Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Polskiej neonatologii brakuje ludzi i funduszy

Treść

Z prof. dr hab. Marią Kornacką, kierownikiem Neonatologii i Intensywnej Terapii Noworodka Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego w Szpitalu Klinicznym im. Księżnej Anny Mazowieckiej przy ul. Karowej w Warszawie, rozmawia Maria Cholewińska Dlaczego zaangażowała się Pani w kampanię społeczną "O!Słoń wcześniaka"? - Problem polega na uświadamianiu całemu społeczeństwu, co tak naprawdę oznacza urodzenie wcześniaka i opieka nad nim: długofalowa, długoterminowa, trwająca nie tylko w okresie hospitalizacji noworodka na oddziale intensywnej terapii czy na oddziale patologii noworodka, ale też w okresie jeszcze późniejszym. Są to dzieci wymagające specjalnej troski przez wiele miesięcy i lat. Chcemy więc uświadomić całemu społeczeństwu, jak ważny, ale równocześnie kosztowny i złożony jest ten problem, a także jak ważny udział w tym problemie mają istniejące możliwości profilaktyki. Ta profilaktyka oczywiście jest realizowana, ale na pewno wymaga jeszcze rozszerzenia, wzorem innych krajów Europy, i to tych krajów sąsiednich. Czego możemy się od nich uczyć? - Chodzi tu m.in. o szczepienia, o możliwość podawania ciał odpornościowych - a to u nas kuleje, podobnie jak nie ma profilaktyki niektórych chorób, jak chociażby tego wirusa, który najczęściej powoduje zakażenia górnych dróg oddechowych, zapalenia oskrzeli i zapalenia dolnych dróg oddechowych, a więc zapalenia płuc, niestety częściej grożące noworodkom urodzonym przedwcześnie - szczególnie tym, które w momencie porodu ważą 500-700 gramów. Bo nawet takie dzieci ratujemy i ich przeżywalność jest w Polsce powyżej 90 proc., co świadczy o poziomie polskiej neonatologii, polskiej medycyny. Ale oczywiście nie chcemy, żeby zostały zniweczone wysiłki neonatologów, tej długotrwałej hospitalizacji na oddziałach noworodkowych: czasem cztero- czy pięciomiesięcznej, bo dziecko, które urodziło się w 24. tygodniu ciąży, a więc szesnaście tygodni za wcześnie, wymaga przebywania na oddziałach neonatologii właśnie 4-5 miesięcy. Później wypisujemy je do domu, ale oczywiście jeszcze bardzo długo obawiamy się o nie: o jego wzrok, o jego słuch, o jego rozwój. Ale również obawiamy się o jego infekcje, a zachorowalność na zakażenia górnych i dolnych dróg oddechowych jest zdecydowanie większa niż dzieci urodzonych o czasie, karmionych od pierwszych minut życia piersią. Chociaż muszę podkreślić, że oczywiście my jako neonatolodzy zabiegamy o to, żeby pokarm matki był dostarczany od pierwszych chwil życia, nawet u dzieci ważących zaledwie kilkaset gramów - ale czasem bywa to po prostu trudne do zrealizowania, np. te dzieci nie przyswajają w ogóle żadnego pokarmu podawanego doustnie albo po prostu mama przychodzi bardzo rzadko czy oddaje bardzo mało pokarmu - to są różne złożone problemy. Rocznie w Polsce rodzi się około 24 tysięcy wcześniaków. - Moim zdaniem, patrząc na liczby, to nie jest problem aż tak wielki - ale na pewno zdecydowanie większy w Polsce niż w innych krajach. Na przykład w krajach skandynawskich ten odsetek kształtuje się w granicach 2-2,5 proc., u nas stale jest w granicach 6 proc., a więc można powiedzieć, że to nie jest "aż tyle" dzieci. Natomiast myślę, że niewątpliwie konieczne jest obniżenie odsetka wcześniaków u