Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Platformerskie "podmioty" jak "lub czasopisma"

Treść

Platforma Obywatelska nie chce ujawnić nazwisk osób, które uczestniczyły w przygotowaniu zmian w ustawie o radiofonii i telewizji, zaś wszelkie pytania o dane ekspertów określa mianem "ataku medialnego". Tymczasem wszystko wskazuje na to, że twórcy ustawy umieścili w niej podobne do znanych z czasów afery Rywina zapisy pozwalające ściśle określonej grupie osób powiązanej z obozem rządzącym lub - desygnowanym przez premiera - prezesem Urzędu Komunikacji na Elektronicznej przejęcie majątku mediów i uzyskanie znacznych zwolnień finansowych. Sprawę praktycznie załatwia kosmetyczna zmiana w art. 32 projektu ustawy, w którym słowo "przedsiębiorcy" zastąpiono słowem "podmioty". Czy otwiera to ścieżkę do tworzenia praktycznie niekontrolowanych fundacji gospodarujących majątkiem mediów publicznych? Projekt zmian w ustawie o radiofonii i telewizji przygotowany przez PO, który w ubiegłym tygodniu trafił pod obrady Sejmu i po pierwszym czytaniu został odesłany do dalszych prac w komisji kultury, wzbudza kontrowersje. Przede wszystkim wiążą się one z planami przekazania kompetencji koncesyjnych i technicznych, związanych z przyznaniem częstotliwości, prezesowi Urzędu Komunikacji Elektronicznej desygnowanemu przez premiera. - W praktyce będzie to oznaczało, że nadawcy społeczni i prywatni będą musieli o wszystko zabiegać w rządzie, w środowiskach rządowych; tak o nowe koncesje, jak i rekoncesje - mówi poseł Paweł Kowal, wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego PiS. Zdaniem Kowala, zaskakujący jest sprzeciw PO wobec ujawnienia nazwisk ekspertów uczestniczących w przygotowaniu tego projektu. Tymczasem po wnikliwym zapoznaniu się z zapisami projektu niechęć Platformy do ujawnienia personaliów ekspertów nie dziwi. Jedna niewielka zmiana w ustawie pozwoli bowiem osobom powiązanym z "grupą trzymającą władzę" na uwłaszczenie się na majątku mediów państwowych i uzyskanie dla nowo powstałych "inicjatyw" znacznych zwolnień podatkowych. Na taką możliwość wskazywał Jan Pospieszalski, pisząc na swoim blogu: "wszystko wskazuje, że nowelizacja ustawy medialnej autorstwa posłów PO, ma swoje 'lub czasopisma'? Nastąpiła, bowiem istotna zmiana jednego ze słów w ustawie. Umożliwia to 'przedsiębiorczym' zadziałać dużo sprawniej niż pozwalałyby na to słynne 'lub czasopisma'". - W czwartek zaczęła pracę komisja, ustawa jest zgłoszona, odbyło się pierwsze czytanie. W trakcie prac nie komentuję sprawy. Jak komisja i podkomisja zakończy prace, to będą komentarze - mówi poseł Iwona Śledzińska-Katarasińska (PO), jedna z autorek projektu. - Odczytuję to jako kolejną próbę prywatyzacji, w tym wypadku dzikiej, polskich mediów publicznych. Czy naprawdę musimy podchodzić do telewizji czy radia jak do huty? Przecież pod wieloma względami zaczyna być tak, jakbyśmy chcieli sprywatyzować Muzeum Narodowe! Zapis art. 32 projektu ustawy medialnej przygotowanej przez PO rzeczywiście budzi spore zaniepokojenie. Stanowić on bowiem może furtkę pozwalającą na przejmowanie i stopniowe uwłaszczanie się na majątku mediów publicznych za pomocą niezależnych "podmiotów", takich jak np. jakieś fundacje czy stowarzyszenia. Czas uznać, że dobra kultury narodowej są własnością nas wszystkich, a państwo powinno stwarzać regulacje, by je chronić - uważa Kowal. Do tej pory artykuł ten mówił: "W celu realizacji zadań radiofonii i telewizji publicznej spółki mogą za zgodą Krajowej Rady tworzyć przedsiębiorców przewidzianych przepisami prawa (...)". W projekcie Platformy Obywatelskiej słowo "przedsiębiorców" zostało zastąpione sformułowaniem "podmioty" mającym bardzo szeroki zakres znaczeniowy. - Rzeczywiście, to bardzo niepokojący zapis pozwalający na powoływanie tworów prawnych mogących uniezależnić się od władzy publicznej. Mieliśmy do czynienia z takimi sytuacjami na początku lat 90. i jak to się skończyło, nie trzeba chyba przypominać - mówi poseł Jan Dziedziczak (PiS), członek sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu. Stwierdzenie "podmioty" zamiast "przedsiębiorcy" pozwoli osobom zarządzającym majątkiem mediów publicznych na tworzenie na ich bazie niepublicznych stowarzyszeń i fundacji, które tym samym uniezależnią się od kontroli państwowej. Czy taki był właśnie cel twórców ustawy? - Taki miał sens, że na przykład być może nadawca zechce powołać fundację. A fundacja nie jest przedsiębiorcą. To na pewno nie pozwoli nikomu na przejmowanie majątku spółek - zapewnia posłanka Śledzińska-Katarasińska. - To skok na majątek mediów publicznych. Jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację, gdy osoba zarządzająca publicznym medium, nadawca, powołuje prywatną fundację, która korzysta ze środków tegoż medium i z czasem się od niego uniezależnia - mówi poseł Tomasz Górski (PiS) z sejmowej Komisji Gospodarki. - Praktyka prywatyzacji wielu państwowych przedsiębiorstw po 1989 r. potwierdza taką możliwość - dodaje. Rady nadzorcze oraz zarządy mediów publicznych mogą być odwoływane przez Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy. Tyle że w przypadku, gdy mamy do czynienia z jednoosobową spółką Skarbu Państwa, zarząd i radę programową praktycznie dowolnie zmienia minister Skarbu Państwa. - Takich kruczków w ustawie jest więcej. Jak choćby mówiące o tym, że o zwolnieniach i ulgach w opłatach decyduje, również jednoosobowo, prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej, a więc osoba powoływana przez premiera. Wreszcie to szef UKE, nie zaś - jak do tej pory - KRRiT decyduje o przyznaniu statusu nadawcy społecznego. Po przyjęciu ustawy media publiczne i ich majątek staną się aktywami grupy trzymającej władze - konkluduje poseł Górski. Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2008-01-30

Autor: wa