Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Posłów zdyscyplinuje Schetyna

Treść

Grzegorz Schetyna zostanie nowym marszałkiem Sejmu, bo Platforma Obywatelska nie ma lepszego kandydata. Na takie rozwiązanie naciskał premier Donald Tusk, który stawia przed przewodniczącym klubu PO zadanie usprawnienia w parlamencie prac nad najważniejszymi ustawami, jakie wkrótce mają trafić do Sejmu. Schetyna ma też gwarancję od Tuska, że ten manewr nie spowoduje osłabienia jego pozycji w partii, i dlatego zachowa stanowisko sekretarza generalnego PO.
Jeszcze w poniedziałek rano na dziennikarskiej giełdzie kandydatów na nowego marszałka Sejmu było kilka nazwisk parlamentarzystów PO. Najczęściej wymieniano: minister zdrowia Ewę Kopacz, ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, szefa resortu kultury Bogdana Zdrojewskiego i przewodniczącego klubu parlamentarnego Platformy Obywatelskiej Grzegorza Schetynę. Szybko się okazało, że tak naprawdę liczy się tylko Schetyna, który jednak nie palił się do zajęcia miejsca Bronisława Komorowskiego. - Jeśli Platforma zdecyduje o powierzeniu mi funkcji marszałka, to nie będę się od tego uchylał - mówił z rezerwą Schetyna. Z naszych informacji wynika, iż zdecydowała opinia premiera Donalda Tuska. Szef rządu bowiem chce mieć na tym stanowisku polityka nie tylko sprawnego, ale i sprawdzonego w parlamentarnych i politycznych bojach. - Schetyna ma nadać pracom Sejmu dynamizm. Tusk uznał, że tylko on będzie w stanie dopilnować szybkiego uchwalenia ustaw, na których najbardziej zależy rządowi i premierowi - tłumaczy "Naszemu Dziennikowi" jeden z posłów. Z jego relacji wynika, że Tusk był gotów nie obarczać byłego wicepremiera taką odpowiedzialnością, ale pod warunkiem, że znajdzie się lepszy kandydat. Jednak takiej osoby Schetyna nie potrafił wskazać. Część naszych rozmówców twierdzi jednak, iż to sam Grzegorz Schetyna zabiegał o tę funkcję, widząc w tym szansę wzmocnienia swojej pozycji politycznej.
Premier chciałby jak najszybciej przepchnąć przez Sejm najbardziej kontrowersyjne ustawy, jak choćby nowelizację ustawy medialnej czy pakiet ustaw zdrowotnych. To zaś wymaga dyscypliny w parlamencie, sprawnej pracy posłów, i właśnie Schetyna ma tego pilnować, z czym Bronisław Komorowski nie zawsze sobie radził. Tym bardziej że PO czasu ma niewiele, bo już jesienią wybory samorządowe i Tusk musi udowodnić ludziom, że reformy ruszyły z kopyta, a do tego potrzebuje sprawnej maszyny do głosowania w Sejmie. - Na pewno tego egzaminu nie zdałaby np. minister Kopacz, która nie ma takich zdolności mediacyjnych i organizacyjnych jak Schetyna, więc jej kandydatura była bardzo krótko brana pod uwagę - twierdzi jeden z posłów PO. - Z kolei do Sikorskiego premier Tusk nie ma zaufania, nie chciałby też wzmacniać jego pozycji. Ponadto awans ministra spraw zagranicznych byłby możliwy tylko wtedy, gdyby jego miejsce w resorcie miał zając ktoś inny, a takich planów nie mamy - dodaje polityk PO. Donald Tusk zrezygnował już bowiem z planów powierzenia MSZ Włodzimierzowi Cimoszewiczowi. Nasi rozmówcy z PO twierdzą, iż ten scenariusz nie był tak naprawdę nigdy brany pod uwagę przez premiera. Cimoszewicz nie ma zaś atutów, które miałyby przekonać Tuska do zaproszenia go do rządu. Poparcie, którego były premier z SLD udzielił Komorowskiemu przed pierwszą turą, na niewiele się zdało, bo i tak lewicowy elektorat zagłosował na Grzegorza Napieralskiego i okazało się, że Cimoszewicz nie reprezentuje nikogo poza sobą. Nie jest więc groźny dla PO, a i do SLD nie ma raczej po co wracać. - Nic mu nie zawdzięczamy - tak Tusk miał na jednym ze spotkań z partyjnymi kolegami ocenić rolę Cimoszewicza w kampanii.
