Pomóc, nie moralizować
Treść
Krakowscy streetworkerzy (z ang. pracownicy uliczni) docierają do dzieci i młodzieży, dla której klatka schodowa, ulica czy osiedlowa ławka to główne miejsce spędzania czasu. Dotychczas udało im się nawiązać stały kontakt z prawie 30 osobami. Od października są zatrudnieni w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej. - Siedzieliśmy na klatce schodowej, pod drzwiami koleżanki, gdy podeszły do nas dwie osoby, kobieta i mężczyzna. Powiedzieli, że są streetworkerami, czyli pracownikami ulicznymi - opowiada 14-letnia Agnieszka. - Dali nam swój numer telefonu. Później sami do mnie zadzwonili. Powiedzieli, że mogłabym wziąć udział w kursie tańca. 15-letni Grzesiek mówi, że po rozmowie ze streetworkerami pomyślał: "fajnie by było, gdybym miał co robić". - Teraz się nie nudzimy. Nie musimy siedzieć w bloku - cieszy się Agnieszka. Spotykają się ze streetworkerami, żeby porozmawiać, czasem nawet o najbardziej banalnych sprawach. Chodzą też do osiedlowego klubu kultury. - Gramy w piłkarzyki, ping-ponga. Lubię też piłkę nożną. Kiedyś chciałbym zostać piłkarzem - mówi Grzesiek. To jeden z wielu nastolatków, do których starają się dotrzeć streetworkerzy. - Nasza praca polega na wychodzeniu na ulicę i szukaniu osób, które potrzebują pomocy. To my mamy przyjść do nich, a nie odwrotnie. Chcemy dotrzeć do tych, którzy nie mogą lub nie chcą skorzystać z instytucji pomocowych i są zagrożone wykluczeniem ze społeczeństwa - wyjaśnia Łukasz Hobot, koordynator streetworkerów. - Z badań Fundacji dla Polski wynika, że 13 procent dzieci w wieku od 3 do 18 lat jest pozbawionych opieki, wychowywanych przez ulicę i spędzających dużo czasu poza domem, który nie spełnia swoich podstawowych funkcji. Zespół streetworkerów składa się z dziewięciu osób. Wśród nich są pracownicy socjalni Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej; osoby, które mają już za sobą pracę z trudną młodzieżą, narkomanami czy bezdomnymi. Od października realizują projekt "Streetwork - skuteczny kontakt z klientem", finansowany w części ze środków unijnych, a w części przez krakowski MOPS. Działają w trzech zespołach. Jeden pracuje z bezdomnymi, a dwa z młodzieżą. Codziennie dwie osoby wychodzą w teren. Pracują na Kurdwanowie, Woli Duchackiej, Piaskach Nowych, Kozłówku, na terenie Rżąki, Bieżanowa i Prokocimia. Rozmawiają z osiedlowymi sklepikarzami, pracownikami domów kultury, strażnikami miejskimi. Nawiązują kontakty ze szkołami i klubami sportowymi. Idą tam, gdzie dzieci i młodzież spotykają się najczęściej. A ci ostatni na ulicy spędzają czas po szkole, zarabiają, nawiązują znajomości. Jedni są osamotnieni, pobawieni rodzinnej opieki, dla innych przebywanie na ulicy jest po prostu stylem życia. Przesiadują w klatkach schodowych, na ławkach przy osiedlowych sklepach, godzinami włóczą się po centrach handlowych. Streetworkerzy chcą im pokazać, że można żyć inaczej. - Niektórzy nawet nie wiedzą, że kluby sportowe, świetlice czy domy kultury mają ciekawe, często bezpłatne oferty, z których mogliby skorzystać - mówi Łukasz Hobot. W pawilonie handlowym przy ul. Beskidzkiej 30 pracownicy uliczni stworzyli miejsce, do którego będzie można przyjść, żeby spokojnie porozmawiać o kłopotach, ogrzać się, coś zjeść. - Zależy nam, żeby młodzież przychodziła do nas, jeśli ma jakieś problemy. Postaramy się pomóc, choć niczego nie obiecujemy. Nie moralizujemy, nie narzucamy się - podkreśla Łukasz Hobot. Streetworkerzy mają świadomość, że narażają się na wulgarne reakcje młodych ludzi. Większość reaguje jednak pozytywnie. Najważniejszy jest pierwszy kontakt. Trzeba wtedy zdobyć zaufanie i zapracować na sympatię. - To bardzo cieszy, gdy ktoś nas pamięta, pyta, kiedy znowu przyjdziemy albo zgłosi się po pomoc - mówi Hania, absolwentka resocjalizacji. Celem przedsięwzięcia jest bowiem pokazanie tym, którzy czują się zagubieni i zapomniani, że są osoby, które o nich pamiętają i chcą pomóc. Realizacja projektu kończy się w marcu 2008 r. KATARZYNA KLIMEK, "Dziennik Polski" 2006-12-28 *Imiona dzieci zostały zmienione
Autor: ea