Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Proces bez publiczności

Treść

Sąd zdecydował, że publiczność nie będzie mogła przysłuchiwać się rozprawie (FOT. PAP B. ZBOROWSKI)
Awantura w sądzie uniemożliwiła przeprowadzenie rozprawy w procesie twórców stanu wojennego

W Sądzie Apelacyjnym w Warszawie miała się wczoraj odbyć rozprawa w procesie grupy oskar- żonej o wprowadzenie stanu wojennego, w tym m.in. szefa komunistycznej bezpieki Czesława Kiszczaka. Niestety została przerwana, ponieważ zakłócali ją członkowie Stowarzyszenia KPN Niezłomni.

Wszystko przez to, że nie zostali wpuszczeni na salę rozpraw. Sąd zdecydował, że na salę będą mogli wejść jedynie dziennikarze. Tymczasem protestujący byli działacze KPN głośno domagali się wpuszczenia na salę rozpraw. Sędzia Jerzy Leder stwierdził, że głośne skandowanie haseł, bicie rękami w drzwi sali godzi w powagę sądu i nie daje mu możliwości spokojnej pracy. – Z winy nieustalonych osób znajdujących się poza salą sąd nie może prowadzić rozpraw w sposób zgodny z przepisami postępowania karnego. Nie jest zapewniona możliwość swobody orzekania, dlatego sąd postanowił posiedzenie odroczyć – mówił przewodniczący składu sędziowskiego.

Sędzia Leder zwrócił uwagę, że nie udało się zapewnić spokoju na sali rozpraw mimo obecności przedstawicieli firmy ochroniarskiej. W pewnej chwili na salę wtargnął jeden z działaczy, który głośno protestował przeciw utajnieniu posiedzenia sądu. Wszedł mimo prób powstrzymania go przez ochroniarzy przez pokój narad przeznaczony dla sędziów. Sędzia odstąpił jednak od kary porządkowej. – Nie możemy orzekać pod presją i wtedy, gdy nie będziemy mieli swobody orzekania. To przecież gwarantuje nam Konstytucja i prawo o ustrojach sądów powszechnych – podkreślał sędzia.

– Nie jest intencją sądu, by państwo byli karani, ale musimy mieć gwarancję spokoju – mówił sędzia. Dawny opozycjonista Adam Słomka komentował potem, że sąd sam stworzył sytuację konfliktową, najpierw utajniając rozprawę i wpuszczając na salę tylko dziennikarzy. – Był to na pewno błąd. Powinien najpierw nam zakomunikować swoje stanowisko, a nie wyjaśniać za zamkniętymi drzwiami – dodał Słomka.

Kolejne odroczenie

Tymczasem sprawa znów została odroczona, choć wczoraj sąd miał zastanowić się nad tym, w jaki sposób biegli powinni zbadać Czesława Kiszczaka, który uchyla się od stawienia się w sądzie. Jak informował „Nasz Dziennik”, w tym tygodniu 11-osobowy zespół biegłych lekarzy specjalistów z psychiatrii, psychologii, geriatrii i neurologii z Akademii Medycznej w Gdańsku miał przez trzy dni badać Kiszczaka. Ten jednak odmówił stawienia się na badania lekarskie, które miały przesądzić, czy może uczestniczyć w rozprawie apelacyjnej. Pion śledczy IPN ocenia, że Kiszczak mógłby bez problemu stawić się na kilkugodzinną rozprawę apelacyjną w sprawie wprowadzenia stanu wojennego.

W 2012 r. sąd skazał Kiszczaka na dwa lata więzienia w zawieszeniu, uznając go, m.in. wraz z Jaruzelskim, za członka „grupy przestępczej o charakterze zbrojnym”. Jednak Kiszczak złożył apelację, która nie może być rozpoznana z uwagi na jego zasłanianie się rzekomo złym stanem zdrowia. Dlatego sąd postanowił, że komunistycznego dygnitarza przebadają lekarze z Akademii Medycznej z Gdańska, a nie z Warszawy. W mediach regularnie ukazują się jego zdjęcia z pobytów w posiadłości na Mazurach, jak również sceny z życia codziennego ukazujące Kiszczaka swobodnie robiącego zakupy i bez problemu dźwigającego siatki. Był też obecny na pogrzebie Jaruzelskiego i nie wyglądał na poważnie chorego. – Te okoliczności związane z aktywnością gen. Kiszczaka są znane co najmniej od roku – zwracał uwagę prokurator Bogusław Czerwiński z IPN. To on wskazywał przed sądem, że choć we wcześniejszej opinii lekarskiej stwierdzono, że Kiszczak cierpi na łagodne otępienie, zaburzenia pamięci i koncentracji, a ten stan nie rokuje poprawy, to właśnie przeczą temu publikowane w prasie zdjęcia, wskazujące na jego „istotną aktywność fizyczną i psychiczną”.

Jak tłumaczył, były szef komunistycznej bezpieki jest ciągle aktywny ruchowo, wcale nie porusza się powoli, jak to przedstawiano, a w wywiadzie udzielonym jednemu z mediów „odpowiadał w sposób logiczny na zadawane pytania”, podczas gdy biegli twierdzili, że „nie może udzielać odpowiedzi jasnych i logicznych”. Czerwiński wskazał, że badanie to polegało na rozmowie z Kiszczakiem. – De facto możliwość wprowadzenia w błąd podczas takiego badania jest całkiem możliwa – podkreślał prokurator. Także mecenas Maciej Bednarkiewicz, pełnomocnik rodzin pokrzywdzonych z kopalni „Wujek”, podważał dotychczasowe ustalenia lekarzy i domagać się będzie ponownego przebadania.

Maciej Walaszczyk
Nasz Dziennik, 29 października 2014

Autor: mj