Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Płomienie i wybuchy

Treść

Ponad 14 godzin trwała akcja gaszenia pożaru hurtowni artykułów sanitarno-higienicznych przy ul. płk. Dąbka w Krakowie, do którego doszło w nocy ze środy na czwartek. Magazyny i składowane w nich towary spłonęły doszczętnie.

W hurtowni, składającej się z dwóch przylegających do siebie jednokondygnacyjnych hal magazynowych - murowanej i blaszanej (o łącznej powierzchni ponad 4 tysięcy metrów kwadratowych), składowano środki czystości (mydło, proszki do prania i inne detergenty), kosmetyki (perfumy, dezodoranty itp.), a także m.in. papierowe ręczniki, podpaski i chusteczki higieniczne. Jak się dowiedzieliśmy, niedawno była tam dostawa towaru.

Zgłoszenie o pożarze strażacy otrzymali minutę po północy (poinformował ich o tym kierowca, który przejeżdżał akurat ul. płk. Dąbka), a niecałe pięć minut później byli już na miejscu. - Pożar wybuchł w tylnej części blaszanej hali. Pracownicy hurtowni próbowali go gasić, ale im się nie udało. Chemikalia, które się tam znajdowały są łatwopalne, więc ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie (dodatkowo nie było elementów mogących go zatrzymać, gdyż jest to hala jednopowierzchniowa z drobnymi tylko przepierzeniami). Gdy dotarliśmy na miejsce, pożarem objęte było już trzy czwarte powierzchni magazynu. Paliła się część dachu, a płomienie wychodziły na zewnątrz - relacjonował st. bryg. Józef Pękala, komendant miejski Państwowej Straży Pożarnej w Krakowie. - Nie mogliśmy wejść do środka, gdyż metalowa konstrukcja groziła zawaleniem. I tak też się stało. Blaszana hala dosłownie złożyła się jak domek z kart.

Nie było już szans na uratowanie hali, więc strażacy skupili się na ochronie sąsiednich budynków. Największe zagrożenie stwarzał zbiornik z gazem - o pojemności 2,7 m sześc. - ustawiony przy ścianie magazynu (z niego wyprowadzona była do wnętrza budynku instalacja grzewcza). - Strach pomyśleć, co by było, gdyby zbiornik wybuchł. Na szczęście udało nam się zapobiec jego rozszczelnieniu - dodał Józef Pękala. Wybuchło natomiast kilka mniejszych butli z gazem (było ich w hali kilkanaście), służących do napędzania wózków widłowych. Eksplodowały również pojemniki aerozolowe (dezodoranty itp.).

W akcji gaśniczej uczestniczyło 80 strażaków ze wszystkich jednostek ratowniczo-gaśniczych Krakowa oraz z Małopolskiej Brygady Odwodowej Komendanta Wojewódzkiego PSP. Na miejscu pojawiło się 13 wozów gaśniczych ciężkich, 6 średnich, drabiny, samochody oświetleniowe, a także dwie 18-tonowe cysterny, którymi dowożono wodę. - Na miejscu znajdował się tylko jeden hydrant wewnętrzny (w dodatku o nikłej sprawności), musieliśmy więc korzystać z sieci hydrantowej przy ul. Lipskiej - wyjaśnił komendant Pękala.

Pożar udało się ugasić w ciągu półtorej godziny, ale dogaszanie tlącego się pogorzeliska, jego zabezpieczanie i prace rozbiórkowe trwały do godz. 14 (w akcji pomagali policjanci i strażnicy miejscy). Strażacy dokonali także pomiarów stężeń substancji niebezpiecznych. Nie wykazały one przekroczenia dopuszczalnych norm.

Na szczęście w pożarze nikt nie ucierpiał, spłonęły za to składowane w hurtowni towary. Straty oszacowano na 6-7 mln złotych.

- Nie każdy obiekt nadaje się do magazynowania artykułów chemii gospodarczej, które są przecież łatwopalne. Odporność pożarowa tych hal była niewystarczająca, stąd ogromne straty - tłumaczy Józef Pękala.

Na razie przyczyny pożaru nie są znane. - Najpierw trzeba przeprowadzić oględziny i zabezpieczyć ślady. Przesłuchamy również świadków zdarzenia i powołamy biegłych, którzy ustalą przyczynę pożaru - powiedziała Sylwia Bober-Jasnoch z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.

(PSZ)

"Dziennik Polski" 2005-11-04

Autor: ab