Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Promsy w Krakowie

Treść

Dzięki Krakowskiemu Towarzystwu Przemysłowemu raz do roku czujemy się w sali Filharmonii Krakowskiej jak w Rogal Albert Hall w Londynie. I tu, i tam tego samego sobotniego wieczora melomani gromadzą się na Las Night of the Proms, wielkim koncercie zamykającym cykl koncertów promenadowych. Na wyspach ta tradycja sięga 1894 roku, my wrastamy w nią od roku 1996. W zamyśle inicjatorów krakowskiego koncertu był on przeznaczony głównie dla Brytyjczyków mieszkających i prowadzących interesy w Polsce, tak spodobał się jednak Polakom, że szybko przekształcił się - jak napisano w drukowanym programie - w "doroczne artystyczne spotkanie międzynarodowej i polskiej wspólnoty biznesowej". Takie właśnie spotkanie odbyło się w minioną sobotę. Last Night of the Proms in Cracow jest jednak nie tylko spotkaniem biznesmenów, ale, podobnie jak w Londynie, wydarzeniem artystycznym. Organizatorzy dbają o najwyższy poziom wykonawców koncertu i atrakcyjny zestaw utworów prezentowanych obok stałych muzycznych punktów wieczoru. Do tych obowiązkowych należą: marsz Pomp and Circumstance Elgara, Fantazja pieśni morskich Wooda, Rule Britannia! Arne'a i Jerusalem Parry'ego. To one przede wszystkim jednoczą publiczność i wykonawców we wspólnej zabawie i wzruszeniach. Tych emocji nie zabrakło w sobotę od początku koncertu, kiedy zabrzmiały fragmenty Harnasiów Szymanowskiego. Prowadzący Narodową Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia w Katowicach i Chór Filharmonii Krakowskiej (przygotowanie: Jacek Mentel) Mark Fitz-Gerald podkreślił przede wszystkim żywiołowość drugiego obrazu baletu (Wnętrze chałupy, Wesele, Cepiny, Pieśń Siuhajów, Taniec góralski, Wejście Harnasiów). Wydawało się chwilami, że płynąca z estrady energia i pasja rozsadzi filharmoniczną salę. Różnojęzyczna publiczność przyjęła ten żywioł z entuzjazmem. Z zapałem oklaskiwała kolejnych wykonawców, a było kogo. Mariusz Patyra, trzydziestoletni skrzypek, laureat konkursów m.in. w Hanowerze, Odense i Genui, dysponuje olśniewającą techniką pozwalającą mu sięgać po najbardziej karkołomne utwory skrzypcowe. W sobotę z bardzo dobrym towarzyszeniem NOSPR grał takież właśnie wariacje I palpiti Paganiniego oraz Introdukcję i tarantellę Sarasatego w sposób graniczący z magią. Dla Mariusza Patyry nieistnieją trudności techniczne, że jest także dobrym muzykiem udowodnił piękną interpretacją Medytacji Masseneta oraz zagranym na bis Oblivion Piazzolli. Podobną wirtuozerią, tym razem wokalną, w ariach z Włoszki w Algierze i z Cyrulika sewilskiego Rossiniego, porwała słuchaczy Sally Wilson, młoda (i piękna) australijska mezzosopranistka, o której coraz głośniej w świecie. Równie interesująco zaśpiewała nieznane u nas pieśni Elgara. I ją chciałabym ponownie usłyszeć w Krakowie. "Dziennik Polski" 2007-09-10

Autor: wa