Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Poszedł milion i nie było bezpiecznie

Treść

Komenda Rejonowa Policji Warszawa Śródmieście bada opisany przez "Nasz Dziennik" tragiczny przypadek obrońcy krzyża, który został podczas modlitewnego czuwania kopnięty przez chuligana. Miesiąc później mężczyzna już nie żył. Czy uraz klatki piersiowej, którego doznał pan Jan Klusik, gdy brał udział w modlitewnym czuwaniu przed krzyżem na Krakowskim Przedmieściu, spowodował jego zgon miesiąc później? Tego nie przesądzamy, powinny to ustalić powołane do tego organa. W tym rejonie prowadzony był bieżący monitoring, tymczasem sprawca ataku wciąż jest na wolności i czuje się bezkarny.
Urzędnicy ze stołecznego Ratusza przyznają, że na cele związane z sytuacją przed Pałacem Prezydenckim wydano około miliona złotych. Problem w tym, że te działania nie zapobiegły licznym aktom przemocy, jakie miały miejsce wobec osób modlących się o godne upamiętnienie katastrofy smoleńskiej.
Jak już informowaliśmy, pan Jan Klusik w nocy z 14 na 15 sierpnia br. brał udział w modlitwie przed krzyżem na Krakowskim Przedmieściu. Zasłonił swoim ciałem kobietę przed atakiem jednego z napastników. Otrzymał od niego potężny cios nogą w okolice klatki piersiowej. Miesiąc później, 18 września, zmarł nagle w Opolu. Wiadomo, że leczył się na serce. Jego pogrzeb odbył się przed tygodniem.
Według mecenasa Piotra Kwietnia, fundamentalne znaczenie dla ewentualnego dochodzenia przyczyn śmierci pana Klusika ma przeprowadzenie sekcji zwłok. - Trzeba na początku doprowadzić do ustalenia przyczyny zgonu. Jeżeli okazałoby się, że był nią jakiś uraz klatki piersiowej, który nastąpił w krótkim okresie przed zgonem, wtedy mamy poszlakę, że było to uszkodzenie związane z owym kopnięciem - tłumaczy mecenas Kwiecień. Jak zaznacza, drugą ważną sprawą jest zebranie świadków na okoliczność tego zajścia.
Członkowie rodziny pana Jana przyznają, że nie zgłaszali zainteresowania przeprowadzeniem sekcji zwłok zmarłego. - Trudno nam było wtedy łączyć te dwie sprawy - mówi Antoni Klusik, brat zmarłego. Podkreśla, iż pan Jan był zaangażowany w działalność patriotyczną i "robił wiele dobrego dla polskich środowisk".
Antoni Klusik kieruje nas do brata - Mariana Klusika, który posiada dokumenty dotyczące przyczyny zgonu.
- Ratownicy pogotowia przekazali, że doszło do zatrzymania krążenia - informuje pan Marian. I dodaje, że "na tej podstawie oparł się następnie lekarz wypisujący akt zgonu".
Pan Marian nie miał świadomości, że jego brat został uderzony w sierpniu przed Pałacem Prezydenckim.
- Nie decydowaliśmy się na sekcję zwłok, ponieważ o tym, że coś takiego miało miejsce, dowiedziałem się dopiero niedawno - wyjaśnia brat zmarłego.
Kto monitoruje monitoring
Mariusz Bulski, jeden z członków Inicjatywy Społecznej Obrońców Krzyża, nie ukrywa, że przed Pałacem Prezydenckim "było kilka takich drastycznych akcji". - Mnie na szczęście nigdy to nie dotknęło, gdyż ta zażarta dyskusja działa się w innym miejscu. Zobaczyłem w pewnym momencie, że się zakotłowało. Obserwowałem wtedy kilkukrotnie bardzo dużo rękoczynów. Nie były prowokowane przez obrońców krzyża, tylko przez drugą stronę - opowiada Bulski.
W Komendzie Stołecznej Policji zapewniono nas w poniedziałek, że odpowiedź w sprawie działań podjętych przez funkcjonariuszy w nocy z 14 na 15 sierpnia zostanie "Naszemu Dziennikowi" udzielona "jak najszybciej".
Niestety, nie otrzymaliśmy jeszcze z komendy informacji na temat możliwości wykorzystania taśm z monitoringu, jaki wówczas prowadzono przed Pałacem Prezydenckim, do identyfikacji sprawcy urazu, jakiego doznał Jan Klusik. Nie potrafiono nam też powiedzieć, czy są one zarchiwizowane i kto feralnej nocy śledził na bieżąco nagrania monitoringu. Poinformowano nas jednak, że trwa oczekiwanie na odpowiedź z Komendy Rejonowej Policji Warszawa Śródmieście w tej sprawie. Wygląda więc na to, że chuligan może sobie do tej pory spokojnie chodzić ulicami Warszawy, nie niepokojony przez organa ścigania.
