Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Polskie tenisistki pożegnały się z Warsaw Open

Treść

Marta Domachowska i Urszula Radwańska pożegnały się wczoraj z rozgrywanym na kortach stołecznej Legii turniejem WTA Tour Warsaw Open (z pulą nagród 600 tysięcy dolarów). Warszawianka w drugiej rundzie przegrała z Ukrainką Aloną Bondarenko, zaś krakowianka ze Słowaczką Danielą Hantuchovą. Oba mecze wyglądały podobnie i zakończyły się identycznymi rezultatami: 3:6, 1:6.

Jako pierwsza z Polek na kort wyszła Domachowska. Warszawianka miała za sobą bardzo udaną inaugurację zmagań na dobrze sobie znanych kortach Legii, zdawała się być w wysokiej formie, dlatego spodziewaliśmy się wyrównanego pojedynku i niespodzianki. Faworytką była oczywiście rozstawiona z ósemką Bondarenko, ale sama nie kryła małych obaw. Początek meczu był więcej niż obiecujący, Polka zaczęła świetnie, przełamała serwis rywalki i objęła prowadzenie 3:2. Co równie ważne - grała bardzo dobrze, pewnie, swobodnie, wygrywała długie wymiany, próbowała urozmaiconych zagrań i to przynosiło efekty. Niestety, nagle stanęła w miejscu i dała się całkowicie zdominować rywalce. Przegrała osiem gemów z rzędu (oczywiście i seta), obudziła się dopiero przy stanie 0:4 w drugiej odsłonie. Utrzymała podanie, zdobyła gema i to było wszystko. - Sama nie wiem, co się stało. Początek był świetny, ale nagle uciekła mi koncentracja. Bondarenko doskonale to wyczuła, przyspieszyła i nie potrafiłam się jej przeciwstawić. Zapamiętałam jej serwis: niespecjalnie mocny, bez rotacji, ale wyjątkowo mi nie leżący - przyznała Domachowska, dodając, iż wciąż brakuje jej pewności na korcie.
Także Radwańska zaczęła świetnie. 18-letnia krakowianka wyszła na kort niezwykle skoncentrowana i przez pierwsze minuty grała tak dobrze, odważnie i dojrzale, że Hantuchova nie za bardzo wiedziała, co się dzieje. Polka błyskawicznie objęła prowadzenie 3:0, spisując się doskonale w każdym niemal detalu. Co z tego jednak, skoro nagle oddała przeciwniczce pole? Słowaczka zaczęła zdobywać gema za gemem, a Ula ze złością wpatrywała się w rakietę, która nie odbijała piłek tak, jak zawodniczka chciała. A wiadomo, iż jak młodsza z panien Radwańskich się denerwuje, to są kłopoty. Były. Hantuchowa łatwo dokończyła seta, w kolejnym dominowała już wyraźnie. Krakowianka nie potrafiła podjąć dalej walki, przegrana pierwsza odsłona kosztowała ją stratę pewności siebie. Szkoda. W ćwierćfinale Słowaczka zmierzy się z Czeszką Klarą Zakopalovą, która niespodziewanie pokonała 6:0, 6:4 rozstawioną z numerem trzecim Chinkę Jie Zheng. Z zawodami pożegnała się także turniejowa "piątka", Włoszka Sara Errani, która przegrała 3:6, 4:6 z Rumunką Alexandrą Dulgheru.
Wygrała natomiast największa gwiazda imprezy, słynna Rosjanka Maria Szarapowa 6:2, 6:0 z Białorusinką Darią Kustową. I przyznać trzeba, że wracająca do tenisa po kontuzji była liderka światowego rankingu wypadła bardzo dobrze: zagrała swobodnie, na luzie, pewnie. Rywalka nie sprawiła jej większych problemów, bo nie posiadała takich umiejętności, ale na poczynania Szarapowej patrzyło się z przyjemnością. To był ładny, efektowny tenis.
Pisk
"Nasz Dziennik" 2009-05-21

Autor: wa