Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Prawda, nie eufemizmy

Treść

Zdjęcie: Robert Sobkowicz/ Nasz Dziennik

To było straszne ludobójstwo i trzeba je nazywać po imieniu. Zaplanowane i w perfidny sposób wykonane na bezbronnych Polakach – mówił na skwerze Wołyńskim w Warszawie Szczepan Siekierka, prezes Stowarzyszenia Upamiętnienia Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów. 

Przez cały piątek trwały w stolicy uroczystości upamiętniające 71. rocznicę mordu Polaków na Wołyniu, dokonanego przez nacjonalistów ukraińskich, i 70. rocznicę banderowskiego ludobójstwa w Małopolsce Wschodniej. Zorganizowała je Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.

Zaczęły się na skwerze Wołyńskim przed pomnikiem upamiętniającym mordy na bezbronnych ludziach. Obecni byli minister Jan Ciechanowski, szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, przedstawiciele ministra kultury, organizacji kresowych, badaczka zbrodni Ewa Siemaszko i przedstawiciele wojska.

Andrzej Krzysztof Kunert, sekretarz ROPWiM, przypomniał historię pomnika na skwerze i ubiegłoroczne uroczystości.

– Dziś po raz drugi chcemy tu oddać hołd ofiarom zbrodni wołyńskiej i odmówić modlitwę – powiedział Kunert. Głos po nim zabrał Szczepan Siekierka. Prezes Stowarzyszenia Upamiętnienia Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów zarzucił współczesnym politykom i historykom odpowiedzialność za braki w edukacji na temat prawdy o zbrodni. – Pan minister powiedział o zamordowanych 100 tysiącach. Proszę państwa, jest udokumentowanych 200 tys. osób narodowości tylko polskiej i ponad 300 tys. żydowskiej – wskazał.

Siekierka przywołał bolesne karty historii własnej rodziny.

– We wrześniu 1944 r. mój stryj Jan Siekierka, jadąc do młyna z córką, został napadnięty przez ukraińskich bandytów i zamordowany. Wyjęli mu serce i jeździli po okolicznych wioskach, śpiewając „Jeszcze Polska nie zginęła”. Mojej stryjence i jej dwóm córkom, a moim kuzynkom, wydłubali oczy i żywcem wrzucili do studni. My o tej prawdzie musimy mówić – mówił poruszony Siekierka.

– 22 grudnia 1944 r. została zadźgana widłami druga moja ciocia. Jej siostrę, niespełna 20-letnią, nacjonaliści ukraińscy rozebrali, porąbali siekierą i podpalili. Kolejna ciocia nie zdążyła zabrać dziecka z domu podczas napadu. Gdy udało się jej do niego szczęśliwie wrócić, jej dziecko było całkowicie oskalpowane w kołysce. To są fakty. Tej zbrodni absolutnie nie można zapomnieć – dodał.

Jak mówić o Kresach?

Kresowiacy nie mają pretensji do narodu ukraińskiego, ale mówią jasno: nie można dziś uznawać bandytów za regularną armię.

– To jest terminologia stworzona przez historyków i ludzi, którzy na ten temat z autopsji mało wiedzą – skwitował Siekierka.

W kościele św. Aleksandra na placu Trzech Krzyży odprawiona została uroczysta Msza św. za dusze pomordowanych. Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który jej przewodniczył, zaznaczył w homilii, że wielu Polakom wydawało się, że rok 1989 będzie rokiem przełomowym, że wreszcie głośno powie się prawdę o ludobójstwie na Kresach Wschodnich.

– Niestety od 25 lat politycy przez nas wybierani boją się o swoje posady, tej czy innej ambasady, jeszcze inni siebie nawzajem. Rok temu była wielka szansa, żeby powiedzieć prawdę w 70. rocznicę wydarzeń. I wtedy był apel do parlamentarzystów polskich, żeby wreszcie mieli odwagę, jak przystało na Polaków. Niestety w Sejmie zabrakło 10 głosów. Chwała tym posłom, którzy głosowali za prawdą, i wielka hańba tym posłom, którzy głosowali za fałszywym, zakłamanym określeniem „czystki etniczne o znamionach ludobójstwa” – wskazał kapłan.

– Z przykrością muszę powiedzieć, że jak teraz patrzę od ołtarza, to żadnych polityków nie widzę. Mają inne ważne rzeczy, walkę o stołki w Sejmie, nagrywanie się wzajemne w restauracjach. Wszystko jest ważne, tylko nie udział w naszych uroczystościach – podsumował.

Jak tłumaczy Tadeusz Samborski, wiceszef Ogólnopolskiego Społecznego Komitetu Obchodów 70. rocznicy Banderowskiego Ludobójstwa w Małopolsce Wschodniej, prawda o ludobójstwie na Kresach Wschodnich może być ważnym elementem tożsamości narodowej.

– Ona się przebija z trudem, ale przecież mamy prawo do moralnej oceny przeszłości, jak też mamy prawo, a nawet obowiązek do troski o zachowanie pamięci o tych, którzy sami już się obronić nie mogą – mówi Samborski. Przypomina, że na Wołyniu Polacy ginęli w 1,5 tys. miejscowościach, a tylko w 150 są ich odpowiednio upamiętnione mogiły.

– Prawda o ludobójstwie to jest zadanie nie tylko dla społeczników entuzjastów i organizacji kresowych, ale powinna być elementem programu państwowego, bo to ociera się o sprawę honoru państwa i Narodu – wyjaśnia nasz rozmówca.

– Jeśli państwo nie jest w stanie uhonorować swoich ofiar sprzed 71 lat, to znaczy, że coś w tej strukturze pamięci narodowej szwankuje. Stosowanie wszelkiego rodzaju eufemizmów i zamienników w postaci „czystki etniczne o znamionach ludobójstwa” zaciera faktyczny obraz sytuacji – podkreśla Samborski.

Po Mszy św. uczestnicy uroczystości przemaszerowali na Krakowskie Przedmieście pod Dom Polonii. Tu przypomniano historię zbrodni ukraińskich na Kresach i odtworzono fragmenty wspomnień ludzi cudownie uratowanych spod siekiery, wideł czy noży.

Piotr Czartoryski-Sziler
Nasz Dziennik, 12 lipca 2014

Autor: mj