Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Potrafię dużo wytrzymać

Treść

Rozmowa z Paulą Gorycką, reprezentantką Polski w kolarstwie górskim
Jakie ma Pani cele na rok, który może być najważniejszy w dotychczasowej karierze?
- Cele są trzy. Pierwszy, główny, to kwalifikacja do reprezentacji na igrzyska olimpijskie w Londynie. Kolejnym są mistrzostwa Europy (na początku czerwca) i świata (wrzesień), które dla mnie będą niezwykle prestiżowe. Po raz ostatni wystartuję w nich w kategorii młodzieżowej i chciałabym z obu imprez wrócić z medalem.
Co musi Pani uczynić, by pojechać do Londynu?
- Dobre pytanie, bo jeszcze... nie wiem. Oczywiście muszę uzyskać odpowiednie wyniki, ale na razie nie mam pojęcia, jakie będą dokładne kryteria kwalifikacji. Polski Związek Kolarski ich jeszcze nie podał, a to nie jest specjalnie komfortowa sytuacja dla zawodnika. Zwłaszcza że prawdopodobnie kwalifikacje potrwają do końca maja.
Jako jedyna z grona reprezentantek Polski po ubiegłorocznym zamieszaniu postanowiła Pani pozostać przy trenerze Andrzeju Piątku. Dlaczego?
- Jeśli chodzi o kompetencje trenerskie, to chyba nie muszę wiele mówić, wystarczy spojrzeć na dorobek trenera. 32 medale najważniejszych imprez są najlepszą z możliwych rekomendacji. Trener prócz tego, że jest doskonałym fachowcem, jest też człowiekiem, z którym można normalnie porozmawiać, a to jest szalenie istotne w sytuacji, gdy ponad 250 dni w roku spędza się poza domem na zawodach i zgrupowaniach. Poza tym nie mam jeszcze wystarczającego doświadczenia i nie poradziłabym sobie, gdybym musiała sama pokierować swoim treningiem. W kolarstwie górskim bardzo ważne jest słuchanie własnego organizmu i wyłapywanie sygnałów, jakie wysyła. Ja się tego ciągle uczę i nie zawsze potrafię odpowiednio je zinterpretować. Trener tę sztuką ma opanowaną perfekcyjnie, za każdym razem, gdy o czymś mu mówię, coś przekazuje, wysuwa właściwe wnioski i na ich podstawie dobiera trening. Nie wyobrażam sobie, aby mógł mnie prowadzić ktoś inny.
Piątek mówi podobnie, uważając Panią za ogromny talent, kogoś, kto może pójść śladami Mai Włoszczowskiej.
- To miłe, gdy trener tak mówi, ale ja staram się o tym nie myśleć. Stąpam mocno po ziemi, koncentruję się na pracy, którą mam wykonać. Do tej pory udało mi się kilka razy zaznaczyć swoją obecność w międzynarodowej rywalizacji, ale mam nadzieję, że najlepsze dopiero przyjdzie.
Trudno przejść z kategorii młodzieżowców do elity?
- Poziom oczywiście jest inny, w elicie zawodniczki mają o wiele większe doświadczenie i obycie. Co najmniej kilka z nich stać na wygrywanie zawodów i zdobywanie medali najważniejszych imprez. Z drugiej strony wyścigi odbywają się po tych samych trasach, młodzieżowe są tylko trochę krótsze. Wiemy zatem mniej więcej, czego się spodziewać.
W młodości siła? Można by tak pomyśleć, patrząc na skład grupy, w której w nowym sezonie będzie się Pani ścigać.
- Kolarstwo górskie jest dyscypliną wytrzymałościową, w której najlepsze wyniki osiągają zawodnicy w przedziale 25-30 lat. Ja mam 22, Monika Żur 19, Adrian Kucharek 18. Jesteśmy młodzi, ale każdy kiedyś zaczynał. Myślę, że warto w nas inwestować, a za dwa, trzy lata odwdzięczymy się wynikami i zostaniemy najlepszą grupą zawodową w Polsce.
"Niemożliwe nie istnieje" - tak brzmi motto, jakim kieruje się Pani w życiu.
- Wierzę, że jeśli człowiek postawi sobie jakiś cel i bardzo, ale to bardzo chce go osiągnąć, dąży do niego z wielką determinacją, to jest w stanie go osiągnąć. Nawet jeśli na początku wydaje się to niemożliwe, nierealne, poza zasięgiem. Co pomaga? Samozaparcie, zaangażowanie. Zdarzają się gorsze momenty, kiedy człowiekowi się po prostu nie chce. Jednak marząc o sukcesach, trzeba codziennie, niezależnie od tego, czy pada deszcz, czy jest upał, czy czujemy się źle, realizować treningi i być w tym szalenie konsekwentnym. I jeszcze jedno: kolarstwo, skupmy się na nim, wydaje się na pierwszy rzut oka sportem bardzo indywidualnym. Tymczasem nie do końca jest to prawda. Ważny jest też zespół, a bez pomocy z zewnątrz, czyli trenera, masażysty czy mechanika, niewiele można osiągnąć. Krótko mówiąc: talent, czyli cechy psychofizyczne, to podstawa, potem dochodzi praca, mądra i ofiarna, wreszcie opieka innych.
