Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Prokuratorzy niezaufani

Treść

Nie wszyscy prokuratorzy z zespołu badającego okoliczności katastrofy smoleńskiej mają pełny dostęp do akt śledztwa. - To nie są standardowe działania - oceniają prawnicy, dodając, że w tym przypadku nie powinno do tego dojść.

Wgląd do akt śledztwa jest reglamentowany, również dla prokuratorów - przyznaje Naczelna Prokuratura Wojskowa. - To jest niestandardowe działanie - wskazuje Bogdan Święczkowski, prokurator Prokuratury Krajowej w stanie spoczynku. Dodaje, że w pewnych wyjątkowych sytuacjach można zastosować tego typu reglamentację. Na przykład gdyby śledztwo dotyczyło korupcji w wymiarze sprawiedliwości, a akta podlegałyby szczególnej ochronie. - Są sytuacje wyjątkowe, że w pewnym zakresie dostęp do akt ma tylko część osób, ale to muszą być konkretne powody - mówi.
Prokuratura tłumaczy, że powodem reglamentacji są "przecieki" z akt śledztwa. - Z uwagi na złe doświadczenia związane z tzw. przeciekami - wyjaśnia płk Zbigniew Rzepa, rzecznik NPW. Dochodziło już do nich wielokrotnie, a największy z nich miał miejsce w listopadzie zeszłego roku, kiedy "Wprost" napisał, że ma dostęp do 57 tomów akt śledztwa smoleńskiego. Zablokowano wówczas rodzinom smoleńskim i ich pełnomocnikom możliwość kopiowania akt. Do dzisiaj zakaz, mimo wniosków adwokatów, nie został cofnięty. Ale według jednej z wersji - za przeciekiem mogli stać prokuratorzy.
Takie zastrzeżenia nie przekonują jednak prawników. Święczkowski podkreśla, że aby ograniczyć dostęp do akt, te przyczyny muszą być poważne. Jego zdaniem, nie zachodzą one w tym przypadku.
- Zgadzam się, że nie powinno tutaj być limitowanego dostępu do akt. Pełny dostęp do akt wyklucza możliwość mataczenia - podkreśla nasz rozmówca. - Jeśli ten zespół miałby być z prawdziwego zdarzenia, to każdy jego członek powinien być dobrze poinformowany - zastrzega mecenas Piotr Pszczółkowski, pełnomocnik Jarosława Kaczyńskiego w śledztwie smoleńskim. - Za efekty śledztwa odpowiada prokuratura jako instytucja, a jeżeli jest jakaś reglamentacja, to ona z czegoś wynika, z braku zaufania lub z jakichś procedur, ale jak brakuje zaufania, to po co być członkiem takiej grupy - dodaje.
- Moim zdaniem, jest to zupełnie niezrozumiałe, jeżeli prokuratura nie miałaby zaufania do własnych prokuratorów, to pokazuje, że jest źle z prokuraturą - ocenia mecenas Bartosz Kownacki, pełnomocnik kilku rodzin smoleńskich, m.in. gen. Andrzeja Błasika i Tomasza Merty.
Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie, która prowadzi śledztwo smoleńskie, szczegółowo nie informuje o liczebności i składzie zespołu dochodzeniowego. Według Prokuratury Generalnej, po katastrofie czynnościami śledczymi zajmowało się siedmiu prokuratorów. Potem doszła kolejna osoba. W maju 2010 r. ten skład został rozszerzony o trzech śledczych, co dawało w sumie jedenaście osób.
Jednak w sierpniu zeszłego roku pojawiały się informacje, że zespół śledczy prokuratorów uległ poszerzeniu z sześciu do dziesięciu śledczych. W jego skład mieli wówczas wchodzić: ppłk Karol Kopczyk, ppłk Robert Pyra, mjr Jarosław Sej, prok. Renata Kosior, prok. Edyta Kuśnierz, prok. Agnieszka Ważna, kpt. Piotr Myszkowiec, mjr Krzysztof Czajka, ppłk Piotr Wilkanowski i ppłk Janusz Wójcik.
Jednak - według nieoficjalnych informacji - brakuje formalnej decyzji o powołaniu zespołu śledczego, a śledztwo faktycznie prowadzi jeden prokurator, referent ppłk Kopczyk. Natomiast inni są tylko kierowani do pomocy w razie potrzeby. Prokuratura sama przyznawała, że część prokuratorów zajmuje się tylko przesłuchaniami świadków prowadzonymi na potrzeby realizacji rosyjskich wniosków o pomoc prawną. Z kolei część prokuratorów zajmuje się porządkowaniem nadchodzącej z Rosji dokumentacji sądowo-medycznej.
Zenon Baranowski

Nasz Dziennik 2011-09-05

Autor: au