Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Prokuratura przesłuchuje rodziny

Treść

Otrzymaliśmy wezwanie z Prokuratury Okręgowej w Warszawie, by stawić się na przesłuchanie w sprawie wycieku z akt śledztwa dotyczącego katastrofy rządowego tupolewa na lotnisku Smoleńsk Siewiernyj. My jednak nie mamy często dostępu do tych informacji, jakie ujawnia prasa. Dlatego uważamy, że przesłuchiwanie rodzin ofiar katastrofy w tej sprawie jest bezpodstawne - mówią bliscy ofiar.
Jak poinformowała "Nasz Dziennik" Prokuratura Okręgowa w Warszawie, przesłuchania w sprawie przecieku akt toczą się na podstawie rozdziału 21 kodeksu postępowania karnego dotyczącego przestępstw przeciwko bezpieczeństwu w komunikacji. W sumie w sprawie przecieków w prokuraturze toczy się blisko 10 postępowań. Prokuratura nie wyjaśnia nam, ile osób, w tym ilu członków rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej zostało dotąd przesłuchanych. - Prokuratura musi zbadać, skąd wyciek nastąpił - usłyszeliśmy wczoraj w prokuraturze. Sprawą przesłuchań są zbulwersowani zarówno pełnomocnicy, jak i same rodziny. Prokuratura okręgowa nie potrafiła nam wczoraj odpowiedzieć, czy są lub będą przesłuchiwani także prokuratorzy wojskowi, którzy mają dostęp do akt śledztwa. Informacji takich nie udzieliła nam również Naczelna Prokuratura Wojskowa. Zdaniem mecenasów rodzin, powinni oni być także przesłuchani z racji tego, że przecieki następują z akt, które znajdują się w dyspozycji śledczych. - Dotyczy to też całej administracji prokuratorskiej - podkreśla mec. Kownacki. Z relacji rodzin ofiar wynika, że to płk Ireneusz Szeląg na ostatnim spotkaniu z rodzinami 2 grudnia zobowiązał się do sprawdzenia źródeł przecieków także w prokuraturze wojskowej. Dopytywana o to NPW milczy. - Otrzymaliśmy wezwanie z Prokuratury Okręgowej w Warszawie, by stawić się na przesłuchanie w sprawie wycieku z akt, które zostały udostępnione opinii publicznej. My jednak nie mamy często dostępu do tych informacji, do jakich dociera prasa. Dlatego uważamy, że przesłuchiwanie rodzin ofiar katastrofy w tej sprawie jest bezpodstawne - mówią rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej. - Zabroniono nam kopiowania akt, rodziny są przesłuchiwane na okoliczność przecieków prasowych. Nęka się tragicznie doświadczone przez los rodziny zupełnie bezpodstawnie. Jednocześnie zapewnia się nas i opinię publiczną przez cały czas, że prokuraturze zależy na dobrej współpracy z nami. Nie wiem doprawdy, jak można nazwać tę współpracę, jeśli odmawia się nam możliwości kopiowania czy fotografowania akt. Ja osobiście chciałabym skopiować zapisy czarnej skrzynki. Nie umożliwia mi się tego, chociaż nie miałam dostępu do akt. Więc co mam zrobić, spisywać to wszystko? - pyta Beata Gosiewska, żona posła PiS Przemysława Gosiewskiego. - Dlatego właśnie udaliśmy się do Brukseli, by jeszcze raz podkreślić, że wobec takiej postawy i polskiego rządu, i polskich prokuratorów konieczne jest powołanie międzynarodowej komisji, która zajęłaby się wyjaśnianiem sprawy katastrofy smoleńskiej - dodaje wdowa. Zakaz wykonywania fotokopii zaczął obowiązywać po publikacji tygodnika "Wprost", który chwalił się pozyskaniem kilkudziesięciu tomów akt śledztwa smoleńskiego. Tuż po tej publikacji Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie informowała, że wyłączy materiały z prowadzonego przez siebie śledztwa w celu przeprowadzenia postępowania w sprawie przecieku. Prokuratorzy