Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Prezydent musi mieć poczucie interesu narodowego

Treść

Z przewodniczącym Prawicy Rzeczypospolitej (PR) Markiem Jurkiem, kandydatem tej partii na prezydenta RP, rozmawia Paweł Tunia
Jak ocenia Pan swoje szanse wyborcze?
- Startuję na pozycjach, które zajmują marszałek Jerzy Szmajdziński czy wicepremier Waldemar Pawlak. To kandydaci, którzy mają realne poparcie społeczne, ale wiadomo, że dzisiaj uwaga mediów skoncentrowana jest szczególnie na dwóch wielkich obozach politycznych. Dlatego w sobotę ogłosiłem początek swojej kampanii, by szanse były realne, ponieważ przed nami jest około siedmiu miesięcy do wyborów, co oznacza ponad pół roku ciężkiej pracy.
Jako polityk jest Pan utożsamiany z obozem katolicko-narodowym. Jednak ten elektorat, nawet gdyby poparł Pana w całości, może nie wystarczyć, by odnieść sukces. W jaki sposób zamierza Pan przyciągnąć innych wyborców?
- Przede wszystkim zwracamy się do ludzi, którzy chcą naprawy polskiej polityki, by było w niej więcej zasad i odpowiedzialności. Dzisiaj nie widzimy zasad. Przy nominacjach do Trybunału w Strasburgu widzieliśmy, jak rząd okłamywał opinię publiczną. Kwestionując potrzebę konstytucyjnego potwierdzania prawa do życia, mówili, że "wystarczy dobra ustawa, którą popieramy", PO zapisała to również w swoim programie, wysyłając jednocześnie do Strasburga kandydatów z rządu Leszka Millera i ludzi otwarcie przeciwnych prawodawstwu chroniącemu życie. Widzimy w Europie atak na wolność religii, na prawa rodziny, na prawo do życia. W tej sytuacji potrzebujemy osób, które o polityce myślą w kategoriach zasad. Politycy w konkretnych sprawach, często fundamentalnych ustrojowo, jak na przykład zachowanie narodowego pieniądza, powinni być odpowiedzialni, a o państwie myśleć tak, jak o własnej rodzinie. Potrzeba polityków mających odwagę cywilną. Zwracamy się do ludzi, którzy chcą naprawy polskiej polityki, wierzą w państwo polskie i chrześcijańską cywilizację.
Opowiada się Pan zdecydowanie przeciwko wprowadzeniu euro w Polsce.
- Jestem zdecydowanym zwolennikiem zachowania waluty narodowej, ponieważ uważam, że utrzymanie własnego pieniądza jest bardzo ważnym instrumentem zachowania samodzielnej polityki gospodarczej państwa, a dla nas w Polsce nie jest to tylko kwestia teoretyczna, ale bardzo praktyczna. Bo to, że można było urealnić kurs złotego, nadając mu bardziej proeksportowy charakter, uratowało polską gospodarkę w kryzysie. Do jej obrony przyczyniło się także wzmocnienie popytu wewnętrznego; bardzo ważnym czynnikiem temu służącym było m.in. obniżenie trzy lata temu - z inicjatywy PR - podatku PIT dla rodzin wychowujących dzieci. Te kilka miliardów złotych pozostawionych w budżetach polskich rodzin zwiększyło popyt wewnętrzny i uchroniło polską gospodarkę. Obrona polskiego eksportu byłaby niemożliwa, gdybyśmy nie mieli własnego pieniądza i nie regulowali jego kursu.
Dlaczego wciąż potrzebujemy złotego, narodowej waluty?
- Własny, narodowy pieniądz będzie służył Polsce jeszcze przez wiele lat w okresie, kiedy musimy stale działać na rzecz tego, aby malała różnica poziomu życia i rozwoju gospodarczego między Europą Zachodnią a Polską. Dzisiaj, kiedy prezydent Kaczyński i premier Tusk opowiadają się za likwidacją polskiej waluty w ciągu najbliższej kadencji prezydenckiej, musimy być świadomi, że waluty narodowej nie likwiduje się z dnia na dzień. Kraj, który się na to decyduje, wchodzi najpierw w ten ciemny korytarz ERM 2, gdzie dysponuje się jeszcze własną walutą, tak jak dzisiaj Litwa, ale jej kurs jest już kontrolowany przez Europejski Bank Centralny. Na Litwie doprowadziło to do poważnego kryzysu, mimo że dysponuje ona jeszcze własnym pieniądzem i możliwościami drobnych regulacji kursu, ale już nie tych zasadniczych. A taki jest dzisiaj, niestety, program prezydenta i premiera. Ja jestem dla tego programu alternatywą i będę organizował opinię publiczną, abyśmy temu zapobiegli.
Jaki model prezydentury potrzebny jest, Pana zdaniem, Polsce?
