Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Prokuratura inwigiluje małych, ale wpływowych nie rusza

Treść

Z posłem Andrzejem Derą (PiS), członkiem sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka i Krajowej Rady Sądownictwa, rozmawia Wojciech Wybranowski W trakcie posiedzenia komisji nie krył Pan rozczarowania wyjaśnieniami prokuratora krajowego Marka Staszaka... - Tak naprawdę dowiedzieliśmy się jedynie, że zatrzymano i postawiono zarzuty hochsztaplerowi, byłemu pułkownikowi WSW Aleksandrowi Lichockiemu, oraz dziennikarzowi Wojciechowi Sumlińskiemu, który przecież dostęp do tajnych dokumentów mógł uzyskać, jeżeli w ogóle, nie w drodze "korupcji" - jak sugeruje prokuratura - ale w trakcie pracy dziennikarskiej, pracy nad przygotowywanym materiałem. Nie usłyszeliśmy natomiast nic, co uzasadniałoby tak spektakularną akcję ABW w domach członków Komisji Weryfikacyjnej WSI. Przecież nie postawiono żadnych zarzutów członkom Komisji Weryfikacyjnej mimo szczegółowych przeszukań nie tylko w ich domach, ale i pomieszczeniach, w których pracują. Wśród wielu pytań, jakie padły podczas posiedzenia sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, posłów PiS szczególnie interesowało, dlaczego przeprowadzono czynności w domach członków Komisji Weryfikacyjnej, a nie zrealizowano ich w siedzibie Agory, wydawcy "Gazety Wyborczej". - Pytań było wiele, ale w sprawach niewygodnych prokurator Staszak i przedstawiciele ABW zasłaniali się tajemnicą, zaś w sprawach istotnych niechronionych tajemnicą śledztwa odpowiadali w sposób bardzo wymijający. Widzieliśmy odpis postanowienia prokuratury o dokonaniu czynności procesowych. W uzasadnieniu wyraźnie napisano, że dotyczy to ujawnienia tajemnicy państwowej dziennikarzom spółki Agora. Ten temat został zupełnie pominięty, nie wykonano żadnych czynności procesowych, natomiast wykonano takie czynności w stosunku do czterech osób w kilkunastu pomieszczeniach. Na pytanie, dlaczego tak się stało, że przeszukuje się członków Komisji Weryfikacyjnej WSI, natomiast nie podjęto żadnych, ale to zupełnie żadnych czynności wobec Agory, nie uzyskaliśmy odpowiedzi. Skoro w postanowieniu o wykonaniu czynności operacyjnych - a w ogóle kuriozum jest, że takie postanowienie podpisało dwóch prokuratorów, co do tej pory nie miało miejsca i nie funkcjonuje w polskim systemie prawnym - zaznacza się, że podstawą wykonania takich czynności jest ujawnienie tajemnicy państwowej dziennikarzom Agory, a nie przeprowadza się żadnych czynności mogących potwierdzić lub odrzucić taką tezę w owej spółce, to coś z tym śledztwem jest bardzo nie tak. Uważa Pan, że w ramach operacji prowadzonej przez ABW 13 maja powinno również dojść do przeszukania pomieszczeń Agory? - Mówiliśmy to od początku. Jak wygląda to śledztwo? Zarzuca się, że ktoś przekazał drugiej stronie tajne dokumenty i na tej podstawie dokonuje się przeszukania u osób, które rzekomo miały takie materiały przekazać, ale nie wykonuje się żadnych czynności sprawdzających u strony, która rzekomo owe tajne materiały otrzymała? Przecież to absurd! Zresztą to nie chodzi o przeszukania. Nie przeprowadzono nawet żadnych czynności procesowych, które pozwoliłyby ustalić, czy rzeczywiście takie tajne dokumenty, jak twierdzi prokuratura, zostały przekazane. Nie poproszono nawet o wyjaśnienia. Żadnych działań sprawdzających w stosunku do Agory prokuratura nie przeprowadziła i to jest największa kontrowersja całego postępowania. Nierówno traktuje się strony. Ale w pewien sposób pokazuje to wiarygodność całego