Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Projekt jest. Ale ulgi może nie być

Treść

Zaledwie trzy tygodnie temu wskutek sprzeciwu rządu upadł projekt przyznania dodatków na dzieci nieobjęte dużą ulgą dziecięcą, przygotowany przez Lewicę. PSL chce jednak wrócić z projektem we wrześniu. Kwestia dodatków miała być przedmiotem uzgodnień na szczycie koalicji w ramach prac nad nowym budżetem, te jednak idą już pełną parą, a prace legislacyjne nad projektem PSL jeszcze nie ruszyły z miejsca. Czy PSL naprawdę chce objęcia rodzin rolniczych w nadchodzącym roku polityką prorodzinną, czy też gra na zwłokę, by stało się to za rok? Dotychczas z dobrodziejstw polityki prorodzinnej korzystają w pełni tylko te rodziny, które płacą podatek dochodowy. Projekt obejmujący pozostałe dzieci (w rodzinach rolniczych czy rzemieślniczych), autorstwa koalicyjnego PSL, od miesięcy spoczywa w szufladzie, choć sprawa z punktu widzenia polskich rodzin jest bardzo pilna. - Czekamy na nową ustawę budżetową. Minister finansów nie znalazł w tegorocznym budżecie 3,2 mld zł potrzebnych na dodatki - powiedział nam Stanisław Żelichowski. Proces legislacyjny odnośnie do ustawy jeszcze się nie rozpoczął, ale PSL ma nadzieję, że zacznie ona obowiązywać od nowego roku. - Ruszamy we wrześniu, to nasz priorytet w tym Sejmie - zapowiada Mieczysław Kasprzak, sprawozdawca projektu. Według niego, będzie ona przedmiotem uzgodnień kierownictw obu partii koalicyjnych. - Mogę na to powiedzieć tylko: jak najszybciej, panowie, pokażcie projekt! - tak komentuje te plany przewodniczący senackiej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny Mieczysław Augustyn (PO). Jego zdaniem, jest już trochę późno, ponieważ prace nad przyszłorocznym budżetem są bardzo zaawansowane, plany poszczególnych instytucji są już po pierwszym czytaniu przez ministra finansów, który swoim zwyczajem tnie wydatki, gdzie się da. - Postulat PSL jest nam znany, co do istoty rzeczy - że polityka prorodzinna powinna być adresowana do wszystkich rodzin - można się zgodzić, ale wrzesień to już późno, jeśli dodatki miałyby być uwzględnione w budżecie na przyszły rok - uważa Mieczysław Augustyn. Poza kręgiem beneficjentów polityki prorodzinnej, wprowadzonej rzutem na taśmę tuż przed wyborami, znaleźli się rolnicy, którzy płacą podatek rolny, oraz rzemieślnicy i drobni przedsiębiorcy rozliczający się w formie ryczałtu. Nie wykorzystała też odpisów podatkowych część płatników podatku dochodowego o niskich dochodach: jedni dlatego że wysokość przysługujących ulg na dzieci przekraczała zapłacony podatek, inni z obawy przed utratą świadczeń rodzinnych wypłacanych w ramach polityki społecznej, których średnia wysokość wynosi 150 zł miesięcznie na jedno dziecko. Problem w tym, że świadczenia rodzinne przysługują rodzinom, w których dochód na osobę nie przekracza 504 zł miesięcznie (lub 538 zł, gdy w rodzinie jest dziecko niepełnosprawne), zaś ulga podatkowa na dzieci wliczana jest do dochodu. Wszystkie te grupy czekają na objęcie ich przez państwo polityką prorodzinną. Projekt PSL odpowiada na to zapotrzebowanie, lecz nie wiadomo, dlaczego leży dotąd w szufladzie. A jeśli nawet ujrzy światło dzienne, przeforsować go nie będzie łatwo. Platforma wolałaby raczej przeznaczyć wolne środki budżetowe na obniżenie składki rentowej (i związaną z tym zwiększoną dopłatę do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych). - Poparliśmy cięcie składki rentowej, zaprojektowane w ubiegłej kadencji przez minister Zytę Gilowską, ponieważ to współgra z naszym przekonaniem, że źródłem pomyślności Polaków powinny być dochody własne z pracy, a nie ulgi podatkowe czy dodatki - tłumaczy Mieczysław