stwierdzili m.in., że dziennikarze tygodnika weszli bezprawnie w posiadanie kopii akt śledztwa, a ich fragmenty zacytowali bez zgody prokuratora prowadzącego postępowanie. Prokuratura powołała się na art. 241 kodeksu karnego, zgodnie z którym rozpowszechnianie bez zezwolenia wiadomości z postępowania przygotowawczego jest czynem zagrożonym karą do dwóch lat pozbawienia wolności. Prokuratura wprowadziła też pewne ograniczenia w korzystaniu z akt. Nie można ich ani kserować, ani wykonywać ich fotokopii. "Opublikowanie niezweryfikowanych jednoznacznie, wybranych ustaleń śledztwa nie tylko w sposób negatywny rzutuje na jego bieg, czy też dezinformuje opinię publiczną, ale może być także rozpatrywane przez pryzmat naruszenia praw pokrzywdzonych - dóbr osobistych rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej" - zaznaczyli w specjalnym komunikacie prokuratorzy. Negatywne skutki wycieku akt najbardziej odczuwają rodziny i ich pełnomocnicy. Jak zaznacza mec. Rafał Rogalski, pełnomocnik części rodzin smoleńskich, publikacja tajnych lub nierzetelnych danych naraża najbardziej zainteresowane osoby w sprawie - czyli członków rodzin ofiar katastrofy. - Rodziny mają wgląd często tylko do części materiałów. Ale prokuratura, działając z urzędu, musi sprawdzić, skąd wyciek nastąpił, mimo że osoba, która widziała akta, nie musiała z nich korzystać. Teraz osoba pracująca, mieszkająca daleko poza Warszawą, która chce zapoznać się z aktami śledztwa, jest narażona na konieczność przyjazdu do stolicy. Przewertowanie akt nie zajmuje paru minut, często wymaga kilku dni. Utrudniony dostęp do akt mamy także my, pełnomocnicy rodzin. Od lipca tego roku była już możliwość robienia fotokopii, teraz zostało to zablokowane. Prawdą jest, że obowiązkiem dziennikarza jest informować społeczeństwo. Zastanawia mnie natomiast, dlaczego zrobiono to w tak nierzetelny sposób. Teraz dostęp do akt został ograniczony ludziom, którzy mają prawo wiedzieć, na jakim etapie jest śledztwo. Konsekwencje tego były łatwe do przywidzenia. Dlatego skłaniam się ku hipotezie, że mógł to być sabotaż ze strony tego tygodnika - mówi mec. Rogalski. Jak zaznacza, zakaz wykonywania ksero i fotokopii spowoduje kolejki rodzin przed prokuraturą i utrudni składanie kolejnych wniosków dowodowych. - Publiczne zakomunikowanie, iż dziennikarze uzyskali fotokopię praktycznie wszystkich akt śledztwa, jest dla mnie wstrząsające. Robienie fotokopii z akt postępowania karnego w znakomity sposób ułatwiało pracę pełnomocnikom i pozwalało, aby rodziny mieszkające w różnych częściach Polski mogły na bieżąco zapoznawać się z tymi aktami - ocenia mec. Bartosz Kownacki. Jego zdaniem, śledczy powinni zajmować się raczej prowadzeniem śledztw istotnych dla wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej niż przesłuchiwaniem rodzin ofiar. Zwłaszcza że informacje, jakie pojawiają się w prasie, są często nierzetelne, wyrywkowe i jako takie nie są niebezpieczne dla śledztwa. - Jako takie oceniam m.in. informacje tygodnika "Wprost" dotyczące gen. Andrzeja Błasika i jego rzekomej obecności w kabinie pilotów. Teza ta została sformułowana na podstawie bardzo wątłego materiału dowodowego. Poza tym w mojej ocenie, nie został tu naruszony interes śledztwa. O jego naruszeniu mówi się, gdy na przykład wyciek ułatwił podejrzanemu o popełnienie przestępstwa zacieranie śladów. W tym wypadku nie miało to miejsca - mówi mec. Kownacki.
Anna Ambroziak
Nasz Dziennik 2010-12-09

Autor: jc