Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Polecił brata Wassermannowi

Treść

Do stycznia krakowska prokuratura przedłużyła śledztwo w śledztwie śmierci 46-letniego mężczyzny, który podczas remontu spadł z tarasu domu ministra Zbigniewa Wassermanna. Prokuratura sugeruje, że robotnik został wprowadzony na teren posesji przez swego brata, właściciela firmy remontowej. Ten w rozmowie z "Dziennikiem Polskim", stwierdził, że jedynie polecił brata Wassermannowi, który potrzebował osoby do remontu tarasu. Jak już informowaliśmy, zaraz po wypadku, który wydarzył się w październiku ubiegłego roku, prokuratura wszczęła postępowanie w sprawie niedopełnienia obowiązku przez osobę odpowiedzialną za bezpieczeństwo pracy, a także narażenie pracownika na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. W trakcie postępowania prokuratura ustaliła, że mężczyzna nie był oficjalnie zatrudniony. Podobne stanowisko prezentowała Okręgowa Inspekcja Pracy. Robotnik zmarł dwa miesiące po wypadku. Według prok. Krzysztofa Urbaniaka, zastępcy prokuratora okręgowego w Krakowie, istnieje duże prawdopodobieństwo, iż robotnik został wprowadzony na teren posesji przez swego brata - Janusza Kuklę, właściciela firmy dekarskiej, która remontowała dach domu ministra Wassermanna. Janusz Kukla w rozmowie z "Dziennikiem Polskim" stwierdził, że nie był pracodawcą brata, a jedynie polecił go Wassermannowi, który potrzebował kogoś do remontu tarasu. - Mam firmę dekarską, nic mi do prac na balkonach. Wskazałem więc ministrowi mojego brata. Z mojego polecenia u państwa Wassermannów pracowała też ekipa zajmująca się pracami przy elewacji domu. Nie byłem żadnym generalnym wykonawcą - zastrzega. - Wszyscy byliśmy zatrudnieni bez umowy. Dekarz twierdzi, że dostał wynagrodzenie od Wassermannów po śmierci brata, czyli ponad dwa miesiące po wypadku. Na przekazie była jednak adnotacja, że to należność za remont dachu, a także tarasu i elewacji. - Postanowiłem zabrać co moje, a resztę pieniędzy, czyli - za prace elewacyjne i na tarasie - odesłać ministrowi - mówi dekarz, podkreślając, że właśnie tak zeznał w prokuraturze. Co mówili inni świadkowie? Tego prokuratura nie chciała powiedzieć "Dziennikowi Polskiemu". Wiadomo, że przesłuchano już właścicieli posesji, ich sąsiadów, a także pracowników firmy remontowej. Prok. Krzysztof Urbaniak, pytany przez nas o postępy w śledztwie, stwierdził, że biegli z zakresu budownictwa i bhp nadesłali już ostateczne ekspertyzy, jednak konieczne jest jeszcze przygotowanie opinii kompleksowej. Pytany o treść ekspertyz, odesłał nas do rzeczniczki prokuratury. I tu pojawił się problem, bo prok. Bogusława Marcinkowska udzieliła nam zgoła innej odpowiedzi. Według niej ekspertyz nie ma w prokuraturze, gdyż biegli na ich przygotowanie mają czas do końca października i listopada. Na razie nie ma też mowy o żadnej kompleksowej ekspertyzie. Śledztwo zostało przedłużone do końca stycznia. MAGDALENA STRZEBOŃSKA "Dziennik Polski" 2007-10-05

Autor: wa