nas, w Polsce, i zbliżenie się do tych niższych wartości. Warto zauważyć jednak dwie pozytywne tendencje: na szczęście liczba tych przedwcześnie urodzonych nie zwiększa się, utrzymując się na stale tym samym poziomie. Z kolei zdecydowanie zwiększyła się przeżywalność wcześniaków o największej niedojrzałości, tych urodzonych wiele tygodni za wcześnie. Tylko tutaj trzeba przyznać, że w związku z tą zwiększona przeżywalnością mamy różne kłopoty - m.in. z miejscami na intensywnej terapii noworodka. Jednym z podstawowych problemów neonatologii i intensywnej terapii noworodka jest niewielka liczba osób profesjonalnie przygotowanych do niesienia pomocy najmniejszym dzieciom, zwłaszcza wcześniakom. - Problemy kadrowe są rzeczywiście bardzo istotne. Tendencja odchodzenia od zawodu pielęgniarek jest problemem ogólnopolskim, może nawet ogólnoeuropejskim i ogólnoświatowym. Rzeczywiście tych pielęgniarek mamy coraz mniej, zainteresowanie tym zawodem jest coraz mniejsze. To samo niestety dotyczy lekarzy specjalizujących się w zakresie neonatologii. Jest to bardzo trudna specjalność, niezwykle trudne są dyżury nocne. Można powiedzieć, że tak naprawdę współczesny neonatolog zajmujący się leczeniem noworodków przedwcześnie urodzonych, to jest intensywista - lekarz, który głównie zajmuje się intensywną terapią noworodka. Jest to - tak jak każda intensywna terapia - bardzo trudna dziedzina medycyny, bardzo wyczerpująca i być może to "wypalenie zawodowe" wcześniej się zdarza niż w innych dyscyplinach medycznych. W każdym razie zainteresowanie tą specjalnością jest małe. Być może istotne znaczenie ma również fakt, że neonatologowi jest trudno mieć jakąś bardziej rozszerzoną prywatną praktykę. A jak jest z pieniędzmi? - To nasza druga bolączka, problem finansowania: nakłady na służbę zdrowia są za małe dla leczenia takich ciężko chorych dzieci. Tu pojawia się kwestia wysoko specjalistycznego sprzętu - sprzęt do intensywnej terapii noworodka czy do opieki nad noworodkiem, który nawet nie wymaga intensywnej terapii, ale wymaga specjalnej opieki, bo jest wcześniakiem - jest niezwykle drogi. Czasem jest on utożsamiany z inkubatorem: to jest niezwykle duże uproszczenie, bo inkubator jest to oczywiście bardzo istotny sprzęt, ale nie wyczerpuje całego ogromnego zagadnienia, tzw. stanowiska do intensywnej terapii noworodka, którego koszt wynosi szacunkowo 600 tys. złotych i składa się z bardzo wielu wysoko specjalistycznych sprzętów. Czasem w mediach słyszy się, że nie ma inkubatorów, a to tak naprawdę nie o inkubatory chodzi, tylko o inny sprzęt, który ratuje życie noworodkom, m.in. wysoko specjalistyczne respiratory i inne aparaty do wspomagania oddechu, sprzęt, który pozwala nam prawidłowo żywić te maleństwa, a przede wszystkim sprzęt pozwalający nam monitorować funkcje życiowe. Ogromny jest koszt jednego takiego stanowiska, a te wszystkie sprzęty muszą przecież ze sobą współgrać i nie mowy, żeby któregoś z nich mogło zabraknąć. Trzeba tutaj powiedzieć, że Narodowy Fundusz Zdrowia nie zapewnia w żaden sposób finansowania sprzętu - za wyposażenie szpitali im podlegających powinny być odpowiedzialne tzw. organy założycielskie szpitali, a więc wojewodowie, marszałkowie, ministerstwo czy władze uczelni - jeśli są to szpitale kliniczne. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-08-28

Autor: wa