, w tym rewizje, odbyły się zgodnie z przepisami i zasadami postępowania. Pytany o przeszukanie tornistra dwunastoletniej córki Pietrzaka szef resortu zapewnił, że "takie są zasady, jeżeli jest przeszukanie, to przeszukuje się wszystkie możliwe miejsca, gdzie ewentualnie dokumenty mogłyby być ukryte". Prokurator sobie, fakty sobie... Choć prokuratura nie dysponowała i nie dysponuje do dziś żadnymi dowodami pozwalającymi na wystąpienie o zastosowanie sankcji tymczasowego aresztu wobec członków komisji, w tym samym czasie prokurator Robert Majewski, prowadzący śledztwo na zlecenie Prokuratury Krajowej kierowanej przez Marka Staszaka, byłego wiceministra sprawiedliwości w rządzie SLD, nie wykluczył, że może dojść do zatrzymań. No i zatrzymano. Tyle że nie uczestniczących w pracach komisji weryfikacyjnej: byłego funkcjonariusza WSI Aleksandra Lichockiego oraz dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego. Prokuratura podejrzewa ich, że powołując się na rzekome znajomości w komisji weryfikacyjnej WSI, mieli obiecywać "pozytywną weryfikację" funkcjonariuszom WSI. - Mam nadzieję, że wobec dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego są zgromadzone wiarygodne dowody, a nie to, że ktoś słyszał, ktoś się powoływał na kogoś. Chciałbym usłyszeć na taśmie, że Wojciech Sumliński powołuje się na wpływy i żąda jakiejś kwoty za to, co zarzuca mu prokuratura. Słowa ludzi służb, biznesmenów, agentów nie są dla mnie wiarygodne. Zwłaszcza że rola płk. Aleksandra Lichockiego w tym wszystkim każe zachowywać nieufność, ostrożność. Wcześniej to nie Wojciech Sumliński miał być pośrednikiem, a inny dziennikarz pewnego tygodnika - skomentował sprawę Sylwester Latkowski, reżyser i dziennikarz. Ze szczoteczką w butonierce Podczas kilkunastogodzinnych rewizji, jakie miały miejsce we wtorek, członkowie komisji weryfikacyjnej WSI nie zostali przesłuchani, nie oddano ich także do dyspozycji prokuratora. Wczoraj jednak Piotr Bączek musiał stawić się na przesłuchanie. Do prokuratury przyszedł ze szczoteczką i pastą do zębów w butonierce. - Niczego się nie spodziewam. Mam na wszelki wypadek... Ażeby pokazać, że żyjemy w krainie miłości i marihuany, wziąłem tę szczoteczkę - mówił Bączek. Przesłuchania trwały od rana do godzin popołudniowych. Prokuratura nie postawiła Bączkowi żadnych zarzutów. Po wcześniejszych niedopowiedzeniach mogących sugerować nieprawidłowości w działaniach członków komisji weryfikacyjnej śledczy musieli już przyznać: Bączka przesłuchano w charakterze świadka. Wcześniej w specjalnym komunikacie prokuratura poinformowała natomiast, że w trakcie wtorkowych przeszukań trzech z czterech osób zabezpieczono dokumenty o charakterze tajnym. Prokuratura wystąpiła również o tymczasowe aresztowanie Sumlińskiego i Lichockiego. Obu przedstawiono zarzuty powoływania się na wpływy i żądania korzyści majątkowej w zamian za pozytywne rozstrzygnięcie sprawy w komisji weryfikacyjnej WSI. Grozi za to do trzech lat więzienia. Oburzony działaniami prokuratury i ABW jest Jan Olszewski, były premier, a dziś szef komisji weryfikacyjnej WSI. Jak powiedział wczoraj, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie raczyła poinformować go o swoich działaniach. - Do tej pory jestem kompletnie ignorowany w tej sprawie i to jest w ogóle rzecz bez precedensu - mówił Olszewski, przypominając, że komisja jest organem państwowym, a więc Prokuratura Krajowa powinna poinformować go o prowadzonym śledztwie. Olszewski zaznaczył również bardzo wyraźnie, że odbiera działania ABW jako szykany. Zdaniem PiS, prokuratura wykorzystuje służby specjalne do inwigilacji i zastraszania członków komisji weryfikacyjnej i posłów zasiadających w sejmowej komisji śledczej ds. nacisków na służby. Parlamentarzyści domagają się wyjaśnień od szefa rządu, który niedawno deklarował nadzór nad służbami specjalnymi. - Mamy do czynienia w sposób oczywisty z prowokacją, w której brali udział byli żołnierze WSI, w którą chciano zamieszać prasę, skandaliczne działania rewizji i zabranie dziennikarzom telewizji sprzętu, rewizji osobistej, zdejmowania spodni, upokarzanie dziennikarzy. To wszystko cofa nas do przełomu lat 80. i 90. - mówił w radiowych "Sygnałach dnia" Antoni Macierewicz, były szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Były likwidator WSI nie wykluczył również złożenia wniosku o powołanie specjalnej komisji śledczej w związku z wtorkowym przeszukaniem ABW u dwóch członków komisji weryfikacyjnej WSI - Piotra Bączka i Leszka Pietrzaka. - W związku z działaniami ABW w stosunku do asystenta przedstawiciela PiS w komisji śledczej ds. nacisków na służby specjalne żądamy wyjaśnień, czy uczestniczący w pracach tej komisji posłowie PiS: Jacek Kurski i Arkadiusz Mularczyk, byli podsłuchiwani - mówił wczoraj poseł Jacek Kurski. On sam twierdzi, że miał sygnały, które mogły wskazywać na możliwość inwigilacji. - Osobiście miałem wrażenie, że od dłuższego czasu byłem w kręgu zainteresowania, od czasu przegranej dla PO i Donalda Tuska kampanii 2005 r. - powiedział parlamentarzysta. Za Ziobry nie wyrywano telefonu - Jestem krytycznie nastawiony wobec "Misji specjalnej", ale to, co uczyniło dzisiaj ABW z dziennikarzami, jest skandalem. Dziennikarze nie przedarli się przez kordon policji, nie zerwali taśm odgradzających działania służb, podeszli jak najbliżej miejsca zdarzenia. To problem ABW, że nie odgrodziło, nie oznaczyło miejsca. Przepraszam, ale jak funkcjonariusz mówi, wyłączyć kamerę, to nie oznacza, że należy to uczynić. Dziennikarz nie jest pracownikiem policji, ABW. Z zasady dziennikarz, reporter, operator jest po drugiej stronie barykady. Jakoś ABW za czasów Zbigniewa Ziobry, PiS, których krytykowałem za najście mojego domu, nie wyrwało mi telefonu komórkowego, którym filmowałem, jak zakładają kajdanki na ręce Janusza Kaczmarka - skomentował sprawę na swoim blogu Sylwester Latkowski. Zdaniem Jarosława Kaczyńskiego, zachowanie ABW w stosunku do dziennikarzy to "arcyskandal". PiS chce, aby sprawę rewizji ABW wyjaśnili przed komisjami: spraw wewnętrznych i praw człowieka, szef MSWiA Grzegorz Schetyna oraz minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski. Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2008-05-15

Autor: wa