Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Przed Pałacem pomnika nie będzie?

Treść

Na warszawskich Powązkach ruszyły wczoraj prace nad budową pomnika upamiętniającego ofiary katastrofy pod Smoleńskiem. Projekt autorstwa Marka Moderaua od początku budził zastrzeżenia części rodzin ofiar tragedii, głównie ze względu na kontrowersyjną formę i brak symboliki chrześcijańskiej. Według artysty rzeźbiarza Maksymiliana Biskupskiego, monument, który ma być odsłonięty na Powązkach, najprawdopodobniej 1 listopada, upamiętnia nie 96 tragicznie zmarłych osób, ale sam moment katastrofy samolotu. Wczoraj odbyło się również posiedzenie Rady Warszawy, na którym prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz stwierdziła kategorycznie, że przed Pałacem Prezydenckim nie może stanąć żaden pomnik.
Monument ma przedstawiać dwa zapadające się w ziemię prostokąty w formie przełamanego bloku wykonanego z białego granitu. Pomnik będzie się znajdował na kwaterze KII na cmentarzu Wojskowym, gdzie pochowano 26 spośród 96 ofiar tragedii. Nagrobki przykryte zostaną płytami z czarnego szwedzkiego granitu. Pomnik będzie opatrzony tytułem "Pamięci 96 ofiar katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem, 10.04.2010" w miejscu przełamania bryły, a także będą na niej wyryte nazwiska ofiar. Według autora projektu, interpretacja monumentu "ma bardziej oscylować wokół nagłego przerwania struktury pewnego monolitu", natomiast nie zgadza się on ze skojarzeniami z lotniskiem i strąconym samolotem.
Jak powiedział w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Maksymilian Biskupski, pomnik powinien być adresowany przede wszystkim do rodzin ofiar katastrofy, a one nie zostały zaproszone do oceny tego monumentu. - Symbolika monumentu upamiętnia li tylko moment katastrofy, a nie tragicznie zmarłych pasażerów katyńskiego lotu - zauważa nasz rozmówca. Krzyż, według artysty, jest symbolem nadziei, zwycięstwa życia nad śmiercią, i brak tego znaku w projekcie upamiętniającym ofiary jest czymś niezrozumiałym. - Krzyż jest wyrazem zawierzenia Bogu tych tragicznych wydarzeń, które na trwałe wpisują się w historię naszego Narodu - podkreśla artysta.
Monument informuje o katastrofie, o niesprawności samolotu, o braku organizacji i odpowiedniego zabezpieczenia lotu, ale te wszystkie kwestie nie powinny być, zdaniem Maksymiliana Biskupskiego, przedmiotem upamiętnienia. Zaznacza on również, że pomnik nad mogiłą bolszewików w Ossowie, którego autorem jest również Marek Moderau, zawierał symbol krzyża prawosławnego, choć kwestią oczywistą jest brak chrześcijańskich źródeł w doktrynie komunizmu, a przecież w imię tej doktryny walczyli bolszewiccy żołnierze. Dla ofiar smoleńskich, które wyrosły z katolickiej wiary i tradycji, symbolu krzyża nie przewidziano. - To absurdalne - konkluduje Maksymilian Biskupski.
Beata Gosiewska, wdowa po śp. Przemysławie Gosiewskim, uważa, że cała sprawa z budową pomnika wpisuje się w stosunek obecnych władz do części rodzin ofiar smoleńskich. O konkursie dowiedziała się z prasy. Spotkania z artystą i organizatorami przedsięwzięcia odbyły się już po opublikowaniu projektu, były raczej informowaniem rodzin o tym, że nie mają wpływu na pomnik, niż słuchaniem ich zdania. - Został wybrany, nie wiadomo w jakim trybie, projekt, który przypomina pas startowy albo tonącą górę lodową. W tym projekcie nie widać ręki artysty, to jak produkt z fabryki, obok którego przechodzi się obojętnie. Na początku artysta mówił, że ma on symbolizować skrzydła samolotu, ale po proteście części rodzin najwidoczniej zmienił koncepcję interpretacyjną i teraz uważa, że to po prostu przełamany monolit. Mój mąż poświęcił