Natomiast Monika Lewandowska z Prokuratury Okręgowej w Warszawie nic nie wie na temat zajścia na Krakowskim Przedmieściu, którego ofiarą padł Jan Klusik. - Nie ma takiego zdarzenia. W Prokuraturze Rejonowej Śródmieście Północ nie odnotowano tego przypadku. Być może szpital zawiadomił jakąś inną prokuraturę, ale póki co nie mamy takiego zgłoszenia - zaznacza Lewandowska.
26 sierpnia media podały, że wydatki ratusza związane z sytuacją przed Pałacem Prezydenckim przekroczyły już 3 mln złotych. Informację tę dementuje jednak Magdalena Łań z Urzędu Miasta Warszawy. Według niej, można mówić o mniej więcej 1 mln zł - a to też ogromna kwota. Nie otrzymaliśmy natomiast informacji, na co konkretnie wydano te pieniądze, skoro przed Pałacem Prezydenckim - gdzie rzeczywiście widać było obecność policji i innych służb odgradzających ludzi od krzyża także za pomocą barierek - i tak dochodziło do fizycznego napastowania modlących się. Z szeregu takich przypadków zdają sprawozdanie bezpośredni uczestnicy tych wydarzeń, m.in. na portalu internetowym W Obronie Krzyża.
Przytoczmy chociażby relację Dariusza Wernickiego z 26 września: "Przed Kordegardą modli się około 50 osób. Uaktywnili się przeciwnicy. Jeden z nich kopnął jedną z modlących się kobiet. Policja nie interweniowała".
A oto fragment wpisu Marii M. z 21 września: "Zapytałam któregoś dnia policjanta wyższego rangą, który stał z trzema swoimi podwładnymi dość blisko wulgarnie krzyczącej "młodzieży" obok ludzi modlących się - czy słyszy pan te wulgarne krzyki? Odpowiedział - nie, nie słyszę, bo rozmawiam z panią. Po czym głośno i cynicznie zaczął się śmiać a z nim jego trzej dużo młodsi funkcjonariusze".
Nie widzą szkodliwości
Również dziennikarze nie ukrywają, że bezpośrednio zetknęli się z agresją przeciwników krzyża. Redaktor Jan Pospieszalski, autor programów radiowych i telewizyjnych, który wielokrotnie bywał przed Pałacem Prezydenckim, przyznaje, że sam był obiektem przemocy fizycznej i werbalnej. - W moim przypadku prokuratura odmówiła wszczęcia dochodzenia. Po rozpoznaniu asesor przysłał mi pismo, że nie widzą szkodliwości społecznej czynu i sugerują, że jeżeli dalej chciałbym dochodzić sprawiedliwości, to tylko w drodze powództwa cywilnego jako osoba prywatna - demaskuje bierność organów ścigania Pospieszalski.
- Byłam świadkiem, jak obrońcy krzyża pamięci byli obiektami agresji ze strony różnorakich grup i grupek, które przychodziły w ten rejon celowo, żeby - jak mówili - "obejrzeć ten cyrk" i "zobaczyć ciemnogród". Były tam rozmaite ataki, począwszy od słownych - tak wulgarnych, że nie jestem w stanie ich powtórzyć - poprzez śpiewy specjalnie deformujące różne utwory kościelne czy patriotyczne, a skończywszy na fizycznych napaściach. Te ostatnie odbywały się również w rozmaity sposób, pojawiały się z różnym natężeniem. Poczynając od zrywania czapki z głowy modlącej się kobiety, a kończąc na rzucaniu się z pięściami. Bywały również ataki z rozmaitymi przedmiotami, ponieważ napastnicy przychodzili tam m.in. z butelkami piwa. Jedna z nich została stłuczona przy klęczącym pod krzyżem - relacjonuje z kolei redaktor Anita Gargas, autorka programu w TVP 1. Jak zaznacza, przychodziła przed Pałac Prezydencki wieczorami oraz w nocy. - Policja miała różne fazy zachowań. Czasem w ogóle nie interweniowała, a niekiedy robiła to bardzo energicznie. Jednak bywały okresy, że obrońcy krzyża musieli prosić stróżów prawa, żeby łaskawie zainteresowali się szczególnie jaskrawymi przypadkami łamania prawa przez napastników - konkluduje Gargas.
Jacek Dytkowski
Nasz Dziennik 2010-09-30

Autor: jc