Policyjny wicemistrz za kratami
Treść
Aż dwanaście zarzutów stawia tarnowska prokuratura młodszemu aspirantowi Grzegorzowi M., tegorocznemu wicemistrzowi Polski w konkursie na policjanta ruchu drogowego. On sam nie przyznaje się do żadnego z nich. Grzegorz M. w kręgu podejrzeń znalazł się pod koniec sierpnia, dwa miesiące po powrocie z jubileuszowego 20. finału ogólnopolskiego konkursu "Policjant Ruchu Drogowego Roku", gdzie z kolegą z krakowskiej drogówki wywalczył zespołowe wicemistrzostwo Polski. Aresztowano go w aferze tzw. łowców blach. Wszystkie stawiane mu zarzuty dotyczą udziału w ustawianiu kolizji i pomocy w wyłudzaniu odszkodowań z firm ubezpieczeniowych. - Jego zatrzymanie było dla nas prawdziwym szokiem. Długo był poza podejrzeniami, tym bardziej że pracował w ogniwie, które zajmuje się zabezpieczaniem imprez, a nie likwidacją szkód. Od 7 lat brał udział w różnych policyjnych turniejach i zdobywał medale. Oceniałem go jako bardzo dobrego policjanta, inwestowaliśmy w jego szkolenia i karierę. Wygląda na to, że gdzieś popełniliśmy błąd - przyznaje mł. insp. Ryszard Grabski, naczelnik krakowskiej drogówki. Jeden z zarzutów stawianych Grzegorzowi M. dotyczy sfingowania w grudniu 2001 r. kolizji przy skrzyżowaniu ulic Księcia Józefa i Kamedulskiej. Według tarnowskiej prokuratury, M. uzgodnił wcześniej z właścicielem samochodu czas i miejsce stłuczki, a potem zjawił się tam jako funkcjonariusz Sekcji Ruchu Drogowego Komendy Miejskiej w Krakowie, aby likwidować szkodę. - Sfałszował dokumentację z kolizji, co potem pozwoliło właścicielowi samochodu wyłudzić 25,8 tys. zł odszkodowania. Początkowo mieliśmy udokumentowanych 7 takich przypadków, w minionych tygodniu zakres zarzutów poszerzył się jednak o kolejnych pięć. Grzegorz M. przyjmował za to zwykle łapówki, od 400 do 500 zł - mówi prok. Bożena Owsiak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Tarnowie. Podejrzany nie przyznaje się do winy. Początkowo w ogóle zaprzeczał, że był na miejscu konkretnych kolizji. Gdy pokazano mu sporządzone przez niego notatki, stwierdził, że być może je likwidował, ale nie miał pojęcia, że były ustawiane. Grzegorz M. jest jednym z 14 policjantów zamieszanych w aferę "łowców blach". W śledztwie trwającym od lutego tego roku występują dwa główne wątki. Jeden dotyczy fingowania kolizji i wyłudzania za nie odszkodowań z firm ubezpieczeniowych. Drugi - poważniejszy - jest związany ze sprzedawaniem przez policjantów trzem firmom holowniczym informacji o stłuczkach i wypadkach. W tej sprawie postawiono zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. Mieli do niej należeć m.in. oficerowie dyżurni z krakowskiej komendy miejskiej pracujący na stanowisku wspomagania dowodzenia. Z ustaleń prokuratury wynika, że inkasowali od firm holowniczych od 300 do 500 zł za zgłoszenie rozbitego auta. Warsztaty blacharskie z kolei płaciły holownikom - ok. 10 proc. kosztów naprawy auta. Zanim afera ujrzała światło dzienne i trafiła do prokuratury, jej rozpracowaniem przez cztery lata zajmowało się Biuro Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji (tzw. policja w policji). Dotychczas w tej sprawie zarzuty przedstawiono 35 osobom, 18 z nich było aresztowanych. Prawie wszystkie areszty zostały już jednak przez sąd uchylone. W tej chwili w celi przebywa jedynie Grzegorz M. Jeśli potwierdzą się stawiane mu zarzuty, grozi mu do 8 lat więzienia. (EK) "Dziennik Polski" 2007-11-07
Autor: wa