Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Premiera Tuska można sądzić za delikt konstytucyjny

Treść

Z dr. Przemysławem Czarnkiem, konstytucjonalistą z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, rozmawia Paulina Jarosińska
Minister Anna Fotyga twierdzi, że działania premiera Donalda Tuska w ostatnich dwóch latach na rzecz pogłębiania sporu z ośrodkiem prezydenckim były niezgodne z Konstytucją, co wywołało konsternację w mediach. Czy słusznie?
- Rzeczywiście "postępowe" media natychmiast zaczęły wykrzykiwać, również stosując obraźliwe epitety, że to wstyd, iż Anna Fotyga była ministrem spraw zagranicznych itp. To ciekawe, bo przecież Fotyga nic takiego nie powiedziała, ot, po prostu powołała się na przepisy konstytucyjne dotyczące relacji prezydent - prezes Rady Ministrów - minister spraw zagranicznych.
Co z nich wynika?
- Po pierwsze, są dwa ośrodki władzy odpowiedzialne za politykę zagraniczną Polski: Rada Ministrów i prezydent RP. Z jednej strony przepis art. 146 ust. 1 stanowi, że to rząd prowadzi politykę zagraniczną Rzeczypospolitej Polskiej, ale przecież wcześniejszy przepis art. 126 ust. 1 stanowi z kolei, że to prezydent RP jest najwyższym przedstawicielem Rzeczypospolitej (potwierdził to zresztą TK). Dalej, przepis art. 133 ust. 3 wymaga zaś od prezydenta, premiera i ministra spraw zagranicznych współdziałania, co jednoznacznie nakazuje kreowanie wspólnej polityki zagranicznej przez obydwa ośrodki władzy wykonawczej i wyklucza możliwość realizacji własnych, odrębnych polityk w tym zakresie przez prezydenta i premiera.
Ale można powiedzieć, że prezydent Lech Kaczyński realizował politykę zagraniczną odmienną od stanowiska rządu?
- Otóż również przed ubiegłorocznym orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego w sprawie sporu kompetencyjnego prezydent Kaczyński nie realizował polityki zagranicznej odmiennej niż rząd Donalda Tuska. W tym względzie zawsze respektował jego stanowisko, choć bywały sytuacje, że polityka ta była realizowana przez prezydenta przy zastosowaniu środków, które nie spotykały się z akceptacją premiera i jego gabinetu. Można w tym miejscu zadać pytanie równoległe: czy kiedykolwiek, również przed ubiegłorocznym orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego w sprawie sporu kompetencyjnego, premier i jego ministrowie uprawiali politykę zagraniczną, nie uwzględniając w niej stanowiska prezydenta Kaczyńskiego, ba, nie pytając go nawet o zdanie? Niemal zawsze. Co więcej, Tusk i Sikorski permanentnie dyskredytowali prezydenta Kaczyńskiego na arenie międzynarodowej, a także w oczach polskiej opinii publicznej. Czynili to na różne sposoby, m.in. odmawiając Lechowi Kaczyńskiemu podróży na szczyty UE rządowym samolotem, nie ujmując prezydenta na liście osób stanowiących oficjalną delegację Polski na szczyty UE, a także podejmując absurdalną i niezgodną z prawem uchwałę potwierdzającą prawo premiera do ustalania składu delegacji Polski na szczyty UE - to tylko niektóre przykłady tej polityki dyskredytacji. Wszystko to razem wzięte, w kontekście przepisów przytoczonych na wstępie, jawi się jako działanie sprzeczne z przepisami Konstytucji RP odnoszącymi się do polityki zagranicznej. Anna Fotyga ma w tym zakresie rację.
Witold Waszczykowski mówił ostatnio w rozmowie w "Naszym Dzienniku", że spotkanie Putin - Tusk w Katyniu mogło zostać wstępnie ustalone już w czasie pobytu premiera Rosji na Westerplatte w ubiegłym roku.
- Przede wszystkim byłby to kolejny przejaw polityki dyskredytacyjnej poprzez wciągnięcie Rosji w rozgrywkę wewnętrzną pomiędzy dwoma ośrodkami władzy wykonawczej. Nie wiem, czy rzeczywiście - jak twierdzi minister Waszczykowski - to już na Westerplatte Tusk uzgodnił w Putinem, że zrobią oddzielne uroczystości w Katyniu i nie zaproszą na nie Kaczyńskiego, pewne jest jednak, że przystanie Tuska na zaproszenie Putina, obwarowane brakiem udziału w uroczystościach prezydenta Kaczyńskiego, też wpisuje się w politykę dyskredytacji ówczesnego prezydenta RP.
Jakie konsekwencje w świetle Konstytucji tego typu ustalenia rodziłyby dla premiera?
- W świetle Konstytucji wszystko, o czym teraz mówimy, czyli działania niezgodne z Konstytucją, jawią się jako delikt konstytucyjny. Delikt jest z kolei podstawą do sądzenia premiera i ewentualnie odpowiedzialnych pozostałych członków Rady Ministrów (oczywiście indywidualnie, a nie zbiorowo) przed Trybunałem Stanu. Problem jednak polega na tym, że premiera lub ministrów przed ten organ władzy sądowniczej może postawić tylko Sejm większością 3/5 głosów. Na pewno nie uczyni tego większość sejmowa. Przy czym należy podkreślić, że delikt konstytucyjny przedawnia się dopiero po upływie 10 lat.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik 2010-10-13

Autor: jc