Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Prezydent papierowy

Treść

Gafy i niefortunne wypowiedzi kandydata Platformy Obywatelskiej na prezydenta Bronisława Komorowskiego musiały mocno zdenerwować premiera Donalda Tuska i dlatego też w minionym tygodniu szef rządu postanowił przypilnować trochę marszałka Sejmu, który ostatnio dobrej reklamy Platformie zdecydowanie nie robił. Nie do końca się to udało. Ponadto kandydat Platformy jedynie asystował premierowi w gospodarskich wizytach na terenach powodziowych, co tylko wskazuje na to, że prezydentem mógłby być jedynie papierowym.
Przez znaczną część pierwszego etapu kampanii prezydenckiej premier Donald Tusk praktycznie wcale nie pokazywał się publicznie z kandydatem Platformy Bronisławem Komorowskim. W tym czasie w wielu mediach - również tych przychylnie nastawionych do Platformy Obywatelskiej - można było usłyszeć uwagi pod adresem Komorowskiego. Pierwsze pojawiły się po katastrofie samolotu z prezydentem i dotyczyły tego, że marszałek Sejmu nie potrafił wczuć się w nastrój żałoby narodowej, a niepotrzebnie podjęte w pośpiechu decyzje personalne w Kancelarii Prezydenta o zastąpieniu tragicznie zmarłych swoimi ludźmi dały pretekst do zarzutów, jeśli nie o chęć jak najszybszego przejęcia władzy, to przynajmniej o brak taktu. Później było już tylko gorzej. Wystarczy przypomnieć, że występując pod hasłem "Zgoda buduje", Komorowski nie reagował, gdy członkowie jego komitetu honorowego obrażali kontrkandydata w wyborach prezydenckich, wspominając o wojnie domowej. Popełnił także szereg innych gaf, którymi mógł urazić np. mieszkańców Poznania czy Krakowa.
Wielu zwolenników marszałka Sejmu i Platformy Obywatelskiej mogło tylko łapać się za głowę i drżeć na myśl o tym, co takiego znowu powie Komorowski, myśląc zapewne, iż może lepiej by było dla Platformy, gdyby do końca kampanii wyborczej więcej nie mówił już nic.
Za głowę łapać musiał się także premier, zwłaszcza że zawsze tak dobre dla Platformy Obywatelskiej sondaże wskazywały do tej pory, iż Komorowski mógł wygrać prezydenckie wybory już w pierwszej turze. Wystarczyła jednak próbka działalności marszałka Sejmu wskazująca społeczeństwu, jakim będzie prezydentem, aby nawet te pozytywne dla Platformy sondaże już tak korzystne nie były.
Donald Tusk nieczęsto do tej pory występował wspólnie z Bronisławem Komorowskim. Być może dlatego, że chciał stworzyć wrażenie pewnej niezależności wykonującego obowiązki prezydenta marszałka Sejmu. Pogarszające się sondaże miarkę jednak przebrały. Szef rządu najwyraźniej postanowił przypilnować Komorowskiego i w ostatnim tygodniu bardzo często widzieliśmy obu panów razem podczas wizytowania terenów powodziowych. Pełniący obowiązki prezydenta stał jednak tylko za plecami premiera, w jego świcie. Stanowił tło dla szefa rządu, który jak zatroskany ojciec narodu z cierpliwością wysłuchiwał słów krytyki od tych, którzy w powodzi stracili nieraz cały majątek.
Tusk, który sam doskonale opanował język propagandy i wie, co powiedzieć, by punkty zyskać, a nie stracić, nie był w stanie cały czas pilnować swojego partyjnego kolegi. Dlatego z ust marszałka Sejmu mogliśmy usłyszeć kolejne złote myśli. - W zeszłym roku powódź, w tym roku powódź, więc pewnie ludzie są już oswojeni, obyci z żywiołem - oceniał sytuację Komorowski, wizytując w piątek tereny w okolicach Kaniowa koło Bielska-Białej.
Jednak jak się okazuje, zabierając Komorowskiego na swoje tournée po terenach powodziowych, premier wyświadczył mu prawdziwie niedźwiedzią przysługę. Do wizerunku Bronisława Komorowskiego, który mogliśmy obserwować w ostatnich tygodniach - osoby niepotrafiącej odnaleźć się w roli głowy państwa, Tusk dorzucił nam jeszcze "prezydenta" niesamodzielnego i asystującego premierowi.
Artur Kowalski
Nasz Dziennik 2010-05-25

Autor: jc