Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Pozwany Fundusz

Treść

Dyrektorzy szpitali na Podkarpaciu zapowiadają, że wobec braku pieniędzy za tzw. nadwykonania za lata 2008-2009 będą dochodzić swoich racji przed sądem. Wzorem szpitali psychiatrycznych, które wygrały z Ministerstwem Zdrowia, skarżą Narodowy Fundusz Zdrowia.
Już dawno wyraziliśmy pogląd, że chcemy pieniędzy od NFZ, a jak ich nie otrzymamy, to skierujemy sprawę do sądu. Pieniędzy za nadwykonania za 2008 rok możemy dochodzić tylko w sądzie. Kwestie nadwykonań za 2009 rok próbowaliśmy załatwić na drodze ugody z NFZ, ale byłaby ona dla szpitali nader niekorzystna. Zatem wszystko wskazuje na to, że o pieniądze za świadczenia za 2009 rok także będziemy walczyć w sądzie - powiedział "Naszemu Dziennikowi" Zbigniew Strzelczyk, dyrektor SP ZOZ w Kolbuszowej, przewodniczący Związku Szpitali Powiatowych na Podkarpaciu. Jego zdaniem, racje szpitali mogą być rozstrzygnięte tylko przed sądem i nie wynika to ze złej woli rzeszowskiego oddziału NFZ, tylko z braku środków, którymi dysponuje centrala w Warszawie. - Jeżeli sąd uzna nasze racje, to pieniądze będą pochodziły właśnie z centrali, a nie z oddziału - dodaje dyrektor Strzelczyk. Szpitale w konfrontacji z resortem zdrowia wcale nie stoją na straconej pozycji. Udowodniły to już dwie placówki o profilu psychiatrycznym. Chodzi o Wojewódzki Podkarpacki Szpital Psychiatryczny w Żurawicy oraz o Specjalistyczny Psychiatryczny Zespół Opieki Zdrowotnej w Jarosławiu, które zaskarżyły ministra o zwrot refundacji za leczenie nieubezpieczonych pacjentów i wywalczyły odpowiednio 111 i 165 tysięcy złotych. Czekają też na rozstrzygnięcie kolejnych procesów i kolejne pieniądze. - Pokazaliśmy, którędy droga, upadł też mit, że z resortem zdrowia nie da się wygrać. Powstaje tylko pytanie, dlaczego swoich słusznych racji musimy dochodzić w sądzie. Wszystkim dyrektorom, którzy wahają się wystąpić ze słusznymi roszczeniami, radzę, by śmiało, bez skrupułów zabiegali o swoje - powiedział nam dyrektor SP ZOZ w Jarosławiu Józef Długoń. Pogląd, że jest to słuszna droga, podziela też Zbigniew Strzelczyk. Tym bardziej że kwestia wyrównania nakładów na podkarpacką służbę zdrowia w bieżącym roku wciąż pozostaje nierozstrzygnięta. - W przypadku szpitali psychiatrycznych chodziło o chorych nieubezpieczonych, za których leczenie nikt nie chciał płacić. Sąd uznał, że winny jest Skarb Państwa, i nakazał Ministerstwu Zdrowia wypłacić należne pieniądze. Natomiast my występujemy przeciwko centrali NFZ w Warszawie - podkreśla dyrektor Zbigniew Strzelczyk. Dyrektorzy przed miesiącem zgodzili się na podpisanie tegorocznych kontraktów z NFZ po tym, jak decyzją minister Kopacz zwiększono je o 50 milionów złotych. Nie były to jednak dodatkowe środki dla województwa, a jedynie pieniądze przesunięte z refundacji leków. Szefowa resortu zdrowia, podejmując taką decyzję, obiecała wówczas, iż pieniądze te będą zwrócone w ramach tzw. pozaalgorytmowego rozdziału leków. - Z naszej strony zrobiliśmy wszystko, co było możliwe. Mimo starań jako oddział nie otrzymaliśmy praktycznie ani złotówki dodatkowych środków na zakup świadczeń, które w pełni zabezpieczyłyby oczekiwania szpitali - powiedział nam Marek Jakubowicz, rzecznik rzeszowskiego oddziału NFZ. Kolejny problem z planem finansowym podkarpackiego oddziału NFZ może pojawić się już w drugim półroczu, jeżeli nie wpłyną obiecane przez minister Kopacz środki uzupełniające z refundacji leków. Minister obiecała też, że w przypadku dodatkowych pieniędzy na leczenie w pierwszej kolejności zostaną zabezpieczone potrzeby Podkarpacia. Jednak dyrektorzy podchodzą do tych obietnic chłodno. Mając świadomość, że obecne środki nie zabezpieczają wszystkich potrzeb chorych, grożą, że jeżeli w tym roku nie otrzymają dodatkowych pieniędzy, wypowiedzą kontrakty. - Decyzja minister Kopacz o przyznaniu 50 mln zł nie zmienia praktycznie niczego. Tak naprawdę Podkarpaciu brakuje dzisiaj zastrzyku w postaci 300 mln zł, nie wspominając o pieniądzach za ubiegłe lata - dodaje Zbigniew Strzelczyk. Przewodniczący Związku Szpitali Powiatowych na Podkarpaciu zapowiada, że chorzy, którzy trafią na oddziały w sytuacji zagrożenia życia, nie będą pozostawieni sami sobie. Natomiast obawy mogą mieć pacjenci oczekujący na planowe zabiegi. Coraz trudniej bowiem znaleźć miejsce, gdzie - jeśli nie jest to zagrożenie życia - można być pewnym przyjęcia do szpitala i fachowej opieki. Ograniczenia w związku z rygorystycznym trzymaniem się limitów NFZ jeszcze w lutym podjął Szpital Powiatowy w Mielcu. Teraz to samo uczyniły rzeszowskie lecznice, ograniczając badania i zabiegi na większości oddziałów. Tak jest w przypadku Szpitala Wojewódzkiego nr 2, któremu tylko za 2009 rok NFZ nie zapłacił 20 mln zł za nadwykonania, oraz w przypadku Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego. - W bieżącym roku najbardziej drastyczne ograniczenia dotyczą przyjęć pacjentów i wykonywania zabiegów na oddziałach: okulistyki, laryngologii, chirurgii szczękowej. Wszystko po to, by zmieścić się w kontrakcie - wyjaśnia dr Bernard Waśko, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Rzeszowie. Podobnie jest w przychodniach specjalistycznych, gdzie pacjenci muszą oczekiwać na przyjęcie przez lekarza nawet kilka miesięcy. Można wybrać wizytę w prywatnym gabinecie, ale nie każdego na to stać.
Mariusz Kamieniecki
Nasz Dziennik 2010-03-17

Autor: jc