Przejdź do treści
Przejdź do stopki

PRL - wciąż trudno go pojąć - IPN Kraków

Treść

Powrót do mechanizmów represji i kontroli znanych z przełomu lat 40. i 50. setki tysięcy osób, które złamano lub próbowano złamać, to obraz Polski po wprowadzeniu stanu wojennego. W tej beznadziejnej sytuacji można jednak było myśleć o wolności. Większość Polaków niegodzących się na ówczesny system znalazła swoje miejsce w Kościele - do takich wniosków doszli uczestnicy konferencji "PRL - Przeszłość, która nie chce przeminąć? Diagnoza 25 lat po stanie wojennym" zorganizowanej m.in. przez IPN w Krakowie. Stan wojenny i kolejne lata pod względem mechanizmów działania władzy przypominały obraz Polski z przełomu lat 40. i 50. Sięgnięto do sprawdzonych metod represji i inwigilacji. Nastąpił bardzo szybki rozwój sieci agentów. W opinii historyków, obecny stan wiedzy na temat agentury jest stosunkowo duży. Są jednak obszary, które w ostatnich latach poznajemy coraz lepiej. Chodzi tu m.in. o skalę problemu, o sposoby pozyskiwania agentów czy lepsze rozeznanie pośród pozyskiwanych osobowych źródeł informacji. - Jak dotąd nasze przekonanie było takie, iż rolą agentury, rolą tajnych współpracowników było dostarczanie informacji, w konsekwencji których dochodziło do represji środowisk niepodległościowych. Można powiedzieć, że takie zdefiniowanie roli agenta byłoby właściwe dla okresu do 1956 roku. Później, w związku z ewolucją sytuacji politycznej oraz samych metod operacyjnych bezpieki, mamy do czynienia z sytuacją, że część agentury uznawana za najbardziej cenną otrzymała nowe zadania. W znaczącej części koncentrowały się one na inspirowaniu, dezinformowaniu i dezintegrowaniu środowisk opozycyjnych - uważa Filip Musiał z krakowskiego Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej. Podkreśla, że sprawa współpracy agenturalnej jest bardzo skomplikowana i trudno mówić o niej na zasadzie generaliów, szczególnie jeśli chodzi o zakres pracy i szkodliwość. Obecnie historycy są w stanie podać liczbę tajnych współpracowników. W końcu lat 80. było to około 80 tys. osób. W tej liczbie nie ma jednak innych osobowych źródeł informacji, tj. źródeł pracujących dla departamentu I, OZI pozostających na usługach tzw. pionów pomocniczych, współpracowników wojskowych służb wewnętrznych czy zarządu II sztabu generalnego. - Jeśli zdamy sobie sprawę z tego, jak wielu elementów w tej układance brakuje, dopiero wówczas jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, o jak gigantycznej skali zjawiska mówimy. Na pewno wiemy zdecydowanie więcej niż jeszcze sześć lat temu, ale bardzo wiele pozostaje jeszcze do odkrycia - uważa Musiał. Kościół umożliwił "inne wyjście" Zdaniem Marka Lasoty z krakowskiego Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej, reakcja władz Kościoła na stan wojenny była dobra. Zauważył, że w chwili ogłoszenia stanu wojennego także i w tym środowisku panowała pewna dezorientacja. Oczy kierowały się w kierunku Watykanu. Wówczas Ojciec Święty Jan Paweł II w liście do gen. Wojciecha Jaruzelskiego jasno określił swoje oczekiwania, że Naród Polski w wyniku działań władz państwowych nie powinien ponieść żadnej szkody. Pierwsze sygnały od Prymasa Polski księdza kardynała Józefa Glempa były bardziej wyważone, jednak nie dawały cienia wątpliwości, że Kościół będzie starał się budować swego rodzaju parasol ochronny dla społeczeństwa. W parafiach rozpoczęło się organizowanie "alternatywnego życia". - Władze upatrywały w Kościele pewnego czynnika, który będzie, chcąc nie chcąc, wspierał władzę w tonowaniu nastrojów społecznych. Można odnieść wrażenie, iż zakładano, że jeżeli Kościół przejmie na siebie rolę czynnika charytatywnego, to pozwoli to na uspokojenie rozchwianych nastrojów. Dla władzy było to w pewnym sensie wygodne, gdyż mogła się skoncentrować się na działaniach operacyjnych - powiedział Lasota. Podkreślił, że komuniści nie spodziewali się takiego zaangażowania księży. - Nie spodziewano się, że Kościół oprócz działalności charytatywnej stanie się również azylem dla tych, którzy pozostają w opozycji - dodał. Duchowieństwo dbało o to, by nie było utożsamiane ze strukturami podziemia. Kościół jednak był gwarantem bezpieczeństwa dla tej części społeczeństwa, która myślała o przyszłości i nie chciała jej wiązać z państwem komunistycznym. Stał się gwarantem wolności, wymiany myśli, a nawet rozwoju życia artystycznego i edukacyjnego. - Od grudnia 1981 roku były trzy możliwości: pogodzić się z rzeczywistością, udać się na emigrację lub wybrać tzw. emigrację wewnętrzną. Kościół umożliwił wybór czwartej drogi: budowanie alternatywnego życia intelektualnego, artystycznego, społecznego. Na szczęście większość z tych, którzy nie godzili się z ówczesnym systemem, skorzystała z tej właśnie drogi - podkreślił Lasota. Marcin Austyn, Kraków, "Nasz Dziennik" 2006-12-14

Autor: ea