Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Przedsiębiorstwa padają jak muchy

Treść

W tym roku nastąpił blisko 50-procentowy wzrost upadłości polskich przedsiębiorstw. Niestety, brakuje precyzyjnych danych, które pozwoliłyby ocenić, na ile przyczynił się do tego kryzys na światowych rynkach, a na ile kontrakty na opcje walutowe.
W 2009 r. nastąpił w Polsce gwałtowny wzrost upadłości przedsiębiorstw. Według badań, Euler Hermes (firmy ubezpieczającej kontrakty handlowe) w pierwszym półroczu liczba upadłości zwiększyła się średnio o 49 proc. w stosunku do analogicznego okresu roku poprzedniego. Dane po trzech kwartałach w rozkładzie na województwa prezentują się równie pesymistycznie. W znanej z gospodarności Wielkopolsce upadło w tym roku aż o 250 proc. więcej firm niż przed rokiem, w województwie podkarpackim - o 243 proc., w łódzkim - o 180 proc., małopolskim - o 157 procent. Stosunkowo najlepiej wyglądają na tym tle dane z województwa śląskiego, gdzie upadło "tylko" o 14 proc. więcej firm niż przed rokiem, a także mazowieckiego i lubelskiego, gdzie wzrost ten wyniósł odpowiednio 20 i 26 procent.
Prawdopodobnie duży wpływ na wzrost upadłości polskich firm mają opcje walutowe - instrumenty finansowe kupowane na masową skalę przez eksportujące firmy w przedkryzysowym okresie 2008 r. w fazie silnej aprecjacji złotego. Teoretycznie miały one zabezpieczać eksporterów przed stratami wynikającymi ze wzrostu wartości złotego, w praktyce z chwilą odwrócenia trendu na rynku walutowym i silnej deprecjacji złotego - okazały się sposobem na wydrenowanie gotówki z przedsiębiorstw do banków.
- Jesteśmy dopiero przed falą upadłości - twierdzi Zbigniew Przybysz, szef Stowarzyszenia Obrony Przedsiębiorców, które skupia poszkodowanych w wyniku opcji. - Te instrumenty wciąż zapadają, większości z nich przedsiębiorcy nie są w stanie obsługiwać - dodaje.
Opcje powodują utratę płynności finansowej przedsiębiorstw zarówno wtedy, gdy przedsiębiorca spłaca terminowo gigantyczne należności (co należy do rzadkości), jak i wtedy, gdy uchyla się od spłat, ponieważ banki odmawiają udzielania kredytów firmom obciążonym opcjami. A nawet jeśli taka firma uzyska kredyt, to ryzykuje, że bank zajmie jej konto kredytowe w chwili, gdy zechce skorzystać z opcji. Kwoty należności idą nieraz w dziesiątki i setki milionów złotych.
Część opcji banki już pozamykały z zyskiem. W przypadkach, gdy zobowiązania przedsiębiorstw znacznie przekraczały ich majątek, jedynym wyjściem dla obu stron transakcji okazywało się często zawarcie ugody polegającej na zamianie należności z opcji na długoterminowy kredyt.
- Nie znam przypadku, aby bank zrezygnował z roszczeń. Owszem, banki idą na ustępstwa rzędu 50-80 proc. należności, ale tylko co do kwot jeszcze nieściągniętych od przedsiębiorcy - twierdzi szef Stowarzyszenia Obrony Przedsiębiorców.
Narasta też fala procesów wytaczanych przez przedsiębiorstwa bankom z tytułu kontraktów na opcje, o czym już informowaliśmy.
Nie ma oficjalnych danych na temat strat spowodowanych w przedsiębiorstwach za sprawą kontraktów opcyjnych. O ile Komisja Nadzoru Finansowego szacuje je na kilka miliardów złotych, to z wypowiedzi wicepremiera, ministra gospodarki Waldemara Pawlaka, wynika, że chodzi raczej o kwoty rzędu kilkudziesięciu miliardów. - Skalę zjawiska można ocenić pośrednio po rosnącej dziurze budżetowej, pomimo wzrostu konsumpcji - twierdzi Jerzy Bielewicz ze Stowarzyszenia "Przejrzysty Rynek".
Niestety, firmom zagrożonym upadłością nie sprzyja też sytuacja u kontrahentów zagranicznych, którzy także tracą płynność finansową i przestają płacić za zamówiony towar. Globalny Wskaźnik Upadłości Euler Hermes Global wyniesie w tym roku 35 proc. (wg prognozy przygotowanej w lipcu br.), czyli fala upadłości na świecie wzrośnie o jedną trzecią w porównaniu z ubiegłym rokiem. Firmy są wyczerpane ubiegłorocznym kryzysem, a zasoby gotówki, którą dysponowały, stopniowo się kończą. W Unii Europejskiej niechlubne pierwsze miejsce może przypaść Hiszpanii, która już po pierwszym kwartale br. odnotowała trzykrotny wzrost upadłości przedsiębiorstw. Proces ten bardzo dynamicznie przybierał na sile również w Danii i Irlandii, gdzie liczba upadających firm w pierwszych miesiącach roku się podwoiła.
- Przekaz jest jasny: w 2010 r. wciąż trzeba się będzie liczyć nie tylko z mniejszym popytem, ale także z dużym ryzykiem braku zapłaty za sprzedane towary lub świadczone usługi - twierdzi w raporcie Euler Hermes analityk Tomasz Starus.
Małgorzata Goss
Nasz Dziennik 2009-12-12

Autor: wa