postępowania. Być może prokurator doskonale zdaje sobie sprawę, że całe postępowanie jest grubymi nićmi szyte, już przed zleceniem działań ABW śledczy z góry wiedział, że nie było żadnej propozycji korupcyjnej, więc nie zadał sobie trudu wszczęcia czynności procesowych w stosunku do Agory. Może nie przeszukano pomieszczeń zajmowanych przez Agorę, bo - jak mówił w trakcie posiedzenia sejmowej komisji prokurator krajowy Marek Staszak - spółka Agora to nie dwa pokoje z kuchnią? - (śmiech) Rzeczywiście tak powiedział! Dał do zrozumienia, że to duża spółka, więc nie można tak zrobić. Czyli "małych" można inwigilować, prowadzić działania operacyjne, ale "dużych, wpływowych" prokuratura nie rusza. Ale też faktem jest to, co powiedział poseł Antoni Macierewicz: wykonując czynności procesowe w stosunku tylko do części osób, ostrzega się jednocześnie inne występujące w sprawie. Wątpliwości budzą również dokumenty, jakie prokuratura zabezpieczyła w domach przeszukiwanych osób. Zapewniano pierwotnie, że stanowią one tajemnicę państwową. Jednak wczoraj na posiedzeniu komisji śledczy już o tajemnicy państwowej nawet się nie zająknęli... - No właśnie! Z tego co wiemy, co pisały media, również "Nasz Dziennik", zabezpieczone dokumenty nie mają żadnego związku z pracami Komisji Weryfikacyjnej. Pytaliśmy o to Staszaka - poinformowano nas jedynie, że były to dokumenty niejawne. A to zupełnie inna kategoria dokumentów, nie zachodziło w tym przypadku przestępstwo ujawnienia tajemnicy państwowej. To jest zupełnie inna klauzula poufności! Ogólnie z wypowiedzi przedstawicieli prokuratury wynikało, że dokumenty, jakie zabezpieczano w trakcie rewizji, w ogóle nie mają związku z działalnością Komisji Weryfikacyjnej WSI i rzekomym ujawnieniem tajemnicy państwowej, co przecież miało być podstawą wykonywanych czynności operacyjnych, ale że mogą się przydać jako dowód w innych sprawach. Absurd. Prokurator Staszak tłumaczył się, że jeśli w domu osoby podejrzewanej o kradzież roweru znajdzie się trotyl, to nie można wobec tego przejść obojętnie. Zapomniał się chyba, że ani Piotr Bączek, ani Leszek Pietrzak nie są o nic podejrzewani, nie postawiono im żadnych zarzutów. Pojawia się więc pytanie, czy cała akcja nie miała na celu znalezienia jakichś "kwitów" na członków Komisji Weryfikacyjnej WSI. Cała sprawa ma znamiona - i nie jestem w tym przekonaniu odosobniony - prowokacji wobec członków Komisji Weryfikacyjnej. Szczególnie istotne dokumenty podobno zabezpieczono w domu dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego? - Tak, został nawet zatrzymany w tej sprawie. Ale dziennikarz z racji wykonywania swojego zawodu ma możliwość dotarcia do dokumentów niejawnych, nie musi również ujawniać, skąd je ma, bo chroni go tajemnica zawodowa. I trudno tu stawiać jakieś zarzuty, mógł przecież do nich dotrzeć w trakcie pracy nad materiałem dziennikarskim. Komisja pytała również o rolę w całej sprawie jednej z dwóch osób, której postawiono zarzuty - pułkownika Aleksandra Lichockiego... - O roli, jaką mógł odegrać Lichocki, więcej dowiedzieliśmy się z mediów niż z odpowiedzi Staszaka i wiceszefa ABW Jacka Mąki, bo oni zgodnie uchylali się od odpowiedzi na zadane pytania. Co ważne, przyciśnięty do muru Mąka potwierdził, że zna przeszłość pojawiających się w sprawie funkcjonariuszy służb specjalnych, zapewnił jednak, że posiadają więcej materiałów źródłowych, które pozwalają im działać. Ale jakich - to oczywiście ani słowa już nie powiedział. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-05-27

Autor: wa