- Polsce potrzebne jest przywództwo narodowe, prezydent, który ma jasne poczucie interesu narodowego, dobra wspólnego i gotów jest w tym kierunku działać. Jeśli prezydent ma działać skutecznie, konieczna jest prezydentura szanująca Polaków i otwarta na dialog. Potrzebny jest prezydent, który w sprawach kluczowych - wymagających rozwiązań ustrojowych, będzie potrafił nakłonić główne siły polityczne do porozumienia i zgody. Dzisiaj takimi sprawami są np. pieniądz narodowy, gdzie nie ma żadnej debaty publicznej, sprawa mediów publicznych. Prezydent będący aktywnym uczestnikiem sporu partyjnego nie będzie skuteczny, nie wykorzysta tych możliwości, jakie daje mu urząd. Głowa państwa w imieniu opinii publicznej powinna nakłaniać siły polityczne do pracy dla państwa.
Jak Pan ocenia propozycje zmian dotyczące konstytucyjnych uprawnień prezydenta?
- Jestem za zachowaniem obecnych uprawnień i wzmocnieniem ich w zakresie możliwości rozwiązywania parlamentu przez prezydenta. Nie jest sytuacją zdrową, kiedy wszyscy musimy się bezsilnie przyglądać skompromitowanemu rządowi, którego nikt nie może odwołać, dlatego że rząd kontroluje większość parlamentarną przez absolutną kontrolę partii rządzącej. Wiem, jak posłowie są dzisiaj uzależnieni, i w tej sytuacji prezydent powinien dysponować tym zaworem bezpieczeństwa moralnego, jakim jest danie Polakom szansy ponownego wyboru, tak jak jest to w konstytucji V Republiki Francuskiej. Projekty PO są próbą wzmocnienia państwa oligarchicznego, państwa partyjnej oligarchii, dlatego że ta partyjna oligarchia już dzisiaj dysponuje ogromnymi pieniędzmi na pomnażanie swojej władzy, na prowadzenie kampanii wyborczej, na walkę o władzę. Czasami praktycznie eliminuje się innych z debaty publicznej, sprowadzając ją do sensacji demaskacyjno-kompromitacyjnej, a ignorując realne problemy, jak na przykład pieniądz narodowy. Kontrolując debatę publiczną, chcą odebrać opinii publicznej możliwość wyboru prezydenta jako bezpośredniego rzecznika Narodu mogącego korygować działania dominujących sił politycznych. To jest projekt wzmocnienia partyjnej oligarchii zarówno poprzez likwidację powszechnych wyborów prezydenckich, jak i pozbawienie prezydenta uprawnień koniecznych do pełnienia urzędu.
Liczy Pan na poparcie elektoratu PiS?
- Myślę, że jeśli w Polsce mielibyśmy wolność opinii publicznej, to liczyłbym na poparcie wielu polityków tej partii, którzy podzielali moje poglądy, gdy byłem wiceprezesem, i mogliby czynić to nadal.
PiS i PO wciąż nie mają kandydatów...
- Po przesłuchaniu pana Sobiesiaka nie dziwię się, że nikt nie chce dzisiaj występować jako kandydat PO na prezydenta, bo jak przysłowie ludowe mówi: pokażcie mi swoich przyjaciół, a pokażę wam, kim jesteście. I zobaczyliśmy, jak wygląda świat społeczny i towarzyski Platformy Obywatelskiej. Pan Sobiesiak to główne zaplecze społeczne PO, dlatego trudno się dziwić, że w takiej sytuacji wszyscy ci politycy, którzy mieliby w tych wyborach wziąć udział, wolą jeszcze nie występować jako reprezentanci PO. To jest rząd kompletnej nieodpowiedzialności; chodzi mi o sposób ratyfikowania traktatu lizbońskiego. Teraz słyszymy o tych antyrodzinnych pomysłach - całkowity zamach na wolność rodziny, projekt odbierania rodzinom dzieci tylko dlatego, że rodzice na przykład nie zgadzają się na przypadkowe kontakty seksualne swoich dzieci. Politykę prezydenta też w wielu sprawach oceniam jako błędną i taką, która nie wypełniła zobowiązań, nałożonych na prezydenta przez Polaków. Mam na myśli traktat lizboński, storpedowanie i wystąpienie przeciwko zmianom w Konstytucji potwierdzającym prawo do życia, działania przeciwko zachowaniu pieniądza narodowego czy otwarte występowanie prezydenta w obronie partyjnej oligarchii - chodzi mi tutaj o skargę konstytucyjną w sprawie zmian dotyczących finansowania partii politycznych, chociaż to były kosmetyczne ograniczenia, a prezydent uznał to za wymagające przez niego aktywnej obrony. Dzisiaj potrzebna jest niezależna akcja na rzecz przywrócenia zdrowych zasad i odpowiedzialności w polskiej polityce i życiu publicznym, dlatego podejmuję swoją kampanię.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik 2010-02-15

Autor: jc