Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Polityczny raport o Centrum Zdrowia Dziecka

Treść

Zdzisław Szramik, wiceprezes OZZL i członek Naczelnej Rady Lekarskiej:

Istota problemu Centrum Zdrowia Dziecka jest wbrew pozorom oczywista. Administracja służy do rozwiązywania problemów, których by nie było, gdyby nie ona sama. I tak jest w tym przypadku. Ministerstwo Zdrowia powołało zespół kontrolny, który składał się z dyrektorów z różnych szpitali, bodajże z Wrocławia, ze Szczecina. Mieli to być fachowcy najwyższej klasy, którym nie są obce problemy ochrony zdrowia. Jednak zespół ten wyciągnął szereg niewłaściwych wniosków z sytuacji skontrolowanej przez niego placówki.

Jednym z głównych zarzutów było to, że w Centrum Zdrowia Dziecka jest zbyt małe wykorzystanie łóżek i sal operacyjnych. Zespół – przypominam: złożony z fachowców – powinien wiedzieć i na pewno to wie, tylko o tym z premedytacją nie mówi, że Centrum ma nadwykonania, czyli świadczenia, które wykonało, a Narodowy Fundusz Zdrowia za nie nie zapłacił. Oczywistą rzeczą jest fakt, że gdyby jeszcze bardziej wykorzystywać łóżka i dostępne sale operacyjne, to ten dług wzrósłby jeszcze bardziej.

Nie można czynić zarzutu, że nie ma dobrego wykorzystania czy pełnego wykorzystania łóżek i sal operacyjnych, jeżeli nie ma pełnego finansowania. A właśnie za to odpowiada administracja, czyli rząd, parlament, Ministerstwo Zdrowia i Narodowy Fundusz Zdrowia. To, co obserwujemy, to są zaniedbania organizacyjne na szczeblu centralnym.

My, jako organizm zawodowy i samorząd lekarski,  mówimy o tym od wielu, wielu lat. Podkreślam: nie ma ekonomii w ochronie zdrowia. Jest tylko twardy dyktat: „macie się zmieścić w limicie i tyle”. Nikogo z administracji nie interesuje, jak mamy tego dokonać. Sztywne reguły to limity, które są nie do złamania. Tak działa system, który jest klasyczną piramidą finansową, podobną do tej, jaka jest w organizacjach przestępczych. I tak to niestety funkcjonuje w naszym kraju, dlatego administracja rozwiązuje problemy, które sama wcześniej stworzyła. Przykład Centrum Zdrowia Dziecka dobitnie to pokazuje.

Powoływani są fachowcy, a tak naprawdę pseudofachowcy, którzy wiedzą, jaka jest przyczyna, a piszą zupełnie inne raporty. Piszą także, że ktoś zarabia za dużo w Centrum Zdrowia Dziecka. Należy porównać zatem płace naszych profesorów, docentów  z zachodnimi i wtedy zobaczymy, czy ci pracownicy medyczni w Centrum Zdrowia Dziecka zarabiają za dużo. Wtedy będzie można takie rzeczy pisać czy analizować. Natomiast czy były przyrosty zatrudnienia, czy nie, to ja nie wiem. Podejrzewam, że tak jak te wyniki, tak i cała reszta raportu, były już ułożone, zanim powstał sam zespół, który jedynie się pod tym raportem podpisał.

Cały ten raport stawiam w kategorii dokumentu stricte politycznego. Dokument ten miał służyć tylko podparciu wcześniej już przyjętych decyzji. A ponieważ przyczyna jest zupełnie inna, czyli złe finansowanie, błędne procedury i ich limitowanie przez Fundusz, więc ja się z tym raportem nie zgadzam i uważam, że jest on nic niewart.

Jeżeli chodzi o odwołanie prof. Janusza Książyka z funkcji dyrektora Centrum Zdrowia Dziecka, to dokładnie nie wiemy, jakie inne zarzuty czy zaniedbania jeszcze wyszły. Jestem zwolennikiem procedur merytorycznych. Biorąc pod uwagę to, że ten raport nie dotknął fundamentalnych spraw, to podejrzewam, że cały jest dęty i nie ma żadnej wartości merytorycznej. Nie chcę bronić pana profesora Książyka, ale uważam, że jest to tak zwana pokazówka, która ma służyć potwierdzeniu tezy, iż można przy takiej administracji dobrze funkcjonować, a wszelkie problemy związane są z błędami ludzkimi. Podobnie mówiono w czasach komuny. Wmawiano nam wówczas, że system jest dobry, tylko człowiek zawinił. Chcę podkreślić, że ten raport naprawdę jest nic niewart i nie dotyka istoty sprawy.

Nasz Dziennik Wtorek, 12 lutego 2013

Autor: jc