Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Polskie weto - w walce o polskie interesy

Treść

Polskie weto w sprawie nowej umowy Unii Europejskiej z Rosją odbiło się głośnym echem zarówno na wschodzie, jak i na zachodzie naszego kontynentu. Poza oficjalnymi czynnikami rosyjskimi tak naprawdę nigdzie nie spotkało się z potępieniem. Polska bowiem już bardzo długo czeka na reakcję Brukseli w sprawie embarga, które Moskwa nałożyła na nasze produkty żywnościowe. Wszyscy doskonale wiedzą, że nie chodzi tutaj o żadne wymogi sanitarne, ale o nasze zaangażowanie po stronie Ameryki. Wojna iracka, w której Polska uczestniczy u boku USA, a także silne poparcie dla tzw. pomarańczowej rewolucji na Ukrainie doprowadziły do sytuacji, że zostaliśmy uznani tak przez UE, jak i przez Rosję za chłopca do bicia. Wszystkie niepowodzenia polityki rosyjskiej i niemiecko-francuskiej wobec USA były rekompensowane uderzeniami w interesy polskie. Tak trzeba rozumieć zakaz eksportu produktów żywnościowych do Rosji, taki też wymiar ma budowa gazowej rury bałtyckiej, szerokim łukiem omijającej Polskę. Rząd prawicowy w Polsce, mający w swym składzie wyraźny czynnik narodowy, również nie jest zbytnio akceptowany ani na Wschodzie, ani na Zachodzie. Źle przyjmują Rosjanie likwidację różnorakiej agentury postkomunistycznej, która siłą rzeczy pozostawała pod wpływem Moskwy. Jednak równie niepokojące jest to, że dostatecznie mocno w sferze obrony naszych interesów nie zareagowali Amerykanie. W żaden np. sposób nie uzależniali negocjacji z Rosją w sprawie przyjęcia do Światowej Organizacji Handlu od likwidacji embarga rosyjskiego. Dla Waszyngtonu Moskwa jest partnerem o wiele ważniejszym niż sojusznicza Polska. Usłyszeliśmy wręcz, że powinniśmy sobie sami ułożyć dobre stosunki z Rosją. Zapomniano jednak dodać, że popsuliśmy je przede wszystkim z powodu opowiedzenia się po stronie Ameryki w jej różnorakich konfliktach i akcjach globalnych. Naiwność polska polegająca na przekonaniu, że ktoś z wdzięczności uczyni coś dla sprawy polskiej, po raz kolejny została obnażona. Anglosasi, w tym Amerykanie, negocjują warunki sojuszu z partnerami na początku, potem jest już za późno, by zyskać od nich konkretne koncesje. Tak właśnie dziś jest za późno wyszarpać od Waszyngtonu zapłatę za Irak. Trzeba o tym pamiętać, gdyż cierpią także nasze interesy w obszarze kontaktów wschodnich. Wsparcie Unii Kolejne pytanie, które należy sobie postawić, to kwestia polityki Unii Europejskiej wobec Polski. Wedle wszelkich traktatów, które podpisaliśmy w chwili wejścia do Wspólnoty, mamy wraz z innymi krajami prowadzić wspólną politykę handlową. Polska musiała spełnić cały szereg wymagań sanitarnych, stworzyć na swoich wschodnich rubieżach wschodnią granicę UE, podporządkować się wspólnej polityce celnej. Jednakże ta sama Polska przez rok nie była w stanie wyegzekwować od Brukseli reakcji na niesprawiedliwą, dyskryminującą polskich producentów żywności blokadę. Zatem ponosząc wszelakie ciężary wspólnej polityki rolnej i celnej, Polacy zostali skazani na samotność w zmaganiach z potęgą rosyjską. Wszystko to było sprzeczne z różnorakimi zapisami traktatowymi UE. Dlaczego tak się działo? Ano dlatego, że prawo w Unii w dużym stopniu jest interpretowane pod dyktando silnych. Kiedy Niemcy i Francja kilkakrotnie przekroczyły dopuszczalny deficyt budżetowy przypisany krajom strefy euro, nie spotkało się to z żadną karą. Kiedy zaś Polsce należała się pomoc w zniesieniu embarga rosyjskiego, reakcji nie było. Można nawet powiedzieć, że działania Moskwy szły w pełni na rękę Paryżowi i Berlinowi, które chciały ukarać Warszawę za niesubordynację polegającą na samodzielnym sojuszu z USA. Kara za Irak, kara za Ukrainę miała być wymierzona rękami Rosjan. Unia tylko biernie się przyglądała naszemu upokorzeniu. Obecne