Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Pomnik za pomnik

Treść

Zdjęcie: Robert Sobkowicz/ Nasz Dziennik

Dwa i pół roku od wyłonienia wspólnie uzgodnionego projektu Moskwie przestał się podobać zamysł pomnika ofiar katastrofy w Smoleńsku.

Władimir Medinski podczas piątkowej konferencji dość niespodziewanie zakwestionował rozmiary projektu.

– Otrzymaliśmy od polskiej strony projekt o rozmiarze w przybliżeniu 100 metrów, którego nie da się technicznie zrealizować, ponieważ naruszone byłyby przepisy bezpieczeństwa związane z ruchem drogowym. Tam po prostu brakuje miejsca na taki pomnik. Ponadto chcielibyśmy, żeby to był nie tylko pomnik, ale miejsce pamięci, żeby ludzie mogli przyjść, położyć kwiaty, pokłonić się, żeby były ławki, skwer, żeby to było miejsce, gdzie można się zadumać. Uważamy, że pomnik powinien być nieco mniejszy: ściana 40 metrów – stwierdził rosyjski minister kultury.

Zaznaczył, że Warszawa już została o tym poinformowana, ale nie zareagowała. – Naszą część pracy wykonaliśmy, teraz piłka jest po polskiej stronie. Wydzielone zostało miejsce, włączono władze obwodowe, jesteśmy gotowi w dowolnym momencie stworzyć wszelkie warunki dla postawienia pomnika. Może są z polskiej strony problemy z finansowaniem? – zaznaczył Medinski.

400 metrów przy lotnisku

Jak można wydzielić miejsce, skoro go rzekomo brakuje?

Na pomnik w Smoleńsku zgodził się podczas obchodów pierwszej rocznicy katastrofy prezydent Dmitrij Miedwiediew. Kwestię tę powierzono ministerstwom kultury. Przez rok trwały uzgodnienia i międzynarodowy konkurs. Autorzy musieli dostosować się do miejscowych warunków terenowych, a także uwzględnić fakt, że upamiętnienie stanie na terenie lotniska (pomnik nie mógł być zbyt wysoki); określono także, że konstrukcja może przekraczać 400 metrów kwadratowych.

W międzynarodowej komisji znaleźli się także Rosjanie, m.in. architekt prof. Jurij Wołczok i pracownik ministerstwa kultury Walerij Pierfiliow. Wyniki konkursu ogłoszono 30 marca 2012 roku. Jednomyślnie wygrał projekt autorstwa Andrzeja Sołygi, Dariusza Śmiechowskiego oraz Dariusza Komorka. Przewiduje on budowę muru o długości 115,5 m z wymyślnymi szczelinami oraz drogi wzdłuż niego o szerokości 6 metrów. W planie jest jeszcze kwadratowy plac o boku 16 m oraz jeszcze jeden kawałek drogi.

Rzecznik polskiego ministerstwa kultury Maciej Babczyński informuje, że projekt był wielokrotnie omawiany podczas bezpośrednich spotkań ministrów kultury i spraw zagranicznych oraz ekspertów obu resortów, odbywały się także konsultacje z władzami obwodu smoleńskiego. – Założenia projektu ani sam projekt podczas tych spotkań nie był kwestionowany. Przeciwnie, został bardzo pozytywnie odebrany, co było niejednokrotnie podkreślane przez stronę rosyjską, także podczas oficjalnego spotkania w Smoleńsku, kiedy z udziałem wicegubernatora przeprowadzono wizję lokalną w terenie przeznaczonym pod budowę pomnika – zaznacza rzecznik. Całość kosztów budowy pomnika ma sfinansować strona polska.

Jednak pomnik nie powstał. Jedną z przyczyn jest brak zgody prowadzących wciąż śledztwo polskich prokuratorów. Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej i polska prokuratura wojskowa zgodnie stoją na stanowisku, że dopóki dochodzenie nie zostanie zamknięte, teren miejsca katastrofy musi być dostępny dla ewentualnych badań.

Z ustaleń „Naszego Dziennika” wynika, że szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow wspomniał o problemie rozmiaru pomnika podczas wizyty w Warszawie 19 grudnia 2013 r., ale informacja o zastrzeżeniach nie została podana do publicznej wiadomości. Jednak MSZ zaczęło prowadzić w tej sprawie rozmowy. Jak się dowiedzieliśmy, kolejna runda rozmów na ten temat na poziomie dyrektorów departamentów odbyła się w Moskwie akurat w dniu konferencji Medinskiego. Podobno nawet coś ustalono.

Premier Ewa Kopacz powiedziała w sobotę, że Polska odpowie na stanowisko Rosji. – Był projekt, natomiast zmiany, które teraz są proponowane, są niezgodne z tym, co było wcześniej zaproponowane. Jak się na coś umawiamy, to powinno być tak, jak się umawiamy – stwierdziła. Dodała, że jest przeciwna łączeniu upamiętniania miejsc śmierci z polityką.

Przeciwwaga dla Katynia

Rzecz w tym, iż strona rosyjska widzi to zupełnie inaczej. Wypowiedź Medinskiego pojawia się w kontekście jego twierdzeń na temat konieczności wzniesienia pomnika jeńców sowieckich 1920 r., który Rosja chce zbudować w Krakowie. Problem losu wziętych do niewoli żołnierzy Armii Czerwonej, którzy zmarli w Polsce, został stworzony przez grupę sowieckich historyków poszukujących przeciwwagi dla Katynia.

W Moskwie działa Rosyjskie Towarzystwo Wojskowo-Historyczne (Medinski jest jego przewodniczącym), które zbiera już pieniądze na ten monument. Ten pomysł w Polsce jednomyślnie uznano za prowokację.