Będzie sekretarzem i... prezydentem?
Objęcie funkcji marszałka Sejmu może oznaczać nawet wzmocnienie pozycji Schetyny w partii. Donald Tusk po raz kolejny obiecał mu, że zgłosi jego kandydaturę na funkcję sekretarza generalnego PO, choć teoretycznie Schetyna powinien opuścić to stanowisko. Ale ma na nim pozostać, chyba że zmienią się dotychczasowe ustalenia. Wybór sekretarza i innych członków władz krajowych Platformy ma się odbyć we wrześniu podczas drugiej tury kongresu krajowego. - Grzesiek wie, że jego pozycja w partii wzrosła, gdyż jedyny, który mógł mu zagrażać i miał ambicje zająć jego miejsce, czyli poseł Sławomir Nowak, skompromitował się nieudaną kampanią wyborczą Komorowskiego i czeka go raczej "polityczna poczekalnia", a nie awans. Dlatego możliwe jest pozostawienie Schetyny na obecnym stanowisku, bo jestem przekonany, iż dobrze by on sobie z tym poradził - mówi senator PO, mając na myśli negatywną ocenę działania sztabu wyborczego Bronisława Komorowskiego, którym kierował właśnie Nowak. Kampania ta jest bardzo krytycznie oceniana również przez Tuska, a większość ekspertów twierdzi nawet, że to premier uratował Komorowskiemu prezydenturę i wygrał dla niego wybory, a nie sztabowcy Nowaka. Dlatego szef gdańskiej PO może zapomnieć o zajęciu w partii miejsca Schetyny, a jeszcze niedawno Nowak aspirował do funkcji sekretarza generalnego partii. Teraz już jednak widać, iż to starcie zdecydowanie przegrał on ze Schetyną i musi poczekać na kolejną szansę. Ale nie brakuje też głosów działaczy PO, że we wrześniu dojdzie do wyboru nowego sekretarza generalnego, bo tak nakazuje polityczny obyczaj. Poza tym, pozbawienie Schetyny wpływów w partii byłoby iluzoryczne, bo jako marszałek Sejmu mógłby się odpłacić Tuskowi, budując własne polityczne zaplecze.
Formalnie decyzja o powołaniu Schetyny na marszałka ma zapaść jeszcze w tym tygodniu, tym bardziej że na rozpoczynającym się dzisiaj posiedzeniu Sejmu rezygnację ze swojej funkcji ma złożyć marszałek Komorowski, od wczoraj już oficjalnie prezydent elekt. I jak najszybciej trzeba wskazać jego następcę. Choćby i z tej racji, iż do czasu złożenia przez Komorowskiego przysięgi przed Zgromadzeniem Narodowym i tym samym rozpoczęciem kadencji prezydenckiej to marszałek Sejmu będzie dalej pełnił obowiązki prezydenta. I takim p.o. prezydentem będzie teraz Grzegorz Schetyna.
Kto za Grześka?
Parlamentarzyści Platformy nie będą też mieli problemu z wyborem nowego szefa swojego klubu. Posłowie i senatorowie mają wybrać kogoś z dwóch wiceprzewodniczących klubu: byłego ministra w kancelarii premiera Rafała Grupińskiego i mniej znanego posła Sławomira Rybickiego z okręgu olsztyńskiego. - To naturalni kandydaci na stanowisko szefa klubu - mówi otwarcie poseł Andrzej Halicki, rzecznik klubu PO. Wydaje się, że większe szanse ma Grupiński, który liczy na poparcie premiera Tuska. Pokazał się on już jako dobry organizator prac parlamentarnych Platformy, ponadto nieźle radzi sobie także w mediach, a szef klubu będzie na pierwszej linii walki z opozycją. Poseł Rybicki ma pod tym względem zdecydowanie mniejsze doświadczenie. Ponadto Grupiński powinien sprawnie współpracować z nowym marszałkiem Sejmu. Na pewno pod uwagę nie są brani inni wiceprzewodniczący klubu, jak Sławomir Nowak i Janusz Palikot, a zwyczaj Platformy jest też taki, że właśnie ktoś z zastępców Schetyny powinien zająć jego miejsce.
Krzysztof Losz
Nasz Dziennik 2010-07-07

Autor: jc