swoje życie w służbie dla Ojczyzny i nie jest nikomu potrzebny pomnik symbolizujący sam moment jego śmierci - powiedziała w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Beata Gosiewska. Na pytanie o krzyż rodziny miały usłyszeć, że przecież znajduje się on na nagrobku. Sam projekt Beata Gosiewska ocenia jako bardzo słaby, pozbawiony symboliki i zaprojektowany tylko po to, aby "coś" było. - Pokrycie całego pięknego trawnika i terenu wokół pomnika czarną kostką bazaltową, ma zdaniem projektanta stwarzać nastrój grozy, a w mojej ocenie jest bezsensowne - dodaje Beata Gosiewska. Według niej, forma odpowiada sposobowi komunikowania się rządu ze społeczeństwem, zwłaszcza z częścią rodzin ofiar katastrofy. - Obecna ekipa stara się zatrzeć prawdę o przyczynach tragedii i zatrzeć pamięć o jej ofiarach - uważa.
Andrzej Melak, brat tragicznie zmarłego Stefana Melaka, powiedział, że rodziny w ogóle nie miały wpływu na kształt pomnika. - Sędzią w konkursie miał być minister Michał Boni, a ten olbrzymi monument z przygniatającymi przełamanymi blokami nie jest odzwierciedleniem kultury katolickiej. Można powiedzieć, że ma wręcz powiązanie z kulturą naszych wschodnich sąsiadów. My pragnęliśmy zwykłego wysokiego krzyża i prostych nagrobków, ale nasze sugestie nie były brane pod uwagę. Teraz formuje się taki przekaz, w którym rządzący robią wszystko, co w ich mocy, aby upamiętnić, wydają mnóstwo pieniędzy, a my jesteśmy niewdzięczni, bo nam się to nie podoba - dodaje Andrzej Melak.
Konkurs na projekt pomnika na Powązkach został rozstrzygnięty 16 czerwca. Obok Moderaua wzięli w nim udział Antonina Wysocka-Jonczak, Dariusz Kowalski i Andrzej Sołyga. Został on zorganizowany przez Biuro Architektury i Planowania Przestrzennego, sfinansowany jest przez rząd i jak jeszcze na początku mówiono, ostatecznie jego wynik miał być zatwierdzony przez ministra Boniego.
Sprawą otwartą pozostaje upamiętnienie ofiar katastrofy na Krakowskim Przedmieściu. Wczoraj na posiedzeniu Rady Warszawy odbyła się debata na temat krzyża i ewentualnego pomnika przed Pałacem Prezydenckim. Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz na samym początku zapewniła, że jeśli zostanie na następną kadencję urzędu, zapyta mieszkańców Warszawy, czy chcą, aby przed Pałacem Prezydenckim stanął pomnik upamiętniający ofiary tragedii. Zreferowała organizacyjne sukcesy służb, miasta i poszczególnych instytucji po katastrofie, jak choćby organizację Mszy Świętej 16 kwietnia na placu Piłsudskiego. W jej ocenie, władze Warszawy i Kancelaria Prezydenta wykazały dużo dobrej woli w godnym upamiętnieniu tragedii.
Hanna Gronkiewicz-Waltz powiedziała również, że miasto nie było stroną w porozumieniu dotyczącym przeniesienia krzyża, jak również nie jest właścicielem terenu, na którym stoi krzyż, więc nie ma zamiaru podejmować żadnych działań. Paradoksem jest, iż przy jednoczesnym, charakterystycznym dla władzy, zrzucaniu odpowiedzialności na kolejne podmioty prezydent kategorycznie uznała, że na Krakowskim Przedmieściu nie może stanąć żaden pomnik, ponieważ taka jest opinia stołecznej konserwator zabytków. Zapomniała dodać, że jest to na razie tylko opinia, a nie decyzja dotycząca jakiegoś konkretnego projektu. Ostateczna decyzja konserwatora zabytków miała być podjęta w momencie, gdy do urzędu miasta dostarczony zostanie pomysł monumentu. Zapomniała również dodać, że umieszczenie tablicy na fasadzie Pałacu nie było konsultowane ani z żadną z rodzin, ani z obrońcami krzyża. Los właściwego, godnego upamiętnienia ofiar tragedii z 10 kwietnia przed Pałacem Prezydenckim jest nadal nierozstrzygnięty.
Paulina Jarosińska
Nasz Dziennik 2010-08-27

Autor: jc