Augustyn. Na to rozwiązanie naciskali pracodawcy, dowodząc, że redukcja obciążenia płac w wys. 3 proc. pozwoli im więcej płacić pracownikom, zaś Gilowska zapewniła, że w ciągu 5 lat od tego zabiegu system rentowy odzyska płynność. Nie wiadomo, jakie stanowisko w sprawie dodatków zajmie PiS, które w poprzedniej kadencji głosowało przeciwko uldze prorodzinnej w obecnej wysokości, uznając ją za zbyt wysoką. Zapowiadany przez tę partię projekt ustawy w sprawie dodatków na dzieci nie wpłynął jeszcze do laski marszałkowskiej, choć miał być złożony na początku maja. Biuro Prasowe PiS podało, że projekt trafi do marszałka w ciągu najbliższych dwóch tygodni. Wcześniej jednak opinię publiczną zaniepokoiły sygnały, że PiS skłonne jest obciąć istniejącą ulgę podatkową na dzieci o połowę i zaoszczędzone środki przeznaczyć na dodatki dla rodzin nieobjętych polityką prorodzinną. Byłby to krok wstecz w batalii o wsparcie dzietności polskich rodzin. - Takie rozwiązanie nie wchodzi w grę. Nie chcemy, aby dodatki na dzieci rolników uzyskane zostały kosztem innych dzieci. To muszą być dodatkowe środki - zapewnia Żelichowski. Senator Augustyn jest zdania, że obniżenie ulg i dodatków spowodowałoby, że realne korzyści dla rodzin stałyby się zbyt niskie w stosunku do kosztów obsługi systemu. Rząd ocenia, że w Polsce jest 9 do 10 mln dzieci, więc suma ulg i dodatków prorodzinnych, które objęłyby wszystkie dzieci, sięgnęłaby ok. 10,3 mld złotych. Według wstępnych szacunków tegoroczna ulga podatkowa objęła około połowy polskich dzieci i kosztowała blisko 5 mld złotych. Celem polityki prorodzinnej jest zwiększenie przyrostu naturalnego w Polsce, która jako kraj zsunęła się poniżej prostej zastępowalności pokoleń ze wskaźnikiem 1,27 dziecka na kobietę (gdy średnia w Europie wynosi 1,6). Zapaść demograficzna - ostrzegają eksperci - grozi za kilkanaście lat załamaniem finansów państwa, jego systemu emerytalnego i zdrowotnego. Co więcej, młode pokolenie posiada ogromny potencjał innowacyjności, co przekłada się na wymierne korzyści ekonomiczne dla kraju. Niestety, opłacalność "inwestycji" w dzieci, powszechnie uznawana w krajach wysoko rozwiniętych, w Polsce z trudem przebija się do świadomości rządzących, którzy nagminnie mylą politykę prorodzinną i związane z nią ulgi i dodatki ze świadczeniami w ramach polityki społecznej. To mylenie pojęć dało o sobie znać podczas rozpatrywania w lipcu br. przez sejmową Komisję Polityki Społecznej i Rodziny projektu o dodatkach na dzieci wniesionego przez lewicę. Projekt został przez komisję odrzucony, gdyż nadeszła negatywna opinia rządu, podpisana przez premiera Tuska, w której rząd dowodził, że rodziny niezamożne korzystają już z zasiłków i dodatków na dzieci w ramach polityki społecznej (świadczenia rodzinne). Wytoczył też argument, że dodatki na dzieci trafią nie tylko do ubogich, ale także do zamożnych rodzin... Tymczasem instrumenty polityki prorodzinnej z założenia mają trafiać do wszystkich rodzin wychowujących dzieci, tak biednych, jak i bogatych, z uwagi na cel świadczenia, jakim jest wzrost dzietności (a nie pomoc ludziom o niskich dochodach). Im więcej dzieci wychowuje rodzina, choćby najzamożniejsza, tym większą otrzymuje ulgę lub dodatek. Niezależnie od tego rodziny o niskim dochodzie na osobę powinny korzystać dodatkowo ze świadczeń rodzinnych w ramach polityki społecznej. Wprawdzie polityka społeczna zawiera delikatny mechanizm prorodzinny, ponieważ uzależnia zasiłek od dochodu na osobę w rodzinie, ale skromna pomoc, jaką niesie, ma na celu wyłącznie eliminację skrajnej biedy, a nie rzeczywiste zachęty do posiadania potomstwa. Małgorzata Goss "Nasz Dziennik" 2008-08-13

Autor: wa