Ma Pani takie swoje marzenia, które dziś wydają się niemożliwe do zdobycia?
- Pewnie. Tym największym, sportowym, jest medal olimpijski. Mam nadzieję, że skutecznie powalczę o niego w 2016 roku. A najbliższym marzeniem jest kwalifikacja do Londynu.
Twarda musi być z Pani dziewczyna.
- Dlaczego?
Bo niewiele osób, nie tylko kobiet, dojechałoby do mety wyścigu ze złamaną nogą. I to na drugim miejscu!
- Faktycznie, jakoś tak wyszło (śmiech). Podczas wyścigu Pucharu Świata w RPA miałam mały wypadek, poczułam straszliwy ból, ale trener, który przypadkiem stał niedaleko, krzyknął, żebym szybko wstała, wskoczyła na rower i jechała dalej. Dodał też, że "zaraz przejdzie". Nie przeszło, bynajmniej. Ból się nasilał, ale nie poddałam się, tylko zacisnęłam zęby. Po przejechaniu linii mety nie byłam jednak w stanie nawet wykrztusić z siebie słowa. Potem się dowiedziałam, że złamałam kość strzałkową.
Takie historie zwykle mocno hartują.
- Pewnie tak. Po prostu zrobiłam wtedy, co mogłam, pokonałam ból, pokonałam siebie i udowodniłam sobie, że jestem naprawdę wytrzymała. Mam jednak nadzieję, że podobne przygody już mnie nie spotkają. Wypadek i złamanie miały ogromny wpływ na cały poprzedni sezon. Oględnie mówiąc, taki sobie.
Co Panią pociąga w kolarstwie górskim?
- Mogłabym powiedzieć, że obcowanie z naturą, i to na pewno byłaby prawda. Bardziej mnie jednak pociąga, wręcz fascynuje, ta wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju satysfakcja, jaką odczuwa się po wykonaniu męczącego treningu. Radość po wyścigu, w którym niekoniecznie dojechało się do mety na pierwszym miejscu, ale w którym się walczyło do końca i dało z siebie wszystko.
Mamy mistrzynię w biegach narciarskich, która kolekcjonuje figurki i maskotki osiołków, Pani natomiast zbiera krówki.
- Tak jest.
Skąd taka akurat pasja?
- Prawdę mówiąc, nawet nie pamiętam, kiedy i gdzie to się zaczęło. Ale gdy się zaczęło, to mnie wciągnęło na dobre. Zbieram różne maskotki, figurki, breloki czy gadżety z krowami. Są po prostu... przyjemne. Krowy w naturze nie mam i nie planuję (śmiech).
Na koniec proszę powiedzieć, jaki ma Pani pomysł na swoją karierę. Tak by spełniły się wszystkie prognozy trenera Piątka.
- W karierze każdego sportowca jest jakiś przełomowy moment, który otwiera furtkę do nowych możliwości. Wierzę, że w moim przypadku będzie nim obecny sezon i realizacja tych trzech celów, o których wspomniałam na początku. Fajnie byłoby zakończyć mocnym akcentem starty wśród młodzieżowców, tak by dodać sobie skrzydeł. W przyszłym roku, już w wyższej kategorii, chciałabym jakoś zaznaczyć swoją obecność, by nie był to sezon przejściowy, bez wyników. W poprzednim, na mistrzostwach Europy, Słowenka Tanja Zekelj udowodniła, że nawet zawodniczka młoda, bez większego doświadczenia, może zdobywać medale wielkich imprez. A był to jej pierwszy rok w elicie. Podsumowując: zależy mi, aby z każdym rokiem się rozwijać i iść naprzód.
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz


Paula Gorycka ma 22 lata, uchodzi za największy talent w polskim kolarstwie górskim. W 2010 r. zdobyła brązowy medal młodzieżowych mistrzostw świata, w ubiegłym uplasowała się na drugim miejscu w zawodach Pucharu Świata w Pietermaritzburgu (RPA). Metę osiągnęła ze złamaną nogą. Reprezentuje barwy grupy 4F E-Vive Racing Team.
Nasz Dziennik Wtorek, 21 lutego 2012, Nr 43 (4278)

Autor: jc