Wymysły Medinskiego

Medinski podzielił się z uczestnikami konferencji szokującymi poglądami na przebieg wydarzeń sprzed prawie stu lat. Postanowił obecnych dziennikarzy „nauczyć historii”: – W czasie wojny domowej [1917-1923] na terenie byłego imperium rosyjskiego na pewnym etapie polskie wojska pod wodzą Piłsudskiego zajęły Kijów. Jak pamiętacie, planowały też zająć Moskwę. Piłsudski obiecywał napisać na ścianie Kremla „Tu nie wolno mówić po rosyjsku”. W tych gorących czasach rewolucyjnych wielu socjalistów różne rzeczy obiecywało, więc nie mówię tego z obrazą. Potem Armia Czerwona wykonała kontruderzenie i czerwone wojska doszły aż do Warszawy, gdzie był cud nad Wisłą i w rezultacie mężnej obrony Polaków Armia Czerwona została odparta. Tak więc te działania zbrojne miały miejsce i na terenie Polski, i Ukrainy, i obecnej Federacji Rosyjskiej – perorował minister z uśmiechem na twarzy.

Według ministra, do polskiej niewoli trafili „nie tylko czerwonoarmiści, ale także białogwardziści i bojownicy różnych formacji narodowych, na przykład petlurowcy”, łącznie ok. 150 tys. osób.

– Sytuacja była trudna, samym Polakom nie było łatwo żyć, stosunek do jeńców był… nie według konwencji genewskiej, 50 tys. z nich zginęło – kontynuował wywody. Stwierdził następnie, że w ocenie polskich historyków zginęło tylko 20 tys. sowieckich jeńców, ale to błędny rachunek, bo Polacy „liczą tylko tych, którzy umarli w obozach dla jeńców, a jest jeszcze wielka ilość poległych na polu bitwy, tych, których pozostawiono, nie dowieziono do obozu, nie zarejestrowano, umarli od chorób, zostali rozstrzelani z powodu prób nieposłuszeństwa i nie trafili do statystyk”.

– W każdym razie 150 tysięcy zostało, 50 tysięcy wróciło. To jest straszna statystyka; 30 proc. nie wróciło z niewoli, z czym to można porównać? Tylko z niemieckimi obozami w czasie drugiej wojny światowej, z niczym innym. Tam nie wróciło 55 proc. sowieckich jeńców. Dla porównania z naszej niewoli nie wróciło 14 proc., a nawet 12 – podkreślił.

Medinski oznajmił także, że „Rosja będzie ubolewać, jeśli strona polska przeszkodzi” w budowie tym sowieckim obywatelom pomnika w Krakowie. – Jest to, wydaje mi się, zrozumiała dla wszystkich stron dobra inicjatywa. Dziwi mnie nerwowa reakcja niektórych polskich polityków, jakby nadmiernie zaangażowanych – oświadczył. Porównał planowane upamiętnienie do cmentarza w Katyniu.

– Polska strona postawiła pomnik w Katyniu, cieszy się on dużym zainteresowaniem. Nie może być takiej jednostronnej gry historią. Uznaliśmy rozstrzelanie polskich oficerów za zbrodnię wojenną, gdzie też są spory o ilość – polscy historycy twierdzą, że zginęło 20 tys. Polaków, u nas niektórzy sądzą, że mniej, gdyż w 20 tys. wliczono miejscowe ofiary represji. Ale choćby jeden jeniec został rozstrzelany bez śledztwa i sądu, byłoby to zbrodnią wojenną. Sprawców już osądzić się nie da, ale możemy tę zbrodnię potępić i upamiętnić. I odnosi się to do wszystkich naruszeń konwencji międzynarodowych, także zbrodniczemu, niemoralnemu odnoszeniu się do rosyjskich jeńców w Polsce – nie może być tu wybiórczości. Co za różnica, czy było ich 20, czy 50 tysięcy – oświadczył.

Żeby zachować „wzajemność”, minister obiecał, że w Moskwie powstanie pomnik… Konstantego Rokossowskiego.

Sama konferencja Medinskiego dotyczyła rosyjskiej reakcji na odwołanie przez Polskę udziału w „Roku Polski w Rosji” i „Roku Rosji w Polsce”.

Strona polska w kwietniu ogłosiła, że wycofuje się z wszelkich elementów oficjalnych towarzyszących wspólnym inicjatywom kulturalnym, a 23 lipca ogłoszono odwołanie jednego i drugiego „roku”. Przyczyną było złamanie prawa międzynarodowego przez Rosję w konflikcie na Ukrainie oraz obawy o wykorzystywanie imprezy artystycznej przez stronę rosyjską do promowania swojej wizji historii i aktualnych stosunków politycznych.

O słuszności tych obaw świadczą niektóre projekty wymienione na konferencji. Poza gościnnymi występami teatrów, festiwalami filmowymi i muzycznymi Rosja ma także plany wydawnicze. Jako przykład podano opublikowanie po rosyjsku książki Eugeniusza Duraczyńskiego „Stalin. Twórca i dyktator supermocarstwa”. Autor był w czasie stanu wojennego kierownikiem Wydziału Nauki i Oświaty KC PZPR. W wydanej w 2012 r. pracy nie ukrywa wprawdzie zbrodni Stalina, ale pokazuje go przede wszystkim jako twórcę nieprzemijającej potęgi sowieckiego państwa. Kontrowersji można się także spodziewać po publikacji zbioru nieznanych dotąd dokumentów pod tytułem „ZSRS a polskie podziemie wojskowo-polityczne. Kwiecień 1943 – grudzień 1945”.

Piotr Falkowski
Nasz Dziennik, 20 października 2014

Autor: mj