weto polskie na forum unijnym obudziło wielu. Umowy między UE a Rosją są bardzo ważne zarówno dla Komisji Europejskiej, jak i dla wielu krajów Wspólnoty. Dlatego po polskiej stronie opowiedziała się w tych dniach nie tylko Komisja, ale nawet takie kraje jak Francja. Jeśli do końca wytrwamy w swej decyzji, to pomimo groźnych pomruków w Moskwie dyplomaci unijni z pewnością wymuszą na Rosji ustępstwa w sprawie Polski. Jeśli zaś to nastąpi, jeśli Rosjanie zrozumieją, że Polacy są w stanie do nich przemówić argumentem siły, zaczną nas nieco bardziej szanować. Tego szacunku do tej pory nie nabrali, ponieważ widzieli, jak mało skutecznie walczyli o nas Amerykanie. Jeśli do działania popchnięta zostanie Unia, możemy liczyć na szacunek. Bardzo wyraźnie o tym świadczy artykuł Władimira Putina w "Dzienniku". Prezydent Rosji piszący w polskiej prasie to ewenement. Tekst ten opublikowany został jeszcze w kilku ważnych tytułach europejskich (m.in. w "Le Figaro"). Putin posługuje się tutaj retoryką typową dla nowomowy europejskiej. Mówi nieustannie o dialogu i partnerstwie. Padają też konkrety, jak ten o stworzeniu z UE wspólnej przestrzeni gospodarczej i swobody przemieszczania się obywateli. Jest też teza skierowana nie wprost pod adresem Polski. Putin pisze: "Ci, którzy mówią o groźbie uzależnienia od Rosji, ograniczają stosunki między Rosją a Unią Europejską, usiłując je wepchnąć w przestarzały schemat 'swój - obcy'. Powtarzam: tego rodzaju stereotypy są dalekie od rzeczywistości, choć utrzymują się w myśleniu i praktyce politycznej, wywołując niebezpieczeństwo pojawienia się w Europie nowych linii podziału". Co ciekawe, tekst powyższy nie brzmi złowrogo, ma raczej uspokajać Europejczyków. To, że współczesny car Rosji, prowadzący brutalną wojnę z Czeczenią, mówi do Zachodu językiem nowomowy liberalnej, nikogo nie powinno dziwić. To jednak, że to samo oznajmia Polakom, jest mocno zastanawiające. Oczywiście nie powinno dziś chodzić o uleganie rozmiękczającej retoryce rosyjskiej. Chodzi o to, by do końca zadbać o swoje interesy i wymusić to, co nam się słusznie należy. Rosjanie liczą się z siłą i tylko siłę są w stanie uszanować. Wygrać swoje prawa Podsumowując, można śmiało stwierdzić, że działania rządu polskiego zakładające weto w UE dotyczące negocjacji umowy z Rosją są bardzo rozumne i uzasadnione. Niezwykle ważne jest, że poza SLD praktycznie cała polska scena polityczna (i koalicja, i opozycja) solidarnie popiera działania rządu w tym zakresie. Dyplomaci unijni nie spodziewali się, że znajdziemy dostateczny oręż, aby wyegzekwować swoje prawa. Uznawali nas po prostu za naiwnych chłopców do bicia. Jak widzimy, od tej pory sytuacja się zmienia. Ważne jest jedynie to, aby nie zadowolić się pięknymi słówkami i kolorowymi obietnicami. Musimy być twardzi i wygrać swoje interesy na styku naszych relacji z Brukselą i z Moskwą. Jeśli nam się to uda, postąpimy o krok nie tylko jako szanowany i poważny partner wewnątrz UE, ale nade wszystko zyskamy szacunek na wschodzie. Gdy zaś Rosjanie uznają nas za względnie silnych, zaczną z nami normalnie rozmawiać. I do takich rozmów powinniśmy przystąpić, gdyż długofalowe porozumienie z Rosjanami leży w naszym głębokim interesie. Na koniec musimy się zastanowić, do jakiego stopnia warto psuć sobie relacje z Rosją, angażując się w interesy amerykańskie. Wydaje się, że na przyszłość nasze zaangażowanie w projekty amerykańskie musi być obwarowane gwarancjami bezpieczeństwa ze strony USA. Do tej pory takich gwarancji nie dostaliśmy i musimy raczej sami radzić sobie z problemami, które w dużym stopniu są spowodowane naszymi sojuszniczymi relacjami z Waszyngtonem. Należy zatem pomyśleć o bardziej partnerskich relacjach również z naszym amerykańskim sojusznikiem. dr Mieczysław Ryba,"Nasz Dziennik" 2006-11-24

Autor: ea